Mój bohater strzelał z bazooki
Australijski aktor Dylan Young pojawia się w 10-częściowym miniserialu "Pacyfik" , który ukazał się na DVD i Blu-Ray, jako żołnierz piechoty morskiej Jay De L'Eau. Producentami serialu są Steven Spielberg oraz Tom Hanks. Zdjecia kręcone były w jego rodzinnym kraju aktora, czyli w Australii.
"Pacyfik" powstał na podstawie książek "With the Old Breed" Eugene'a Sledge'a oraz "Helmet for my Pillow" Roberta Leckie'go i śledzi przeplatane odyseje trzech autentycznych żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej - Roberta Leckie'go (James Badge Dale), Eugene'a Sledge'a (Joe Mazzello) oraz Johna Basilone (Jon Seda) - na rozległych przestrzeniach Pacyfiku podczas drugiej wojny światowej. Niezwykłe doświadczenia tych mężczyzn i ich współtowarzyszy z piechoty morskiej wiodą ich od pierwszego starcia z Japończykami w dżunglach Guadalcanal, poprzez las tropikalny przylądka Gloucester, koralowe forty Peleliu, czarne piaski Iwo Jimy i zabójcze pola Okinawy przed ich triumfalnym, choć niepewnym, powrotem do domu.
Co możesz powiedzieć o obozie przygotowawczym?
Dylan Young: - Obóz przygotowawczy to było około dziewięciu dni intensywnego, fizycznego treningu z bronią i pod koniec miałem lekkie majaki. Nie za dobrze znoszę upał, ale to było fascynujące pod kątem znalezienia się w takim przedsięwzięciu jak to, ponieważ wcześniej nie miałem pojęcia jak to może być siedzieć w środku nocy w lisiej norze z bronią i jak bardzo wyczerpani musieli być ci ludzie w walce; wydaje mi się, że nigdy do końca nie zrozumiem przez co przechodzili, ale można dzięki temu wyrobić sobie jakieś obraz. Czasem było to przerażające, gdy krzyczeli na ciebie przez cały dzień, a oni naprawdę szkolą do zabijania. W wolnym czasie bardzo lubię muzykować i pisać piosenki, być kreatywnym, ale żadnej z tych rzeczy tam nie było i to mnie dobijało przez te dziewięć dni!
Jak było ze szkoleniem z bronią?
- Mój bohater, Jay De L'Eau, strzelał z bazooki, więc miałem do czynienia z obrywaniem w twarz, kiedy biegałem. To podstawa zrobić coś takiego. Niektórzy z ludzi, którzy później dołączyli do obsady, przyszli nie mając żadnego pojęcia i wyglądali na zielonych, jakby to powiedzieli w piechocie, gdy musieli nosić wielki karabin maszynowy, ale mnie dobrze wyszkolono, więc nie było to dla mnie takie trudne.
Możesz opowiedzieć o bohaterze, którego grasz?
- Jay De L'Eau był autentyczną postacią, zmarł w 1997 roku. Dorastał w Los Angeles i usłyszał o Pearl Harbour, błagał rodziców, by pozwolili mu zaciągnąć się do wojska. Rodzice się nie zgadzali, aż w końcu się ugięli i pozwolili mu wstąpić do piechoty morskiej, gdy miał mniej więcej 20 lat.
Jay spotkał Sledge'a, a potem przeniesiono go z Kompanii K - która była kompanią Eugene'a Sledge'a - i często mówił, że to najgorsze co mu się kiedykolwiek przytrafiło podczas wojny, że odseparowano go od przyjaciół.
Rozmawiałeś z kimś z jego rodziny?
- Kiedy kręciliśmy w Port Douglas, szperałem w Internecie, ponieważ producenci nie znaleźli rodziny Jaya. Zgadywałem, że wciąż będą mieszkać w Los Angeles, więc sam zacząłem dzwonić, ściągać numery i gdy wyjaśniałem sytuację drugiej osobie, do której zadzwoniłem mówiąc: "Szukam pana Jaya De L'Eau lub kogoś z jego krewnych", po drugiej stronie słuchawki zapanowała kompletna cisza, i ta kobieta zaczęła płakać i powiedziała: "O mój Boże, on był moim ojcem!" Powiedziałem jej "Gram pani ojca w mini-serialu Toma Hanksa i Stevena Spielberga i dzwonię z północnej Australii!" To musiał być dla niej dziwny telefon, jest nauczycielką, nazywa się Jacqueline De L'Eau i wciąż mamy kontakt.
Czy wiedziała o produkcji?
- Wiedziała, że coś takiego ma miejsce, ale nie za bardzo wiedziała, że bazujemy też na książce Sledge'a, której jej ojciec był bohaterem. Jay i Sledge nie rozmawiali po wojnie przez jakieś 36 lat, czy coś koło tego, pewnego dnia Jay był u fryzjera i przeglądając stary magazyn trafił na jakąś prenumeratę czytelniczą, i była tam książka E. B. Sledge'a, pomyślał, że nie może być takich dwóch, więc poszedł, kupił książkę, przeczytał ją i pisał do niego listy, by znowu mogli być w kontakcie.
Jak ciężko jest opanować akcent?
- Trochę się uczyłem akcentów, a sporo ekipy jest amerykańskiej, do tego tu w Australii oglądamy dużo amerykańskiej telewizji, więc nie wydaje mi się, by szło to źle. Dodatkowo na planie jest obecny nauczyciel akcentu, który podejdzie i powie ci czy mówisz poprawnie, czy nie.
Po tych poszukiwaniach twego autentycznego odpowiednika i rozmowie z jego córką, jaki rodzaj odpowiedzialności czujesz?
- Ogromny, ale niejako czuję się połączony z tym gościem w pewien sposób automatycznie. Sam fakt, że zwracają się do ciebie jego imieniem w filmie jest już wystarczającą reprezentacją. Zupełnie nie wyglądam jak Jay De L'Eau. On był wysoki, przystojny i opalony, ja jestem niski i bardzo biały. Oglądałem filmy, w których mówi i dzieli się swoimi doświadczeniami i dostrzegałem drobne rzeczy, które robi, małe cechy postaci, które tu wypróbowuję, a to dosyć wyjątkowe uczucie. To także wielki zaszczyt mieć akceptację jego rodziny, bo trochę się tego bałem, gdy do nich dzwoniłem, ale byli naprawdę wspaniali.
Co dla ciebie znaczy praca w tak dużej amerykańskiej produkcji z takimi wielkimi nazwiskami, które za nią stoją?
- Tak, staram się o tym nie myśleć za bardzo, bo mogłoby to utrudniać mi pracę, gdybym się za bardzo przejmował. Naprawdę staram się o tym nie myśleć, ale to onieśmielające.
Jak wszyscy młodzi dogadują się na planie?
- Obóz przygotowawczy świetnie wpłynął na przyjacielską atmosferę. Mogliśmy siedzieć razem i narzekać na bolące stopy, ale teraz zawsze zwracamy uwagę na siebie nawzajem. Kompania mojego bohatera jest bardzo mocna, szczególnie przy naszej ekipie, więc śmiesznie jest obserwować, jak każde towarzystwo jest inne.
Co myślisz o scenach kręconych na ulicach Melbourne?
- Nie brałem udziału w tych scenach, ale pojechałem na Flinders Street je oglądać, bo po prostu musiałem zobaczyć jak oni to zrobili. Mieszkam w Melbourne i nigdy czegoś takiego nie robiono. Byli także weterani piechoty morskiej, którzy przylecieli do Melbourne i musiałem wyjść z nimi na piwo.
Jak dostałeś tę rolę?
- Poszedłem do szkoły aktorskiej na trochę, ale nie za bardzo mi się podobało, więc w rezultacie nie robiłem tego, co do mnie należało i mnie wykopali. Byłem młody i głupi, jak sądzę, i byłem wtedy w kiepskiej formie, widzieli, że nie byłem szczęśliwy, więc kiedy kazali mi odejść, byłem szczęśliwy. Nie zamierzałem kontynuować aktorstwa, ale jakoś tak mi się przytrafiało i potem grałem ze znajomymi w kilku sztukach, za które dostaliśmy jakieś nagrody, tak pojawił się agent; Pacyfik był dopiero drugim przesłuchaniem, jakie w ogóle miałem.
Czy to prawda, że gdy brałeś udział w przesłuchaniu do tej roli twoje buty się rozpadały?
- Tak, moi przyjaciele i ja nie mieliśmy pieniędzy, a dom się rozpadał. Miałem buty, które były tak znoszone, że się rozpadały. Kiedy wszedłem do sali przesłuchań, agentka castingu zapytała: "Co masz na bucie?" Owinąłem go czarną taśmą klejącą, żeby woda nie dostawała się do środka, a ona powiedziała: "Ktoś musi załatwić mu pracę."
Jaki wpływ emocjonalny ma na ciebie ta rola?
- Dosyć ciężko jest przestawić się na tamtą mentalność. Pamiętam jedną ze scen, które kręciliśmy na plaży, musiałem wtedy biegać do tych nieboszczyków i ręka tego gościa była na moim ramieniu. To była jedna z tych protez, więc musieli ciąć to ujęcie, ale oglądanie całej tej krwi, zranionych, krzyczących ludzi, nie jest miłe. Koniec końców to bardzo męczące. Nie jest łatwo myśleć, że Jay był tam naprawdę w tych przerażających okolicznościach.
Czy ciężko ci było się otrząsnąć na zakończenie dnia?
- Myślę, że zawsze pozostaje ślad tego w naszej podświadomości, zawsze tam jest. Ale myślę, że jeśli jesteś artystyczny w tym sensie, takie rzeczy zawsze pojawiają się w twoich myślach. Nie wracam do domu jako postać czy coś takiego, ale podziwiam ludzi, którzy to robią i robią to dobrze.
Czy to wyjątkowe uczucie być jedną z kilku australijskich gwiazd biorących udział w produkcji w Australii?
- Tak, to wspaniałe zabierać Amerykanów na miasto i pokazywać im miejsca, wmuszać w nich Vegemite [pasta do smarowania chleba z wyciągu z drożdży, popularna w Australii]! Staliśmy się sobie bliscy, świetnie się z nimi pracuje. Jestem pewien, że dużo czasu poświęcono na znalezienie właściwych ludzi i to widać.
Dziękuję za rozmowę.