Michael B. Jordan: W cieniu ojca
- Jest facetem, który nigdy nie poznał swojego ojca, ale który ciągle żyje w jego cieniu - mówi Michael B. Jordan, gwiazda filmu "Creed: Narodziny legendy". Jego bohater to syn Apolla Creeda - przeciwnika Rocky'ego Balboa z bokserskiego klasyku z 1976 roku. Film "Creed: Narodziny legendy" jest już dostępny na płytach DVD i Blu-ray.
Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy Ryan Coogler, reżyser i scenarzysta “Creed: Narodziny legendy" zaproponował ci rolę w tym filmie?
Michal B. Jordan: - Pierwszy raz powiedział mi o tym filmie, kiedy pracowaliśmy przy jego wcześniejszym projekcie “Fruitvale". Już wtedy odpowiedziałem mu, że byłoby świetnie, gdybym mógł w nim zagrać. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, czy ten film powstanie. Kiedy jednak po kilku miesiącach projekt stawał się coraz bardziej realny, ja także coraz bardziej się w niego zaangażowałem. Wtedy też zacząłem zastanawiać się nad tym, jak duża spoczywa na nas odpowiedzialność, ze względu na 40-letnią historię filmów z serii “Rocky".
Czy to sprawiło, że czułeś presję grając w tym filmie?
- Tak, czułem się trochę zdenerwowany (śmiech). Nie wiedziałem wtedy jeszcze z jakim przyjęciem spotka się wcześniejszy film Ryana “Fruitvale", w którym zagrałem. Zastanawiałem się, czy dam radę udźwignąć ciężar głównej roli w “Creed: Narodziny legendy". Zagrałem co prawda wcześniej w kilku serialach i pojawiałem się w różnych filmach, ale to nie były nigdy tak duże wyzwania aktorskie.
Czy przed zagraniem w “Creed: Narodziny legendy" byłeś fanem filmów z serii “Rocky"?
- Zdecydowanie jestem fanem tych filmów. “Rocky 2" i “Rocky 4" są tymi filmami, które są dla mnie szczególnie ważne. Uwielbiam je, bo tak naprawdę były pierwszymi, które obejrzałem z tej serii. Przygotowując się do roli w “Creed: Narodziny legendy" oczywiście obejrzałem je wszystkie na nowo.
Który z filmów z serii “Rocky" jest najbliższy nowemu filmowi, czyli “Creed: Narodziny legendy"?
- Sądzę, że “Rocky" i “Rocky 2". Nasz film jest historią chłopaka, który właściwie nie wie kim jest. Ma problem z własną tożsamością, chce się dowiedzieć kim jest.
Kim właściwie jest Adonis - syn Apolla Creeda?
- Jest facetem, który nigdy nie poznał swojego ojca, ale który ciągle żyje w jego cieniu. W głębi serca jest facetem, który dorastał bez ojca i teraz stara się zapełnić tę pustkę.
Czy boks ma mu w tym pomóc?
- Tak, dokładnie. Jest wiele dzieciaków, które zaczynają zajmować się sportem ze względu na swoich rodziców. Oni zbyt długo przebywają w tym środowisku, żeby od tego uciec. Adonis jest tego typu chłopakiem. Boks dla wielu chłopaków jest jedyna drogą, aby wyrwać z ciężkich życiowych sytuacji. To pozwala im przetrwać. To jednak nie dotyczy Adonisa - on nie wychowywał się w biednym domu, nie chodził nigdy głodny. Powstaje więc pytanie, któremu mu stawić czoła - dlaczego ma walczyć? To jest właśnie ta główna kwestia, której będzie musiał stawić czoła w filmie.
Oczywiście, film nie mógł powstać bez udziału Sylvestra Stallone. Jak wyglądało wasze pierwsze spotkanie?
- Pierwszy raz spotkałem się z nim w jego biurze. Zaczął mnie od razu trenować, pokazał jak wygląda walka z cieniem. Uderzył mnie w klatkę piersiową jak prawdziwy Rocky (śmiech). Od początku był bardzo otwarty na współpracę. On jest prawdziwym znawcą boksu - wie wszystko o zawodnikach i walkach. Mógłby szkolić zawodników.
Czy walczyłeś z nim na ringu?
- Niestety nie miałem szansy, aby walczyć z nim bezpośrednio. Uczestniczył jednak w moich treningach i zawsze przekazywał cenne rady, wypływające z jego doświadczenia. Jest duża różnica między walkami bokserskimi w rzeczywistości, a tymi, które widzimy w filmach.
Jakie to są różnice?
- Prawdziwa walka bokserska nie zawsze jest tak wizualnie ekscytująca jak w filmie. W filmie wszystko powinno być spektakularne. Walczymy jak bokserzy, ale czasami wychodzimy poza to, aby stworzyć sytuację atrakcyjną dla osób oglądających film. To było dla mnie dużym wyzwaniem, bo przez rok trenowałem jak prawdziwy zawodnik. Na planie chciałem zrobić to jak należy, ale wtedy Sly podpowiadał, co jednak powinienem skorygować.
Jak się czułeś mając za trenera Rocky’ego Balboa?
- Filmowanie rozpoczęliśmy od scen walki, dzięki czemu mieliśmy okazję, aby wypracować relację przed bardziej osobistymi scenami, gdzie byliśmy tylko we dwóch. Sceny ze Slyem były momentami przytłaczające - on jest wielkim aktorem, wiele wnosi do swoich ról. Jest także świetnym współpracownikiem i osobą, którą teraz mogę już uważać za bliskiego przyjaciela.
Jednego z Twoich filmowych przeciwników, czyli Ricky’ego Conlana zagrał Anthony “Tony" Bellew, trzykrotny mistrz wagi ciężkiej ABA. Jak wyglądało kręcenie scen walki razem z nim?
- To jest dziwne doświadczenie, ponieważ prawdziwi bokserzy nigdy nie zrobią sobie krzywdy. Tony i ja jesteśmy teraz jak bracia i na ringu w ten sposób traktowaliśmy się nawzajem.
Czy praca na planie dla profesjonalnych bokserów była trudniejsza niż dla aktorów?
- Tak, ponieważ oni polegają na swoim instynkcie. Poza ringiem są naprawdę miłymi facetami, ale to zmienia się, gdy zaczynają walczyć. Czasami trudno ich zatrzymać.
Po tym wszystkim, czy czujesz się już jak profesjonalista?
- Myślę, że zasłużyłem na Złote Rękawice. Mógłbym o nie zawalczyć.
Jak wyglądały Twoje przygotowania do roli?
- Trenowałem jak prawdziwy bokser. Wstawałem o 4-5 rano, jadłem śniadanie, potem znowu spanie, następnie pobudka, bieganie 3-4 mile, znowu spanie, ćwiczenia na siłowni, spanie i boksowanie. To był mój codzienny trening. Ćwiczyłem codziennie i walczyłem z prawdziwymi bokserami. Trenowałem z Robem Sale (konsultant filmu), który pracował już ze Slyem przy “Legendach Ringu" i “Rockym Balboa". On przygotował dla mnie podstawy treningu bokserskiego. Ryan przyjaźni się z Andre Wardem (mistrz wagi superciężkiej WBA, który w filmie “Creed: Narodziny legendy" zagrał rolę Danny’ego “Stuntmana" Wheelera), obaj pochodzą z Bay Area w Kaliforni. Dostałem szansę, aby pracować razem z Andre i jego trenerami. On jest jednym z najlepszych zawodników na świecie, dzięki czemu mogłem się uczyć od najlepszych. Oczywiście oberwałem też od najlepszych (śmiech).