Reklama

Mateusz Damięcki: Staram się być w porządku wobec siebie

Mateusz Damięcki studiuje na pierwszym roku w warszawskiej Akademii Teatralnej. Mówi się o nim "polski James Dean", ale on sam stroni od porównań. Z Mateuszem Damięckim rozmawiała Anna Kempys.

Mateusz Damięcki studiuje na pierwszym roku w warszawskiej Akademii Teatralnej. Mówi się o nim "polski James Dean", ale on sam stroni od porównań. Z Mateuszem Damięckim rozmawiała Anna Kempys.
Mateusz Damięcki /Jarosław Antoniak /MWMedia


Mateusz Damięcki ma 20 lat i pochodzi z rodziny aktorskiej. Jego ojcem jest Maciej, a wujem Damian - znana para aktorskich bliźniaków. Po raz pierwszy przed kamerą stanął w wieku 10 lat. Później brał udział w serialach: "Łowca", "Matki, żony i kochanki", "Czterdziestolatek. 20 lat później", "Klan". W 1999 roku, w rosyjskiej superprodukcji "Córka kapitana", wystąpił w roli głównej. Ostatnią i największą produkcją młodego aktora, było dotychczas "Przedwiośnie" Filipa Bajona, w którym zagrał Cezarego Barykę - młodego, zbuntowanego, wrażliwego, porywczego mężczyznę, wplątanego w tragiczne losy historii i miłości.

Reklama

Mateusz studiuje na pierwszym roku w warszawskiej Akademii Teatralnej. Mówi się o nim "polski James Dean", ale on sam stroni od porównań. Twierdzi, że jest szczęściarzem, ceni sobie oryginalność, lubi wyzwania. To, w czym do tej pory wystąpił, było dla niego rzeczą oryginalną i wartościową. Wierzy, że dalej tak będzie.

Z Mateuszem Damięckim rozmawiała Anna Kempys.

Trwają teraz matury, jak wspominasz swój własny egzamin dojrzałości?

Mateusz Damięcki: W ubiegłym roku pisałem maturę, ale o ocenach może nie będę mówił, bo nie ma się czym chwalić. Nie uważam jednak, by były one najważniejsze. Skończyłem dobre liceum - był to Rejtan w Warszawie, a jest to liceum, które ma swoją rangę i swoją renomę. Cieszę się, że udało mi się wszystko zaliczyć w terminie. Miło wspominam swoją maturę, chociaż niekoniecznie chciałbym ją pisać po raz drugi. Cieszę się, że ten okres w swoim życiu mam już za sobą.

A jak było z egzaminami do szkoły teatralnej?

MD: To już zupełnie coś innego. Byłem przekonany, że muszę zdać do tej szkoły - to po pierwsze. Po drugie - wiedziałem, że muszę się tam dostać tak, aby nikt mi niczego nie mógł zarzucić. Nazywam się akurat Damięcki, a nie inaczej i było wiele różnych głosów i jeszcze wiele ich będzie. One pozostaną, a ja z tym nie walczę, po prostu staram się być w porządku wobec samego siebie. Dlatego wiedziałem, że muszę się dobrze przygotować do tych egzaminów. Zatem dobrze się przygotowałem i myślę, że nikt mi nie może zarzucić, że nie zdałem ich o własnych siłach. To, co teraz robię w Akademii Teatralnej bardzo mi odpowiada i na tym chcę się skupić w przyszłości.

Jaki wpływ na to, że postanowiłeś wykonywać ten zawód, ma fakt, że pochodzisz z rodziny o aktorskich tradycjach?

MD: Oczywiście miało to wpływ. Fakt, że wychowuję się w takim, a nie innym domu, fakt, że w wieku 5 lat znałem wszystkie piosenki kabaretowe mojego ojca, bo jeździłem z nim na występy, fakt, że byłem w Teatrze Dramatycznym już od małego dziecka i tam spędzałem z ojcem czas - wszystko to wpłynęło na moją świadomą decyzję i wpisało się także w moją podświadomość. Poza tym to, że pochodzę z takiej rodziny, na pewno mobilizuje mnie w tej chwili, kiedy już studiuję w Akademii. Dzięki temu wiem również, jak trudny jest zawód aktora. Zdecydowałem się i to była moja decyzja.

Kiedy postanowiłeś, że chcesz zostać aktorem?

MD: Od 10. roku życia, kiedy zagrałem w pierwszym filmie i potem co roku miałem coś wspólnego z kinem lub z Teatrem Telewizji, wiedziałem, że moje życie będzie w jakiś sposób związane z aktorstwem. Byłem już dorosły, kiedy rozważyłem sobie na zimno wszystkie za i przeciw. Nie pamiętam konkretnej daty, ale było wiele sytuacji, które mnie zbliżyły do tej decyzji. Doszedłem w pewnym momencie do wniosku, że nic innego nie mogę robić.

Trudniej znosić ci krytykę z ust osób najbliższych, czy jeśli słyszysz to od obcych ludzi?

MD: Krytyka osób najbliższych jest najważniejsza, ponieważ jeśli słyszę jakieś uwagi od nich, a wiem, że są to ludzie szczerzy, to jest to ważna sprawa i muszę się nad tym zastanowić.

Zagrałeś dwie duże role w dwóch dużych produkcjach, mówię o "Przedwiośniu" i "Córce kapitana". Możliwe, że posypią się kolejne propozycje - chcesz wykorzystać ten moment, czy poświęcisz się raczej szkole?

MD: Muszę teraz poświęcić się szkole, bo taka jest zasada w Akademii. Nie chciałbym jednak przestać grać w filmach, bo to strasznie wciąga. Wiem również, że przychodzi pewien etap w życiu, iż nie wszystko ode mnie będzie zależało. Jakoś przez te dziesięć lat miałem szczęście do angażów i myślę, że tak drastycznie nie powinno się to skończyć. W tej chwili jestem na pierwszym roku w Akademii. Na drugim chciałbym się jeszcze pouczyć, trochę przystopować, jeśli chodzi o film, a później się zobaczy.

Po zagraniu roli Cezarego Baryki stałeś się idolem nastolatek. Jak znosisz popularność?

MD: Przede wszystkim jest to przyjemne. Coraz częściej spotykam się z miłymi i sympatycznymi przejawami tej popularności. Nie twierdzę, że nie ma innych przejawów, ale o tych staram się nie myśleć i nie mówić. Zawsze wolę pamiętać te przyjemne momenty, a takie zdarzają się coraz częściej.

Gdyby ktoś zaproponował ci zagranie w serialu lub w reklamówce, zgodziłbyś się?

MD: Na szczęście mam agenta (którym jest mama Mateusza - red.) i zawsze mogę z nim na ten temat porozmawiać. Wszystko to, w czym udało mi się zagrać do tej pory, było w moim mniemaniu, i mojego agenta również, rzeczą wartościową. Tak powinno być zawsze. Wiem, że przyjdą momenty, że będzie trzeba się dużo zastanawiać i wtedy pomyślimy co zrobić.

Wchodzi właśnie do kin rosyjski film "Córka kapitana", w którym kreujesz główną postać - Piotra Griniowa. Jak to się stało, że dostałeś tę rolę?

MD: W dosyć dziwny sposób - jest to czysto rosyjska produkcja, tylko Masza, którą gra Karolina Gruszka i Piotr Griniow, którego gram ja, są Polakami. Aleksander Proszkin szukał obsady do swego filmu, pojawił się w Polsce i tutaj znalazł odtwórców głównych ról. Rosja jest ogromna i adekwatnie do swojej wielkości ma wszystkiego dużo, także aktorów, ale Proszkin nie mógł ich tam znaleźć. To, czego szukał, znalazł w Polsce, czyli nas. Wiem jedno - był zadowolony z wyboru, my tym bardziej.

Czy to było dla ciebie duże wyzwanie, zagrać postać jednego z najpopularniejszych bohaterów literatury rosyjskiej, stworzonego przez Aleksandra Puszkina? Jak przygotowywałeś się do tej roli?

MD: Jest to rzeczywiście bardzo ważna postać dla Rosjan, tak jak dla nas na przykład Pan Tadeusz, i to było rzeczywiście duże wyzwanie. Niestety, w Polsce Puszkina się w szkole nie czyta i nie znałem jego twórczości. Może to i lepiej, bo młodzi ludzie nie lubią lektur, które są obowiązkowe i mogliby się zrazić, szczególnie do Rosjanina. Zapoznałem się z twórczością Puszkina przygotowując się do tego filmu. Nie żałuję, że właśnie w taki sposób poznałem Puszkina, Rosję i język rosyjski. Mogłem wszystko zobaczyć przez inny pryzmat, niż robi się to w szkole. Do tej pory sobie to cenię. Trzy czwarte zdjęć zrobiliśmy w Rosji - trzeba było być w Rosji, poznać Rosję, poznać język. Nie grałem po rosyjsku - przez pierwsze tygodnie nie mówiłem w tym języku ani słowa, było to więc wykluczone. Później, kiedy nauczyłem się języka, w drugiej części filmu grałem już po rosyjsku, przynajmniej część kwestii. Potem było łatwiej podłożyć głos na postsynchronach. W filmie Karolina i ja jesteśmy dubbingowani.

Jaką postacią jest Piotr Griniow?

MD: To człowiek, który jest młodym wojskowym - oficerem armii carskiej i ma niespełna siedemnaście lat. Ma honor, jest także romantykiem. Griniow walcząc kocha i odwrotnie - jest wrażliwy, ale jednocześnie potrafi zabić. Choć jest to postać tragiczna, wszystko kończy się dobrze, można zatem powiedzieć, że jest bohaterem pozytywnym.

Oby więcej takich ludzi.

Jak wspominasz pracę w Rosji i jak długo tam byłeś?

MD: Byliśmy tam, z przerwami, około czterech miesięcy i jestem zachwycony tym krajem. Cały czas powtarzam, że nie jestem rusofilem, ani fanatykiem tego kraju. Wiele osób stara mi się zarzucić, że mam niewłaściwy stosunek do Rosji, a ja temu muszę cały czas zaprzeczać. Odgraniczam jedno od drugiego - historię i wszystko co wiem o tym kraju na bazie moich przeżyć i tego, jak wspaniałych ludzi poznałem. Wszędzie można poznać złych i dobrych ludzi, ja w Rosji poznałem tylko tych dobrych - nie tylko znakomitych aktorów, ale ludzi o wielkiej wrażliwości, naznaczonych przez historię. To nie ich wina, że właśnie w Rosji się urodzili. Tym bardziej chylę czoło przed nimi. Rosjanie są przede wszystkim narodem tragicznym. Najbardziej cierpią na wszystkim zwykli ludzie, a ja jestem właśnie nimi zachwycony.

Część filmu "Przedwiośnie" kręcona była w Baku w Azerbejdżanie, kilka scen nakręcono na Placu Czerwonym w Moskwie. Czy to, że byłeś wcześniej w Rosji, pomogło ci na planie filmu?

MD: Kiedy kręciliśmy "Przedwiośnie", wyglądało to zupełnie inaczej, bo ja do Rosji nie pojechałem, ale tam wróciłem. Niektóre sceny kręciliśmy w Moskwie, kilka osób z naszej ekipy było tam po raz pierwszy, ja czułem się dużo swobodniej. A jeżeli chodzi o Bak, jest to magiczne miejsce. Tak naprawdę położone jest nie tak daleko od Polski, ale to już zupełnie inna wrażliwość, zupełnie inny styl, kultura. Tam już jest islam, orient. To coś, co trudno opisać komuś, kto nigdy tam nie był.

Czy Filip Bajon widział film "Córka kapitana" przed zaangażowanie Cię do roli Cezarego Baryki?

MD: Filip Bajon widział fragmenty "Córki kapitana" i zapewne miało to wpływ na to, że właśnie mnie powierzył rolę Cezarego Baryki. Brałem jednak udział w castingu.

Która postać jest ci bliższa - Baryka czy Griniow?

MD: Cezary Baryka jest dużo bardziej złożoną postacią i w nim mógłbym się dopatrywać różnych moich cech. Griniow jest romantykiem, a ja po części również do tego w swoim życiu dążę, choć zupełnie na innych zasadach, niż to było za jego czasów. Uważam, że był to piękny okres i ci ludzie zupełnie inaczej czuli, inaczej patrzyli na życie - ja chciałbym tak umieć patrzeć na świat. Dlatego z Baryki mam dużo, a z Griniowa chciałbym mieć trochę więcej.

Czy to, że w prasie często porównują cię z młodym buntownikiem, takim jak w amerykańskim kinie był James Dean, denerwuje cię , czy raczej sprawia przyjemność?

MD: Denerwuje mnie. Staram się stać na straży, może to pompatycznie zabrzmi, jakiejś oryginalności. Wszyscy mamy dosyć powielania, a na pewno ja, i nie życzę sobie jakichkolwiek porównań.

Czy w dzisiejszych czasach młody człowiek może się identyfikować z takimi bohaterami romantycznymi, jakich zagrałeś?

MD: Niepoprawnie walczę z tym, co się teraz dzieje. Jestem człowiekiem, który ma 20 lat, a w tej chwili jest taki trend, że młodzież imponuje swoim równolatkom. Myślę, że ten, kto coś zrobił, może wpłynąć na innych ludzi. Wiem, że część osób mnie wyśmieje, jeżeli będę powtarzał, iż mam nadzieję, że młody człowiek, który ma zupełnie inny pogląd na życie niż ja, pójdzie na film "Córka kapitana", to coś go w nim poruszy. Będę się starał wpływać na ludzi w moim wieku, ale nie twierdzę, że mi się uda - to walka z wiatrakami.

Co jest ważniejsze - to, kiedy krytyka przychylnie pisze o twojej kreacji w filmie, czy kiedy na sali kinowej siedzą tłumy widzów?

MD: Oczywiście krytyka jest ważna, ale nie najważniejsza. To samo dotyczy frekwencji. Zauważyłem, że zacząłem się ostatnio bardziej interesować tym, ile osób obejrzało mój film. Po części zależy mi na tym, ale nie wpadam w obłęd i nie prowadzę statystyk w domu. Jeśli chodzi o krytykę, to oczywiście zawsze trzeba się przejmować tym, co piszą, ale jednocześnie trzeba podchodzić do wszystkiego z dystansem wiedząc, że i tak wszystko jest subiektywne.

Przygotowując się roli radzisz się kogoś?

MB: Przede wszystkim reżysera, ale w domu mam cały sztab ludzi, których mogę prosić o radę, począwszy od mojego ojca, przez przyjaciół, kolegów. Moja mama, która chociaż nie jest aktorką, jest tą osobą, której ufam - ma wyrobiony smak, jeżeli chodzi o kino.

Twoje ulubione filmy?

MD: Jestem na etapie szukania swoich ulubionych filmów, jeszcze takich nie mam. Ulubione książki mam, a filmy na razie oglądam i szukam.

Ulubiona książka?

Kocham "Mistrza i Małgorzatę". Dużo czytam, więcej niż kiedyś. Mam sobie za złe, że kiedyś więcej nie czytałem, bo teraz mam coraz mniej czasu. Gdybym mógł, cały czas bym czytał.

Najbliższe plany?

Sesja i wakacje.

Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mateusz Damięcki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy