Reklama

Nadal nic nie wiem o kobietach

Już dawno żaden film nie wywołał aż tylu emocji. Bohaterki "Życia Adeli" są wszędzie: Francja zwariowała na ich punkcie. Nie schodzą z okładek czasopism, pierwszych stron gazet, co chwila donoszą o nich plotkarskie magazyny i internetowe strony. A wszystko za sprawą francusko-tunezyjskiego twórcy Abdellatifa Kechiche.

Film został nagrodzony Złotą Palmą na tegorocznym festiwalu w Cannes. "To wspaniała opowieść o miłości" - mówił zachwycony Steven Spielberg, który był szefem jury.

Hollywoodzki twórca zaznaczył, że ta Złota Palma nie podkreśla tylko zasług reżysera, ale również dwóch młodych francuskich aktorek, które grały główne role. Abdellatif Kechiche odebrał nagrodę w maju wraz z odtwórczyniami głównych ról: Adele Exarchopoulos oraz Leą Seydoux, które nie kryły łez wzruszenia. Widownia nagrodziła całą trójkę długą owacją.

"Dedykuję tę nagrodę i ten film młodemu duchowi Francji, która mnie nauczyła wiele, jeśli chodzi o to, czym jest wolność. A także młodemu duchowi rewolucji tunezyjskiej, za aspiracje do życia w wolności i do kochania w sposób wolny" - powiedział szczęśliwy reżyser, odbierając prestiżową nagrodę.

Reklama

Film powstał na podstawie komiksu Julie Maroh. "Życie Adeli" to opowieść o miłości 15-letniej uczennicy do młodej artystki. Film wzbudził spore kontrowersje, szczególnie ze względu na długie, bardzo realistyczne sceny lesbijskie.

O pracy na planie "Życia Adeli" opowiada Abdellatif Kechiche.

Co sprawiło, że postanowił pan swój piąty film zrealizować na podstawie komiksu?

- Film jest bardzo luźną adaptacją komiksu. To raczej kombinacja moich wrażeń z jego lektury z pomysłem na film, sprawiła że poczułem potrzebę nakręcenia go właśnie teraz. Od 10 lat chciałem opowiedzieć o nauczycielce francuskiego, która jednocześnie jest pasjonatką teatru. Interesowało mnie przyjrzenie się kobiecej postaci, której zawodowa kariera jest też pasją i chce nią zarażać innych. Jednocześnie ta nauczycielka musi jakoś radzić sobie z wpływem jej prywatnego życia - miłości, straty, rozstania - na to zawodowe.

- Każdy z nas pamięta ze szkolnych czasów ten moment, kiedy nauczyciel pasjonat zabrał nas na "ten" film, albo zachęcił do przeczytania "tej" książki. Kiedy więc przeczytałem komiks Julie Maroh, historię wielkiej miłości między dwiema kobietami, z których jedna staje się nauczycielką, te dwa tematy się połączyły.

Powołanie i pasja to istotne rzeczy dla twoich bohaterek - dla jednej będzie to malarstwo, dla drugiej uczenie innych.

- Bo takie podejście wydaje mi się bardzo zasadne i godne szacunku, szczególnie w przypadku tego rodzaju bezinteresownych powołań. Jestem pełen szacunku dla tych nauczycieli, którzy są głęboko zaangażowani w postępy swoich studentów.

Pana film jest przede wszystkim historią miłosną między dwiema kobietami.

- Żeby opowiedzieć historię miłości między dwiema kobietami trzeba jak najściślej pracować z dwiema aktorkami. Ten rodzaj pracy jest dla mnie wyjątkowo ekscytujący i staje się coraz istotniejszy dla mnie jako reżysera.

Jak wybrał pan aktorki?

- Najpierw spotkałem Leę Seydoux i uznałem, że będzie świetną Emmą. Łączy ją z tą postacią piękno, głos, inteligencja i poczucie wolności. Ale to, co było decydujące podczas naszych spotkań, to jej podejście do świata i ludzi - była bardzo wyczulona na to, co się wokół niej dzieje. Wydało mi się też, że jest w niej coś arabskiego, rodzaj bliskowschodniej duszy. Dopiero później powiedziała mi, że jej przybrani bracia są Arabami. Lea idzie przez życie świadoma tego, co się dzieje. Oznacza to także akceptację ciągłych zmian. To wszystko jest w tej bohaterce.

A Adelę Exarchopoulos?

- Zorganizowaliśmy wielki casting, na który przyszła masa aktorek, ale z tego tłumu wyłowiłem Adelę, gdy tylko ją zobaczyłem. Poszliśmy na lunch do kafejki. Zamówiła tartę cytrynową i kiedy patrzyłem, jak ją je od razu pomyślałem: "To ona!" Ten sposób poruszania ustami... Jej usta są bardzo istotnym elementem filmu, zresztą dotyczy to obu bohaterek. To one budzą wszelkiego rodzaju uczucia i żądze. Dla mnie był to początek wszystkiego.

Dlaczego zdecydował pan zmienić imię jednej z bohaterek z Clementine na Adele?

- Bo chciałem, żeby bohaterka miała to samo imię, co aktorka. Myślę, że to pomogło jej jeszcze lepiej wejść w postać, zbliżyć się do niej. A mnie razem z nią. Miało dla mnie znaczenie także brzmienie imion postaci - Adela, Emma, Lea - wszystkie brzmią lekko, eterycznie. W dodatku Adele po arabsku znaczy sprawiedliwość, co bardzo mi się spodobało.

Sprawiedliwość w jakiś sposób odnosi się do wszystkich pana filmów. Tutaj dotyczy ona dwóch klas społecznych, z których wywodzą się bohaterki.

- To faktycznie jeden z powracających tematów mojej twórczości, wręcz obsesja - na czym polegają różnice klasowe? Adela należy do klasy robotniczej. Z kolei Emma jest częścią elity. To intelektualistka, artystka. Każda z moich bohaterek jest na swój sposób ograniczona klasą, z której się wywodzi. To właśnie jest przyczyną problemów w ich związku, napięć, które w końcu prowadzą do rozstania. Bo klasa definiuje ich aspiracje. To nie kwestia ich homoseksualizmu, bardziej lub mniej tolerowanego, czy rozumianego, ale świat który je otacza staje się problemem.

Homoseksualna miłość w pana filmie, to miłość jak każda inna. Bez ograniczeń, które mogłyby wynikać na przykład z nietolerancji.

- Nie jestem bojownikiem o prawa homoseksualistów. Nie próbuję go definiować. Opowiadałem po prostu historię pary. Nie widzę powodu, dla którego miałbym mówić konkretnie o homoseksualizmie. Szczególnie, że najlepszy sposób, by o nim mówić to pokazywać go, jak każdą inną historię miłosną.

Sceny seksu są w pana filmie kluczowe do zrozumienia, jak silna jest miłość między bohaterkami. Jak były realizowane?

- Kręcąc je przyświecała mi jedna podstawowa myśl - chcę na ekranie oddać piękno, które widziałem przed swoimi oczami. Próbowaliśmy więc realizować je, jakbyśmy tworzyli malarskie płótno, czy rzeźby. Spędziliśmy wiele czasu ustawiając światło tak, by całe to piękno wydobyć. Reszta była kwestią naturalnej choreografii dwóch ciał. Odbyliśmy wiele rozmów, ale one prowadziły donikąd. Na planie wiele się rozmawia, ale w takich sytuacjach nie ma to wielkiego znaczenia, bo wszystko staje się przeintelektualizowane, podczas gdy rzeczywistość w tych kwestiach jest bardziej intuicyjna.

Co dała panu realizacja tego filmu?

- Nie dała mi żadnych odpowiedzi, wręcz przeciwnie. Nadal nic nie wiem o kobietach. Pojawiły się w mojej głowie kolejne wątpliwości i pytania dotyczące kobiet i ich postrzegania życia, nadziei, tajemnicy. Mam natomiast wrażenie, że być może kiedyś znajdę te odpowiedzi.

Dlaczego w podtytule filmu pojawia się "Rozdział 1 i 2"?

- Bo nie znam kolejnych rozdziałów. Chciałbym usłyszeć od Adeli, co wydarzy się dalej.


Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Abdellatif Kechiche | życia | życie Adeli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy