Martyna Wojciechowska: Dostałam lekcję pokory

Martyna Wojciechowska w Tanzanii na planie "Kobiety na krańcu świata" /Marek Arcimowicz /TVN

Martyna Wojciechowska przeżyła trudny rok. Straciła bliską osobę, złamała obojczyk, przeszła kilka operacji, wciąż się rehabilituje. Los chciał przetrącić jej skrzydła. Na szczęście odrosły, w dodatku silniejsze, bo z tytanu.

We wrześniu obchodziłaś urodziny. Jaki prezent sobie sprawiłaś?

Martyna Wojciechowska: - Zaczęłam kurs na pilota helikoptera. Ale zdecydowanie lepszą niespodziankę zrobili mi znajomi z całego świata, którzy nagrali i wysłali mi życzenia. Byłam bardzo wzruszona, zresztą do tej pory, gdy o tym mówię, łamie mi się głos. Poczułam fajną energię.

- Dokładnie rok temu byłam na zdjęciach w kobiecym więzieniu w Kolumbii. Byłam szczęśliwa, zdrowie mi dopisywało. Wszystko idealnie się układało. Współpracownikom mówiłam, że to najlepszy rok w moim życiu. I kilka dni po powrocie poczułam się źle. Trafiłam do szpitala. Choroba mnie wykończyła. Ale załamałam się dopiero, gdy musiałam powiedzieć widzom, że premiery nowych odcinków "Kobiety na krańcu świata" nie będzie. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo mi coś nie wyszło. Na szczęście Edward Miszczak podjął decyzję, żeby wyemitować połowę sezonu. To kolejny piękny prezent urodzinowy.

À propos urodzin, gdybyś mogła cofnąć czas i udzielić sobie jednej rady, to co byś powiedziała tej Martynie sprzed lat?

- Trudne pytanie. Może, żeby bardziej wyluzowała? Miałam kiedyś konkretny plan na życie. Wyznaczałam cele i je realizowałam. Ale ono wiele razy mnie zaskoczyło. Postawiło przede mną wyzwania, które okazały się naprawdę trudne. Były też piękne, pozytywne momenty. Nawet mi się nie śniło, że będzie tak wspaniale. Dlatego dziś ostrożniej robię plany i nie trzymam się ich tak kurczowo. Trzeba być otwartym na zmiany, na to, co niesie los. Liczy się też odwaga do realizacji marzeń. Tak, od odwagi wszystko się zaczyna.

Reklama

Zatem jakie kolejne wyzwania zamierzasz realizować? Jak widzisz siebie za 10 lat?

- Niech nadal będzie tak, jak teraz, bo jest super. Chcę wciąż podróżować, kręcić dokumenty, pisać... Robię to, co uwielbiam i w co wierzę. Robiłabym to nawet za darmo! Pieniądze są ostatnią rzeczą, która ma dla mnie znaczenie. Patrzę na Elżbietę Dzikowską - moją serdeczną przyjaciółkę - ona bardzo mnie wspiera. Jest moim mentorem, recenzentem. Ma ponad 70 lat, a zapału i wigoru można jej pozazdrościć. Taka jest też moja droga. Ale z czasem coraz bardziej skupiam się na ludziach, na pomocy. Zaadaptowałam dzieci z różnych zakątków świata. Obserwuję, jak rosną, rozwijają się, wykorzystują szanse, które daje im los. Pamiętasz Kabulę, bohaterkę dokumentu "Ludzie duchy"? Żyła w ciągłym strachu. A dziś widzę kwitnącą dziewczynę, najlepszą studentkę na roku. To moje największe sukcesy - dzieciaki, które dostają od życia drugą szansę. Mam o kogo się troszczyć...

To zdradź, proszę, ile masz tych dzieciaków?

- Muszę policzyć, bo jestem świeżo po kolejnej adopcji i wyszło dziesięcioro.

Twoja córka Marysia nie jest przypadkiem o nie zazdrosna?

- Wręcz przeciwnie, bardzo się w to angażuje. Marysia już trzy lata temu organizowała pierwsze pokazy, kiermasze, z których dochód przeznaczała na potrzebujące dzieci. Nie odkładała na nowy telefon, nie kupowała słodyczy... Prywatne kieszonkowe przekazywała na edukację Kabuli lub na Przylądek Nadziei, Klinikę Onkologii i Hematologii we Wrocławiu. Jestem z niej bardzo dumna! Zastanawiałam się, czy kiedyś nie będzie miała do mnie żalu o to, że jeżdżę na kraniec świata, przytulam obce dzieci. Ale ona jest szczęśliwa. Dzięki temu przekonuje się, że małymi krokami można zmienić świat.

Planujecie z córką wspólną wyprawę?

- Na początku przyszłego roku zamierzam jej pokazać Afrykę. Chcę, żeby Marysia zobaczyła, jak wygląda kraj, w którym zostawiłam serce. W Tanzanii byłam już ponad 10 razy i za każdym razem wracam tam jak do domu.

Powiedziałaś kiedyś, że po nakręceniu programu długo nosisz w sobie historie bohaterek, o których kręcisz dokumenty. O kim z 8. sezonu "Kobiety..." nie możesz zapomnieć do dziś?

- O Bośniaczce, Mai Kazazić. Miała 15 lat, gdy w byłej Jugosławii trwała wojna. Podczas wybuchu bomby zginęli wszyscy jej przyjaciele, ona znalazła się w epicentrum, ale przeżyła. Trafiła do szpitala, gdzie niewyobrażalnie cierpiała. Nie było środków przeciwbólowych, bez znieczulenia amputowano jej nogę. Dzięki obcej kobiecie trafiła do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka do dziś. Wyrosła na piękną, szczęśliwą kobietę. Spotkanie z nią było jak zastrzyk najlepszej energii. Długo rozmawiałyśmy. Kilka lat temu miałam poważny wypadek na Islandii. Cud, że przeżyłam. Tak jak Maja, czuję się wybrańcem losu. Nawiązała się między nami niesamowita nić porozumienia. Jesteśmy jak duchowe siostry. Po powrocie od niej złamałam obojczyk. Przeszłam kilka skomplikowanych operacji, a potem długotrwałą rehabilitację. Gdy bolało mnie jak diabli i miałam ochotę odrobinę się nad sobą poużalać, dzwoniłam właśnie do Mai.

Można powiedzieć, że gdy nagrywałaś nowe odcinki, twoje życie przewróciło się do góry nogami. I to kilka razy. Zachorowałaś, uszkodziłaś obojczyk, zmarł tata twojej córki...

- Obie z Marysią znalazłyśmy się w trudnej sytuacji i chciałam być jak najbliżej niej. Ograniczyliśmy liczbę dni zdjęciowych. Nie mogłam daleko podróżować, by w każdej chwili móc szybko wrócić do córki. Wybraliśmy tematy, po które w normalnych okolicznościach prawdopodobnie bym nie sięgnęła. Dzięki temu ten sezon jest inny, trochę niezwykły, ale może właśnie na tym polega jego siła?

Należysz do tych ludzi, którzy wierzą, że wszystko, co nas dotyka, dzieje się po coś, trzeba tylko to umieć zobaczyć? Jak myślisz, czego te ostatnie doświadczenia miały cię nauczyć?

- Takie jest życie. Wciąż przypomina, że nie mogę wszystkiego kontrolować. Od czasu do czasu muszę dostać lekcję pokory. Tragiczne sytuacje nadają życiu właściwe proporcje. One mnie zmieniły i wzmocniły. Dziś jestem silniejsza. Zawsze uważałam, że mam skrzydła, a teraz one są z tytanu!

Małgorzata Pyrko

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Telemax
Dowiedz się więcej na temat: Martyna Wojciechowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy