Norbi: Hipis show-biznesu
Norbi opowiada o tym, jak to się stało, że prowadzi najpopularniejszy program i dzięki czemu (oraz komu) jest najszczęśliwszym facetem w Polsce.
Podobno masz trzy sklepy z pączkami...
Norbi: - Owszem, dwa. Otworzyliśmy z żoną w ubiegłym roku, jeden w Kielcach, drugi w Inowrocławiu.
Dlaczego akurat pączki?
- Mój kumpel z Wrocławia rok temu powiedział: "Słuchajcie, mam franczyzę na pączkarnie, weźcie się za to". Początkowo popukałem się w głowę i spytałem go, czy oszalał. Przecież co ja mam wspólnego z pączkami! Jednak namówił mnie, byśmy pojechali do Wrocławia i sprawdzili, jak to działa. Rzeczywiście, hulało niesamowicie. Bardzo nam się spodobało, bo tam wszystko jest na widoku - witryna, więc widać, jak te pączki powstają. Szybko podjęliśmy decyzję.
- Akurat tak się złożyło, że w zeszłym roku grałem koncert w Kielcach i tamtejszy deptak wydał mi się bardzo odpowiedni na taki lokal. Mieszkaliśmy blisko, a jako że mamy dorosłe dzieci, jest nam obojętne, gdzie zamieszkamy. W szalonym pędzie pojechaliśmy więc do Kielc, popatrzyliśmy krótko na siebie i żona powiedziała: "Dawaj! Tutaj robimy interes". I tak się stało, od roku już tam mieszkamy. A żeby było ciekawiej: moja żona projektuje ciuchy, ma dwie marki, "Chełmińska" i "Sens". Otworzyła więc za rogiem atelier, teraz mamy dwa w jednym. Bardzo nam się to spodobało. Zobacz, rok już się tam męczą z nami i wszystko dobrze idzie.
Myślałam, że to dobre tylko na "Tłusty Czwartek"...
- Nie, chociaż przyznam, że przez ten rok pootwierało się sporo konkurencji. Ale na początku rzeczywiście żarło niesamowicie. Mamy tylko i wyłącznie pączki, bo nasz lokal to typowa franczyza. Na razie minęła rocznica i tylko popatrz, jakim jestem pączusiem.
A wiecie, co robi córka Norbiego? Będziecie zaskoczeni!
Kiedy byłeś bardzo młodym człowiekiem, uczyłeś się gry na skrzypcach i zarabiałeś na pogrzebach...
- Studenci i uczniowie szkół muzycznych zarabiają na różne sposoby: chałtury, śluby, pogrzeby, restauracje... To był rok 90. Polska się nagle otworzyła, mur runął i pojawiły się różne firmy, stąd olbrzymie możliwości zarobku. Do szkoły zadzwonił jakiś koleś i spytał dyrektorki, czy uczniowie nie chcieliby dorobić. Gra na pogrzebach to było bardzo popularne i popłatne zajęcie.
W tym doświadczeniu tkwi źródło twojego pogodnego charakteru?
- Zawsze byłem wesołym człowiekiem, ale tak, trochę czarnego humoru w tym widzieliśmy - młode chłopaki w końcu mają prawo mieć fiu-bździu w głowach.
Nie można nie wspomnieć twojego największego hitu. Słowa szlagwortu to twoje własne doświadczenie?
- Powiem Ci szczerze, w 1996 roku mieliśmy z kumplem pomysł, żeby nagrać płytę. Siadłem więc nad jeziorem i po prostu to napisałem. Czy osobiste, to już nie do końca pamiętam. Po prostu miało być komercyjne i było. Zresztą przecież to prawda, że kobiety są gorące. A więc udało mi się.
Powiedziałeś kiedyś: "Jestem skazany na ten utwór"...
- Tak, mimo że my go wcale nie bisujemy i znajdzie się jeszcze parę innych naszych piosenek, które się do tego nadają. Ale ta już zawsze "będzie na plecach", jak mawiam. Bardzo mnie to cieszy i każdemu wykonawcy życzę choć jednego tak potężnego hitu. Abstrahując od tego, czy ktoś to lubi, czy nie
Jak to jest, że niektóre piosenki stają się niesamowitymi hitami, a inne - nie gorsze - znikają jak sen złoty po krótkim czasie?
- Gdybym to wiedział, to byłbym miliarderem (śmiech).
Przejdźmy do "Jaka to melodia?" - nie czułeś obaw, czy dźwigniesz to po prowadzącym, który przez 20 lat stał się legendą?
- Obaw? Nie. Nigdy w życiu nie byłem na castingu, ale wtedy zadzwoniono do mnie z firmy, która kupiła licencję programu, i zaproszono. Nie czułem obaw, bo w pierwszym momencie odmówiłem, ale za chwilę pomyślałem sobie: "Ale dlaczego?". Zarobek mam ciągły, bo gram mnóstwo koncertów, popularność mam gdzieś. Jestem takim hipisem show-biznesu, nie mam parcia na szkło ani nic.
- I poszedłem, a po dwóch tygodniach zadzwonili do mnie, że wybrano właśnie mnie. Wtedy dopiero przeszedł mnie dreszcz emocji, a kiedy nagrałem zerowy odcinek, stwierdziłem, że jest fajnie, choć oczywiście nie mnie to oceniać. Mogę ci tylko powiedzieć, że pracuje mi się tam wspaniale. Cieszę się, że to się zdarzyło w moim życiu, ale się tym nie podniecam. Bo wiesz, jak jest - dzisiaj jesteś, a jutro cię nie ma. Zresztą ja do wszystkiego podchodzę bardzo racjonalnie. Nic nie jest na zawsze.
A co ci się najbardziej podoba w tej robocie?
- Ludzie. Od faceta, który kładzie kabel, po zawodników, którzy przychodzą na konkurs. Jestem w szoku, jak bardzo ludzie są osłuchani, ja odgadłbym ledwo 30 procent zagadek.
Widziałbyś się jako zawodnik w teleturnieju?
- Mógłbym spróbować, choć to nie są takie proste rzeczy. Łatwo jest, kiedy stoisz za pulpicikiem i znasz odpowiedzi. Zresztą mnie też zżerają okropne nerwy! Jak są finały miesiąca, dosłownie się trzęsę i pocą mi się ręce. Tak bardzo chciałbym, żeby ta osoba wygrała...
Kiedy okazało się, że będziesz w "Jaka to melodia?", mówiłeś, że nie czujesz, że Pana Boga za nogi złapałeś, że nie masz ciśnienia. Czy istnieje coś, co byś bardzo chciał robić, na co masz ciśnienie?
- Tak, leżeć, jestem w tym niedościgłym mistrzem. Plecy, bok, brzuch i znowu plecy.
Jak długo?
- Myślę, że trzy doby to na pewno, ale, niestety, nie mam tak dużo czasu.
Żeby tyle leżeć, trzeba być bardzo zdrowym człowiekiem. I tu przechodzimy płynnie: ćwiczysz?
- Nie. Chociaż w miarę nieźle się trzymam na swój wiek. Dzisiaj się ważyłem. 84 kilo, a mam 185 cm wzrostu. Ale nie piję alkoholu...
Nigdy w ogóle?!
- Nie no, nie żartuj. Piłem bardzo dużo. Ale od pięciu lat nie piję w ogóle. No, czasem małe piwo. Już mnie to przestało rozśmieszać, sprawiać mi przyjemność. Alkohol przestał powodować to, co powinien. No to po cholerę...
A jakie w ogóle masz marzenia?
- Znakomite pytanie, odpowiem na nie z przyjemnością. Chciałbym, żeby było tak jak jest. Jestem bardzo szczęśliwy. Mam trzecią żonę, ale twierdzę, że ostatnią, wspaniałą. To jest dziewucha, która potrafi złapać mnie za ryj. Mam jedną córkę swoją i drugą żony. Niech to trwa. I żebyśmy byli zdrowi. To moje marzenie.
Kto jest twoim najlepszym przyjacielem?
- Marzena, moja żona. I to jest wspaniałe. Jak obejrzała mój pierwszy odcinek "Jaka to melodia?", powiedziała: "Norbasku, to jesteś ty, prawdziwy". A jak ona tak mówi, to tak jest.
Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz