Odwrotnie niż u Pasikowskiego
W zbiorowej świadomości pozostaje głównie aktorem - uosobieniem filmowego macho z filmów Pasikowskiego. Bogusław Linda zrealizował jednak już cztery filmy jako reżyser. W ostatnim, "Jasne błękitne okna", opowiedział historię przyjaźni dwóch kobiet, które zagrały Beata Kawka i Joanna Brodzik. Bogusław Linda w rozmowie z Tomaszem Bielenia opowiedział o męskim szowinizmie, popularnej niegdyś aktorce Barbarze Brylskiej, erotycznym przedmiocie swego filmowego pożądania, oraz o różnicach między jego filmem a kinem Władysława Pasikowskiego.
Kiedy trafił do pana pomysł na film "Jasne błękitne okna"?
Bogusław Linda: Beata [Kawka - odtwórczyni roli Beaty] przyszła do mnie ze scenariuszem cztery lata temu. Wtedy powiedziałem, że ten tekst nie nadaje się na film. Wróciła teraz i go zrobiłem.
Co było nie tak w pierwotnej wersji scenariusza?
Bogusław Linda: Była to bardziej literacka historia, niemieszcząca się w budżecie normalnego filmu - taka historia dwóch kobiet, która opowiadała całe ich życie. Znaleźć 15 aktorek w różnym wieku jest przecież niemożliwe. Zaprzeczała więc prostym prawom filmowym.
Pański film opisywany jest jako przykład kina kobiecego.
Bogusław Linda: Ja nie chciałem w ogóle robić filmu kobiecego. Po prostu dziewczyny [Beata Kawka i Joanna Brodzik] przyszły do mnie z pomysłem. Beata już u mnie grała wcześniej w "Sezonie na leszcza". To wszystko.
Co mężczyzna może nauczyć się o kobietach z pana filmu?
Bogusław Linda: Nie mam pojęcia. Nie jestem od tego, żeby uczyć mężczyzn. Chciałem opowiedzieć pewną historię o przyjaźni i to niezależnie od tego, czy jest to przyjaźń w spódnicy, czy w spodniach. Jest to też w równej mierze opowieść o śmierci, miłości i również o zdradzie. Wydaje mi się, że są to rzeczy uniwersalne.
A ten film jest dla mnie kobiecym filmem tylko z jednego powodu - główne role grają w nim kobiety.
Czego mężczyzna Bogusław Linda nauczył się w ciągu życia od kobiet, że tak dobrze poznał ich psychikę?
Bogusław Linda: Nie mam pojęcia, czy dobrze poznałem, natomiast wiele się nauczyłem. Szczególnie od nich. Kobiety są po to, by nas prowadzić przez to życie i żeby nas podtrzymywać - abyśmy stali mocniej na ziemi. Dają nam więc tą całą adrenalinę, dzięki której czujemy, co to życie.
Czy mężczyzna jest w stanie zrozumieć przyjaźń kobiet?
Bogusław Linda: Nie mam pojęcia, ale myślę, że nie. Uważam jednak, że to fascynujące, że są dwie nacje, które wzajemnie nie do końca się poznają, ale są sobą zafascynowane. Oprócz biologii oczywiście. Ale myślę, że na tym to polega, ten cud istnienia.
W "Jasnych błękitnych oknach" kobiety są zdecydowanie silniejszymi postaciami niż mężczyźni. Czy właśnie tak postrzega pan rozłożenie sił w walce płci?
Bogusław Linda: Taki jest scenariusz. Tak został napisany. Ja nie jestem scenarzystą, tylko reżyserem. Ale oczywiście, gdybym się z tym nie zgadzał, to bym tego nie robił. A kiedy główne role w filmie grają kobiety, to męskie postaci zawsze będą wydawać się słabszymi. Kobiety mówią u mnie więcej, są bardziej umotywowane psychologicznie. Mężczyźni zaś grają role dopełniające.
W filmach Pasikowskiego jest odwrotnie. Mężczyźni mówią więcej, a kobiety są tylko dopełnieniem. Jedno i drugie się nie podoba. Myślę, że powinniśmy się pogodzić z naszą szowinistyczną naturą i przyjąć po prostu, że mój film to film, w którym główne role grają kobiety.
A skąd pomysł na Barbarę Brylską? [gra matkę jednej z bohaterek - przyp. red.]
Bogusław Linda: Ja ją strasznie kochałem od "Faraona", od tego czasu pamiętam obraz jej nagiego ciała - oczywiście byłem w niej śmiertelnie zakochany. Uważam też, że to świetna aktorka. Pięć lat temu byłem z nią w Rosji na festiwalu filmowym i widziałem na własne oczy, że jest tam uważana za boginię. Byłem zafascynowany tym, jak ją traktują i wielka szkoda, że nie gra w polskich filmach.
Pański film w materiałach dystrybutora porównany został do "Czułych słówek" Jamesa Brooksa. Czy jest jakiś rodzaj kina, do którego chciał pan nawiązać "Jasnymi, błękitnymi oknami"?
Bogusław Linda: Myślenie o tym, żeby zrobić film na wzór czegoś, to jest poronione myślenie, bo zawsze to będzie o krok do tyłu i będzie to nieszczere, nieswoje. Nie robi się filmów dlatego, że ktoś zrobił kiedyś jakiś film, tylko dlatego, że się coś przeżyło i chce się o tym opowiedzieć ludziom. A reszta, forma, przychodzi, jak się już pracuje z operatorem, scenografem, z aktorami. Współpraca z tymi ludźmi stwarza świat, który widzimy na ekranie.
A ja chciałem zrobić film właśnie w takim klimacie, w jakim go nakręciłem. Oczywiście parę rzeczy mógłbym zrobić lepiej, parę gorzej - gdybym miał więcej pieniędzy i możliwości na robienie filmu tak, jak się robi na całym świecie. Ale myślę, że zrobiłem to, co chciałem.
Będzie pan robił nadal?
Bogusław Linda: Na razie nie mam żadnych projektów. One rodzą się zawsze nagle i niespodziewanie. Jeśli dostanę jakiś scenariusz, który okaże się na tyle interesujący, że uznam, że warto to zrobić, to czemu nie?
Jedyna rzecz, jaka mnie ostatnio interesuje to ostatnia książka Eustachego Rylskiego "Warunek". Ale to bardzo ambitne przedsięwzięcie.
Dziękuję za rozmowę.