Reklama

Marietta Witkowska i Chris Ducci: Wygraliśmy siebie

Marietta Witkowska i Chris Ducci, zwycięzcy pierwszej polskiej edycji "Hotelu Paradise", opowiadają, jakie to uczucie wygrać randkowe reality-show, na co zamierzają przeznaczyć wygraną i co dalej z ich związkiem.

Damian Glinka, Interia: Jakie to uczucie wygrać pierwszą polską edycję "Hotelu Paradise"?

Marietta Witkowska: - Niesamowite uczucie. Wiem, że to oklepany tekst, ale nie spodziewaliśmy się tego. Jesteśmy najszczęśliwsi na świecie.

Chris Ducci: - Nie spodziewałem się, że tak daleko zajdę. Chciałem opuszczać program trzeciego dnia, a wygrałem.

Marietta Witkowska: - Najważniejsze jest to, że wygraliśmy siebie nawzajem.

W którym momencie poczuliście, że możecie wygrać ten program?

Marietta Witkowska: - Pierwszy raz to poczułam, gdy było głosowanie wszystkich uczestników na parę, która powinna odpaść i nie dostaliśmy żadnego głosu. Jednak tak naprawdę do końca nie wiedzieliśmy, jak to może się potoczyć, bo w międzyczasie narobiliśmy sobie trochę wrogów. Kilka razy musieliśmy kogoś wyrzucić z programu. Nie wiedzieliśmy, czym będą kierować się uczestnicy. Tak naprawdę doszło to do mnie, gdy zobaczyłam większość osób za nami i wiedziałam, że wygraliśmy.

Reklama

Chris Ducci: - Ja miałem przeczucie w tygodniu finałowym, jak dowiedziałem się, że zwycięską parę wybiorą inny uczestnicy.

W decydującym momencie zastanawialiście się: pieniądze czy miłość?

Chris Ducci: - Nie miałem żadnych wątpliwości. Zostałem wierny Mariecie do końca.

Marietta Witkowska: - Też nie miałam żadnych wątpliwości. Bałam się tylko, że Chris rzuci (zwycięzcy programu mieli szklane kule, ich rozbicie oznaczało, zatrzymacie całej wygranej dla siebie - przyp. red.), bo nie patrzył na mnie w ogóle.

Co zamierzacie zrobić z nagrodą? Marietta, jesteś już zapisana na operację nosa?

Marietta Witkowska: - Wszyscy wyciągają ten nos i wychodzi na to, że poszłam do programu "po nos". Nie zapisałam się jeszcze na operację, ale planuję to. Pieniądze nie grały dla nas roli. Najfajniejsze w tej wygranej było to, że głosowali uczestnicy.

Chris Ducci: - Podzieliliśmy się wygraną pół na pół. Taka opcja była najlepsza dla nas. Ja zamierzam pomóc mojej rodzinie.

Myśleliście o inwestycjach bankowych?

Marietta Witkowska: - Nie, ja chciałabym zainwestować w swoją przyszłość i kupić mieszkanie. Bardzo szanuję, że Chris chce pomóc swojej rodzinie.

Chris Ducci: - Pomogę rodzinie i kupię sobie dużo książek.

Jaki macie kontakt z innymi uczestnikami?

Marietta Witkowska: - Mamy w sumie dobry kontakt. Bardzo ogranicza nas kwarantanna, ale często rozmawiamy przez telefon. Nie ma jakiś wielkich "dram" po programie.

A z kim macie najmniejszy kontakt?

Marietta Witkowska: - Z Olą.

Chris Ducci: - Ja najmniejszy kontakt mam z Szymonem.

Marietta Witkowska: - Tak jak było w "Hotelu", tak jest w życiu codziennym.

A jest ktoś, kto odciął się od grupy?

Marietta Witkowska: - Myślę, że nie. Założyliśmy sobie po programie, że będziemy mieli dystans do tego, co się wydarzyło. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, więc mam nadzieje, że jak będzie zjazd, to usiądziemy wszyscy do stołu i będzie fajnie.

Jak wyglądały wasze pierwsze chwile po zakończeniu programu?

Marietta Witkowska: - Na Bali mieliśmy jeden dzień, gdy czekaliśmy na samolot i poszliśmy na randkę. Poznaliśmy się na nowo i bardzo dużo zmieniło to między nami. A jak wróciliśmy do Polski, to Chris był cztery dni w Warszawie, a potem pojechał do Londynu pozałatwiać swoje sprawy.

Chris Ducci: Od miesiąca jestem w Warszawie, a od dwóch tygodni mieszkamy razem.

Marietta Witkowska: - Szkoda, bo chciałam Chrisowi pokazać Polskę, a mamy czas kwarantanny i musimy siedzieć w domu.

Kto wyszedł z inicjatywą, aby zamieszkać razem?

Chris Ducci: - Wyszło to naturalnie, bo cały czas spędzaliśmy razem.

Marietta Witkowska: - Kwarantanna trochę się do tego przyczyniła. Jak na razie Chris wytrzymuje ze mną.

Były już pierwsze kryzysy?

Marietta Witkowska: - Kryzysy zostawiliśmy w programie. W normalnym życiu nie mamy kryzysów.

A jak wyglądają obowiązki w domu?

Marietta Witkowska: - Chris gotuje, a ja zmywam. Dopełniamy się. Mamy podzielone obowiązki.

Chris, nie przeraża cię, że Marietta chce założyć rodzinę w tak młodym wieku?

Chris Ducci: - Dla mnie jest super. Na razie mieszkamy ze sobą. Zobaczymy, co będzie dalej. Ja jestem gotowy.

Marietta Witkowska: - Znamy się dopiero cztery miesiące. Mieszkamy razem, a czy założymy rodzinę, to zobaczymy. Jesteśmy na dobrej drodze. Na pewno się o tym dowiecie.

A były rozmowy na temat ślubu?

Marietta Witkowska: - Rozmawialiśmy na temat ślubu i dzieci. Cały czas są takie rozmowy. Jestem ostrożna z planami i na razie tak zostanie.

A jak wyobrażasz sobie ślub?

Marietta Witkowska: - Mam dwie wizje. Jedna to taka romantyczna, że idziemy do urzędu i nie muszę mieć nikogo oprócz miłości życia. A druga to huczne wesele z rozmachem. Jestem na tyle spontaniczna osobą, że to może wydarzyć się z dnia na dzień.

A o jakiej sukience marzysz?

Marietta Witkowska: - Marzę o księżniczce. Musi być "bomba"!

Jak wyglądało poznanie waszych rodzin? Akceptują waszą relację?

Chris Ducci: - Moja rodzina jest w Anglii, wiec Marietta poznała ich przez internet. Akceptują ją i bardzo nam kibicują. Nasze mamy są bardzo zaangażowane w naszą relację, bo jak się kłócimy, to nas godzą.

Chris poznałeś już mamę Marietty?

Chris Ducci: - Poznałem jej mamę na lotnisku. Rozmowy przez internet nam pomogły i nie stresowałem się kolejnymi spotkaniami.

Marietta Witkowska: - Poznali się, jak wróciliśmy z Bali. Chris bardzo zaplusował u niej wtedy.

A co twoja mama mówi ci na temat Chrisa?

Marietta Witkowska: - Moja mama tłumaczy mi, abym się otworzyła i nabrała takiego spokoju, jaki ma Chris. Ona bardzo go lubi i szanuje. Mama to moja najlepsza przyjaciółka i bardzo chciałaby, abyśmy byli razem. Mówi mi, abym szła w kierunku Chrisa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marietta Witkowska | Hotel Paradise
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy