Michał Rolnicki: Z dala od bankietów
Od czerwonych dywanów i show-biznesowych bankietów woli pracę. Przede wszystkim ceni sobie teatr. Nam opowiada o zasadach, którymi się kieruje i zdradza, o czym marzy.
O czym pan myślał 11 lat temu, kończąc łódzką Szkołę Filmową? Pewnie nie o Hollywood?
Michał Rolnicki: - Hollywood? Nadal o nim marzę! Byłem i wciąż jestem zakochany w zawodzie aktora, chciałem go uprawiać uczciwie, nie dać się zwieść czemuś niepotrzebnemu. Staram się trzymać tych założeń. Chociaż nie jest to łatwe. Codziennie przekonuję się, jak trudno jest wykonywać ten zawód w sposób właśnie uczciwy.
Zaczął pan w "Dwóch stronach medalu" w roli dziennikarza śledzącego historię byłego boksera, którego grał Daniel Olbrychski.
- Po szkole byłem trochę jak dziecko we mgle, a tu pojawia się spora rola, i to w otoczeniu fantastycznych ludzi. Poznałem nie tylko Daniela Olbrychskiego, ale też na przykład Leona Charewicza, który grał mojego tatę.
Ten serial to był dobry start?
- Już wtedy uważałem, że najważniejsze na początku jest trzymać się teatru. Najpierw była krakowska Bagatela, potem - i tak jest do dziś - Teatr Śląski w Katowicach.
Mieszka pan na Śląsku?
- Na stałe w Warszawie, tam wynajmuję lokum. Dużo czasu spędzam w podróży.
Co pan robi poza pracą na planie "Barw szczęścia" i grą w teatrze?
- Staram się, by się coś działo, ale skoro mnie pani o to pyta, to chyba mało skutecznie...
Imponuje mi pana dystans do samego siebie.
- Mam zakodowane w głowie, że spełnienia filmowo-telewizyjne na pewno kiedyś przyjdą. Nadejdą takie czasy, że będzie tak, jak chcę.
Cezary Żak, z którego Bergiem w "Barwach..." pan tak ostro walczy, opowiadał mi kiedyś, że profesor ze szkoły przepowiedziała mu sukcesy dopiero po czterdziestce. I to się sprawdziło.
- O, ja już słyszałem podobne przepowiednie: "Poczekaj, będziesz miał 30 lat, to dopiero wystartujesz". Następna przepowiednia dotyczyła 36 lat. To już za chwilę, więc czekam w gotowości. Trochę żartuję, ale nie narzekam. Jestem szczęśliwy, że mogę robić to, co robię. Gdyby wszystko szło po mojej myśli, też byłoby niedobrze.
Nie przeraża pana świat show-biznesu, w którym trzeba nieustannie walczyć?
- Nie, ale mam świadomość, że ludzie posługują się w nim różną bronią. Nie chcę zbyt często chodzić po czerwonych dywanach, na bankiety. Wybrałem pracę i chyba też spore poświęcenie. To jest moja broń.
Bożena Chodyniecka