Marta Bryła i Jakub Tackowiak: Rodzinne kłamstwa wyszły na jaw
Marta Bryła i Jakub Tackowiak przeżywają trudne chwile. Aktorka, znana z seriali "Korona królów", "Na dobre i na złe" i "Na Wspólnej", oraz jej chłopak - aktor, który interesuje się reżyserią i scenopisarstwem - stanęli twarzą w twarz z tajemnicami przeszłości. Jakub, postanowił odciąć się od rodziny i zrezygnować z nazwiska Tackowiak. Na razie posługuje się jako nazwiskiem drugim imieniem - Aleksander.
Jak to jest dowiedzieć się po ponad 30 latach, że ojciec, który cię wychował, nie jest twoim prawdziwym tatą? Przeżyłeś szok?
Jakub Tackowiak: - Właściwie zawsze to, gdzieś tam w środku, wiedziałem. Do 13 roku życia wychowywały mnie dwie ciotki i babcia od strony matki. Okłamywano mnie, że to kwestia finansowa. Szczęście w nieszczęściu, bo tę cześć swojego dzieciństwa wspominam mile. Miałem takie trzy matki i tak je traktuję do dzisiaj. Wspaniałe kobiety, które dały mi miłość i poczucie własnej wartości. Niestety, babcia i jedna z cioć już nie żyją. Kontakt z biologiczną matką, a zwłaszcza z ojczymem, zawsze miałem fatalny. Zawsze byłem pomijany i poniżany. Czułem się gorszy. Sądziłem, że to kwestia mojej osoby, a nie mojej genezy. Kiedy w końcu zamieszkałem z matką i rodzeństwem, zaczęło się moje piekło. Ojczym to prosty i egocentryczny człowiek, który swoje frustracje wyładowywał właśnie na mnie. Matka tylko patrzyła. Więc kiedy się dowiedziałem, kamień spadł mi z serca. To nie był szok, raczej poskładanie siebie na nowo. I satysfakcja, że w przeciwieństwie do rodzeństwa jestem wykształconym człowiekiem z ambicjami. I jakimiś małymi sukcesami na własnym koncie.
Jak zareagowałaś na wieść o tym, że historia rodzinna Kuby jest nie do końca prawdziwa?
Marta Bryła: - Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Od kiedy jestem z Kubą w związku, a to już ponad 8 lat, jego ojczym nie zadzwonił do niego ani razu. Nigdy nie interesował się jego życiem, tym gdzie jest, co robi, jak się miewa. Było czuć, że coś nie gra, ale nie przyszło mi do głowy, że to może być kwestia aż takiej rangi.
Masz żal do mamy, rodziny, że przez całe życie cię okłamywali i nie zdobyli się na wyznanie trudnej prawdy?
JT: - Tak. I to wielki. Mam w sobie trochę empatii i zrozumiałbym sytuację. Tym bardziej że matka była dyrektorką szkoły. Na pewno na studiach miała podstawy psychologii dziecięcej. Mam też ogromny żal do wujka księdza. Wujek był, można powiedzieć, substytutem ojca. Z ambony grzmi o prawdzie, a sam nie potrafił jej przekazać. Na końcu nie rozumiem zachowania matki chrzestnej, która nie potrafi odebrać telefonu. Cóż, może to wstyd?
Dowiedziałeś się czegoś o swoim biologicznym ojcu? Będziesz do tego dążył?
JT: - Niestety, prawo rodzinne w Polsce nie gwarantuje mi dowiedzenia się prawdy. Ale dzięki kilku kontaktom oraz znajomemu detektywowi wiem, kim jest mój prawdziwy ojciec. Mogę jedynie powiedzieć, że świetnie mówi po francusku. Ale nie chcę go poznawać, to średniej jakości moralnej człowiek.
Zawsze się wspieraliście, czy ta sytuacja sprawiła, że staliście się sobie jeszcze bliżsi?
JT: - Marta jest moim oparciem w każdej dziedzinie życia. Stanęła na wysokości zadania. Mam ogromne szczęście mieć ją przy sobie. Marta jest dobrym człowiekiem, a zbyt wielu takich w życiu nie poznałem. Jej życie również nie oszczędzało.
MB: - Zawsze się wspieraliśmy. Natomiast prawda, której Kuba doszukał się po 32 latach - bo to jego inicjatywa, nie rodziny - pozwoliła mu bardziej zrozumieć swoje dotychczasowe życie, zrozumieć siebie. Nagle wszystkie puzzle ułożyły się w całość. Przykrą, aczkolwiek prawdziwą. Bo prawda, choćby najgorsza, to jednak zawsze prawda. Tego, że w tak ważnej kwestii był okłamywany przez całe dzieciństwo, młodość i dorosłość, Kuba nigdy rodzinie nie wybaczy. Tym bardziej, że wiele razy drążył temat, czując, że coś jest nie tak. I wiele było momentów, możliwości, by tej prawdy się dowiedział. Po tym wszystkim usłyszeliśmy od rodziny Kuby, że nie ma o czym rozmawiać. Od wujka, który jest księdzem i proboszczem parafii, że nie powiedzieli mu prawdy, bo czuli, że nie jest na to gotowy emocjonalnie. Od brata, żeby się powiesił i dał matce spokój. Po tych słowach doznałam szoku, wywołało to we mnie obrzydzenie.
Czy zawirowania w prywatnym życiu rzutują na waszą pracę?
JT: - Oddzielam życie prywatne od zawodowego - nie przenoszę prywatnych problemów do pracy, jednak życiowe doświadczenia staram się świadomie przekuwać w bazę do zrozumienia i budowania postaci.
No właśnie, co z pracą? Jak w tej chwili wyglądają wasze zawodowe projekty, plany, marzenia?
JT: - Niestety, lockdown pokrzyżował większość moich planów zawodowych. Zwłaszcza że pracuję na planach poza granicami naszego kraju. Chcę się rozwijać. Mam zamiar wybrać się na scenopisarstwo, podyplomowo. Jednak po pandemii. Tym bardziej, że życie podsunęło mi mocne scenariusze.
MB: - Lockdown pokrzyżował wiele moich planów. Mam nadzieję, że po szczepieniach sytuacja ulegnie zmianie na lepsze i wrócę zarówno na deski teatru, jak i na w pełni bezpieczne plany zdjęciowe.
Ewa Jaśkiewicz