Reklama

Marta Manowska: Wezmę ślub w "Sanatorium miłości"

- Jak patrzę na to, co dzieje się w klubie kuracjusza w Ustroniu, to czasami myślę, że sama wezmę ślub dopiero w "Sanatorium miłości". Warto poczekać, bo tę miłość zupełnie inaczej się wtedy przeżywa - mówi prowadząca show TVP Marta Manowska.

- Jak patrzę na to, co dzieje się w klubie kuracjusza w Ustroniu, to czasami myślę, że sama wezmę ślub dopiero w "Sanatorium miłości". Warto poczekać, bo tę miłość zupełnie inaczej się wtedy przeżywa - mówi prowadząca show TVP Marta Manowska.
Marta Manowska /Niemiec /AKPA

Telewizyjna kariera Marty Manowskiej nabrała tempa. W tym sezonie dziennikarka musiała podzielić swój zawodowy kalendarz na zdjęcia aż do trzech programów! Latem realizowała szósty sezon "Rolnik szuka żony" oraz premierowy talent show "The Voice Senior", a jesienią spędziła cztery tygodnie w uzdrowisku w Ustroniu, gdzie realizowane jest obsypane nagrodami "Sanatorium miłości".

Czym jest starość?

Marta Manowska: - Dla mnie to na przykład wycieczka staruszków wbiegających na górę, by poczuć promienie słońca na twarzy, zamawiających w karczmie piwo z sokiem i śledzika, robiący selfie telefonami. Ten obrazek przywołuje uśmiech na mojej twarzy i łzy w oczach.

Pamiętasz codzienne gesty czułości między twoimi dziadkami?

Reklama

- Pamiętam dziadka, który zawsze, gdy przechodził koło babci, głaskał ją po policzku i mówił: "Jadziuniu, moja kochana". To taki mikro gest, ale dla mnie zawsze będzie kojarzył się z największym przejawem miłości. To ich przekomarzanie się, kto co pokroi, kto co ugotuje, wspólne przygotowywanie posiłków, spędzanie czasu w kuchni, to jak zawsze stali w oknie gdy odjeżdżaliśmy i nam machali. Zawsze był we mnie lęk, że któregoś dnia obrócę się i tylko jedno z nich będzie w oknie. Uwielbiali razem gotować, kłócić się, grać w remika. Doszliśmy nawet do etapu scrabble. Dziadek długo się opierał, ale w końcu spróbował i zdążyliśmy pograć. A babcia śmiga w internecie jak ryba w wodzie. To mnie szalenie cieszy!

Kto zna cię najlepiej?

- Mój tata, który jest taki sam jak ja, przyjaciółka z liceum i przyjaciel, którego zyskałam przy programie "Rolnik szuka żony".

Zdjęcia do drugiej edycji "Sanatorium miłości" dobiegły końca. Widzowie poznają bohaterów w styczniu, a ja przeczytałam, że to ty będziesz pierwszą bohaterką, która weźmie ślub w "Sanatorium miłości"?

- Jak patrzę na to, co dzieje się w klubie kuracjusza w Ustroniu, to czasami myślę, że sama wezmę ślub dopiero w "Sanatorium miłości". Warto poczekać, bo tę miłość zupełnie inaczej się wtedy przeżywa. Ona chyba jest mądrzejsza, dojrzalsza, bardziej o przyjaźni niż o miłości. Nie jest taka poszarpana.

Niczego nie żałujesz?


- Nie mam poczucia straty czasu. Mam poczucie, że jestem osobą, którą w końcu zaczynam lubić. Jakkolwiek by się nie potoczyły moje losy, mając w głowie wszystkich bohaterów wszystkich edycji programów, które prowadzę, jestem spokojna, dopełniona i szczęśliwa. Chcę się skupić na tym, by robić dobro. Dla kogoś przeznaczona jest rodzina, bycie matką, bycie ojcem, dla kogoś przeznaczona jest pomoc innym, a dla kogoś jedno i drugie. Dziś wiem, że naszym zadaniem jest być szczęśliwym. Wtedy najlepiej pomożemy sobie i innym. Szczęście daje nieprawdopodobną siłę i życiową energię.

Na antenie TVP zadebiutował premierowy sezon "The Voice Senior". Miało dla Ciebie znaczenie kto zasiądzie w fotelach jurorskich?

- Dla mnie osobiście to duże doświadczenie zawodowe. Kiedy dowiedziałam się z kim będę pracować, byłam zachwycona. Jestem wielką fanką Alicji Majewskiej, zawsze w pierwszym rzędzie śpiewam jej piosenki, Ula Dudziak to moje wspomnienie z dawnych lat, a z Markiem Piekarczykiem mogę powiedzieć, że się zaprzyjaźniłam. To człowiek o niewiarygodnej energii życiowej, obdarzony poczuciem humoru, inteligencją, doświadczeniem. Pięknie podchodzi do uczestników i jest autorem najbardziej emocjonalnych wypowiedzi w programie. Ten program jest też o tym, żebyśmy my młodsi zrozumieli świat, którego za chwilę sami będziemy częścią.

Jak uczestnicy reagowali na ocenę?

- Bardzo dobrze. Oczywiście była nić rywalizacji, ale przede wszystkim mieli w sobie luz, radość, że znów mogą śpiewać. Trzymają sztamę! Poza tym każda z piosenek przywołuje w nich mnóstwo wspomnień, ważnych ludzi, wydarzeń, miejsc.

Pochodzisz ze Śląska, gdzie więzi rodzinne są bardzo silne. Doceniasz?

- Chciałabym poznać bliżej historię mojej prababci, która pamiętała czasy pierwszej wojny światowej, historię babci, dowiedzieć się jak dziadek spędzał dzieciństwo. Oczywiście robiliśmy to oglądając zdjęcia, ale wciąż czuję, że za mało wiem. Starość z jednej strony jest po to, by otoczyć tych ludzi miłością i opieką, ale z drugiej, by być ich partnerem. Złapać ich pod rękę i rozmawiać o wszystkim! Oni chcą rozmawiać o seksie, o swoich doświadczeniach, o podróżach, o "augustowskich nocach".

Zachłanność na to co nowe, szalone, ekstremalne oddaje atmosferę na planie programów?

- Kiedy osoba w wieku prawie siedemdziesięciu lat mówi mi, że nadal się uczy, jej słowa dają mi pewność, że wcale nie muszę tu i teraz wiedzieć wszystkiego o życiu. Donikąd już się nie spieszę. Chcę się uczyć i czerpać taką radość z życia jak bohaterowie "Sanatorium..." czy "Voice...".

Byłaś beztroskim dzieckiem?

- Moje dzieciństwo było bardzo uporządkowane. Lata beztroski przeżywałam od dwudziestego piątego roku życia i trwają do dziś.

Czyli odkąd wyjechałaś z domu?

- Dokładnie! Od chwili, gdy zamieszkałam sama. To nauczyło mnie samodzielności, bezkompromisowości. Utwardziło mnie bardzo.

Czy bez miłości, bez doświadczenia miłości można prowadzić takie programy?

- Bez doświadczenia nie, ale bez miłości można, bo tym uczuciem jest się otulonym właśnie w programach "Sanatorium miłości" czy "The Voice Senior". Osobiście przeżyłam dzięki bohaterom tyle odcieni miłości, że jestem naprawdę bogata! Nie wiem, czy łatwiej jest prowadzić tego typu programy będąc w kryzysie, co mam na koncie, czy gdy jest się w bardzo dobrym momencie, szczęśliwym. Tata Mai Ostaszewskiej powiedział mi kiedyś, że człowiek jest najbardziej uważny w swojej średnicy. Kiedy przeżywa sukces, co czytam jako szczęście, miłość, nie jest tak uważny. Kiedy przeżywa porażkę, dramat też nie jest tak uważny. Dopiero, kiedy jest w "równicy", wtedy jest najbardziej uważny na drugiego człowieka. Wydaje mi się, że nie mogłam spotkać bohaterów w lepszym momencie swojego życia. Nie jestem teraz ani na samej górze, ani na samym dole.

Czym jest dla ciebie sukces?

- Sukces dla mnie jest wtedy, gdy ktoś przy tych programach się uśmiechnie, wspomni swoją młodość, pójdzie zapisać się do klubu seniora, na Uniwersytet Trzeciego Wieku, wyjdzie do parku i pozna kogoś, podniesie się z depresji, pozwoli sobie pomóc. Sukces jest wtedy, gdy dziecko na łóżku szpitalnym się uśmiechnie albo starsza osoba, którą mijamy na ulicy. Sukces jest wtedy, gdy będąc na pewnej pozycji wykorzystuje się swój wizerunek, by pomagać innym. Sukcesem jest przyjaciel.

Mam wrażenie, że urodziłaś się, by pomagać?

- Taka jestem. Kiedy słyszę, że mam teraz myśleć o sobie, zanoszę się śmiechem. Teraz? Trochę już późno. Powiedziała stara dusza. Nie wiem, czy moi rodzice zrobili to celowo, ale wychowali mnie na osobę, która mało myśli o sobie. Uczę się tej miłości własnej, czytam książki, rozwijam umysł, oglądam filmy. Dbam o głowę!

Beata Banasiewicz


AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Marta Manowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy