Marieta Żukowska: Bez kaskadera
Jest atrakcyjną, delikatną blondynką i postacie takich kobiet gra głównie w filmach i w serialach. W "Barwach szczęścia" oglądamy ją w roli niezdecydowanej i zagubionej Bożenki.
Pani jest taka krucha i dystyngowana. Taka trochę przedwojenna. Skąd w pani to jest?
Marieta Żukowska: - Mój tata urodził się przed wojną. Gdy przyszłam na świat, miał 50 lat i uważał, że kobieta powinna mieć niewzruszone zasady, a mężczyzna chodzić w garniturze. A moja mama jest nauczycielką i tak mnie wychowali. Narzekałam na to, dopóki nie zrozumiałam, że prawdopodobnie nigdy nie zagram dziewczyny spod budki z piwem. Chociaż ostatnio zrobiłam film, w którym nie jestem damą, więc wszystko jest możliwe.
Jak z tą swoją delikatnością radzi pani sobie w show-biznesie?
- Mówi się, że to zawód niepewny, ale... który nie jest? Przecież sami kreujemy swoje życie.
Tylko że czasem nie ma co się z koniem kopać.
- Wtedy trzeba odpuścić i złapać coś innego. Jestem aktorką wychowaną w łódzkiej Filmówce, gdzie Jan Machulski niezmiennie powtarzał: "Bądź orłem, nie zniżaj lotów!". A przede wszystkim uczył nas wiary w przyjemność, jaką może dać ten zawód.
Czy czekanie na telefon to też przyjemność?
- Pracuję od trzeciego roku studiów bez przerwy. Gram w teatrze, filmie, serialach. Każdą pracę wykonuję najlepiej, jak potrafię. W teatrze mam za sobą role, w których musiałam się zderzać z najbardziej ciemnymi emocjami, które nigdy nie pozostają bez uszczerbku dla duszy.
W serialu jest łatwiej?
- Scen jest znacznie więcej niż w filmie, dlatego trzeba się szybciej organizować. W "Barwach szczęścia" moimi partnerami są głównie Stanisława Celińska i Kazimierz Mazur i nie ma nawet sekundy, byśmy odpuszczali.
Bożenka z "Barw szczęścia" jest ze Świderskim, ale czy będzie z nim szczęśliwa? Podejrzewam, że nie - liczę na Bruna.
- Nie wiem! Na pewno zakochała się w Świderskim bez pamięci. Blisko Bożeny pojawiać się też będzie syn Amelii. Ale czy będą razem? Jeszcze dużo scen między trójką tych bohaterów.
Pojawiła się pani także w "Drugiej szansie".
- Tak! I to w ciekawej roli. Moja bohaterka usłyszała rozpaczliwy płacz dziecka. Decyduje się przejść do mieszkania, z którego on dobiega... przez balkon trzeciego piętra.
Był kaskader?
- Sama to zrobiłam! Tylko z linką asekuracyjną. Jestem z tego dumna, bo pokonałam swój lęk wysokości. Na premierę czeka spektakl Teatru TV "Dzień dobry, wszyscy umrzemy", w którym zagrałam u boku Krzysztofa Stroińskiego - w ten sposób spełniłam swoje wielkie marzenie. Wkrótce wchodzę na plany zdjęciowe dwóch filmów, m.in. "Botoksu" Patryka Vegi. Już nie mogę się ich doczekać.
Bożena Chodyniecka