Mikołaj Roznerski nie tylko o "M jak miłość": Nie jestem amantem
W serialu "M jak miłość" gra Marcina, który - oskarżony o zabójstwo - walczy o swoje dobre imię. Prywatnie Mikołaj Roznerski jest tatą 6-letniego Antka i uczniem szkoły dla kaskaderów. Wychował się w niewielkich Rolantowicach na Dolnym Śląsku. "Nie wiem, dlaczego są ludzie, którzy się wstydzą tego, że pochodzą ze wsi. Ja się tym szczycę" - podkreśla aktor.
Podejrzenie o morderstwo może człowieka załamać, ale twój bohater z "M jak miłość" się nie poddaje.
- Podoba mi się w tej postaci, że scenarzyści starają się iść czasem tropem mojej wyobraźni, podpowiadamy sobie nawzajem.
Ty ten wątek wymyśliłeś?
- Nie, skądże! Domagałem się tylko więcej emocji. No i mam ich w nadmiarze. Ucieczka z więzienia i próba dowiedzenia niewinności. - to pozwala mi rozwinąć skrzydła i grać jak lubię, na całego.
Widzowie okazują wsparcie?
- Jak najbardziej. Ludzie rzeczywiście żyją serialową fikcją, mimo to nie chciałbym się kojarzyć tylko z Marcinem Chodakowskim. Aczkolwiek postać tę bardzo lubię.
Określa się ciebie mianem amanta.
- Nie wiem czemu, ja w sobie amanta nie widzę. To producenci go ze mnie zrobili.
Kobiety cię uwielbiają...
- Czasem aż mi głupio. Podchodzą do mnie ludzie, często małżeństwa, ona się przytula, ściska, on robi zdjęcia, niezręczna sytuacja.
Dostajesz listy?
- Sporo. Jeśli jest to prośba o autograf, zawsze odpisuję. Mniej więcej raz na miesiąc wybieram się na pocztę i hurtem wysyłam.
Oferty matrymonialne przychodzą?
- Owszem. Ale na te nie odpisuję.
Co do pań zatem, wiadomo. A jak reagują na ciebie faceci?
- Policjanci mnie nie lubią. Dostaję zawsze najwyższe mandaty.
Dentyści wyrywają ci zdrowe zęby?
- Unikam dentystów. Chodzę do dentystek. (śmiech)
Podobno aktorem zostałeś przez przypadek, bo miałeś być... archeologiem. Tak piszą w internecie.
- Różne rzeczy piszą. Prawda jest taka, że kocham swój zawód i nie zamieniłbym go na żaden inny, choć nie zawsze bywało kolorowo. Pracowałem ponad rok w firmie transportowej jako kierowca. Musiałem z czegoś utrzymać rodzinę, dziecko mi się urodziło. Potem los się odwrócił - dostałem główną rolę w filmie Macieja Żaka "Supermarket". Po nim przyszły inne propozycje.
Dziecko zdążyło podrosnąć?
- I to jak! Antek ma już 6 lat, to kawał chłopa, moja duma, radość!
Jesteś wzorowym ojcem?
- Nie wiem, on to oceni. Staram się być. Postępuję tak, jak kiedyś mój ojciec z nami, ze mną i moim rodzeństwem - a mam aż trójkę, młodszych siostrę i brata oraz starszą siostrę. Nasze dzieciństwo było wymarzone! Mój tata jest rolnikiem, mama nauczycielką, należę do czwartego pokolenia Roznerskich w Rolantowicach. Pradziadkowie przyjechali wozem konnym po wojnie ze Lwowa. Tam musieli oddać dom, tu dostali. Mama zaś pochodzi z Kujaw. Po jej ojcu, a moim dziadku, mam domieszkę krwi cygańskiej.
To ona sprawia, że gna Cię po świecie? Studiowałeś w Polsce i Czechach. Mieszkasz w Warszawie, ale bywasz w Londynie...
- Chodzę tam do szkoły kaskaderów. Ostatnie egzaminy mam w czerwcu. Moją ambicją jest wykonywanie wszystkich ewolucji kaskaderskich na planie bez dublera, jeśli będziemy kręcić kino akcji.
Czyli forma jest?
- Dbam o nią. Codziennie rano biegam 10 km, uprawiam sport, zdrowo się odżywiam.
Sam gotujesz?
- Sam. Uwielbiam to. Jem, co lubię, żyję, jak lubię. Czego chcieć więcej?
Jak spędzisz Boże Narodzenie?
- Rodzinnie. Między Rolantowicami, Wrocławiem, gdzie teraz mieszka mama, a Warszawą.
A sylwester? Zaplanowany już?
Nigdy nie mam planów sylwestrowych, działam spontanicznie. I co roku fajnie się to kończy.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj