Reklama

Marianna Zydek: Bliska konfrontacja z doświadczeniem aborcji

- Nigdy wcześniej nie miałam okazji na tak bliską konfrontację z doświadczeniem aborcji - mówi w rozmowie z Interią Marianna Zydek. W krótkometrażowym filmie "Czwartek" w reżyserii Bren Cukier, który miał polską premierę na Krakowskim Festiwalu Filmowym, aktorka wcieliła się w kobietę decydującą się na farmakologiczną aborcję. - Wiem, że temat aborcji budzi w naszym kraju kontrowersje, większość z nas ma silne, niepodważalne przekonania. Chciałyśmy pokazać, że sprawa nie jest tak czarno-biała, że w grę wchodzą skomplikowane emocje, dylematy, które ciężko zrozumieć z zewnątrz - przyznaje Zydek.

- Nigdy wcześniej nie miałam okazji na tak bliską konfrontację z doświadczeniem aborcji - mówi w rozmowie z Interią Marianna Zydek. W krótkometrażowym filmie "Czwartek" w reżyserii Bren Cukier, który miał polską premierę na Krakowskim Festiwalu Filmowym, aktorka wcieliła się w kobietę decydującą się na farmakologiczną aborcję. - Wiem, że temat aborcji budzi w naszym kraju kontrowersje, większość z nas ma silne, niepodważalne przekonania. Chciałyśmy pokazać, że sprawa nie jest tak czarno-biała, że w grę wchodzą skomplikowane emocje, dylematy, które ciężko zrozumieć z zewnątrz - przyznaje Zydek.
Marianna Zydek w filmie "Czwartek" /materiały prasowe

Krótkometrażowy film "Czwartek" w reżyserii Bren Cukier, który prezentowany jest na Krakowskim Festiwalu Filmowym, podejmuje temat aborcji przez pryzmat indywidualnego doświadczenia młodej, zdeterminowanej kobiety. Minimalistyczna forma, zamykająca w kwadransie kilkanaście godzin z życia bohaterki, połączona z wiarygodną grą i prawdziwymi świadectwami kobiet buduje mocną bazę dla rozmowy skupionej na jednostce.

Tytułowy czwartek to dzień, do którego Maria (Marianna Zydek), młoda aktorka, przygotowuje się już od jakiegoś czasu, mniej więcej od momentu, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Chłopak, rodzina, znajomi - wszyscy okazują wsparcie i zasypują dobrymi radami na temat macierzyństwa, ignorując Marię i sygnały, które próbuje im dawać. Dziewczyna postanawia więc nie informować ich o swojej decyzji i planach na czwartek.  

Reklama

Anna Kempys, Interia: "Mam w sobie silny instynkt macierzyński. W związku z tym najważniejsza jest dla mnie miłość. Kariera jest na drugim miejscu" - powiedziałaś w jednym z wywiadów. W filmie "Czwartek" grasz aktorkę - kobietę, która zamawia tabletki aborcyjne i sama przerywa ciążę w domu. Temat jest poważny, sceny w filmie mocne. Wahałaś się, czy przyjąć tę rolę? Czy kiedy grasz jakąś postać łatwiej ci, kiedy zgadzasz się z jej poglądami czy nie ma to dla ciebie znaczenia?

Marianna Zydek: - Rzeczywiście, życie prywatne staram się stawiać na pierwszym miejscu. Związek to dla mnie bezpieczna przestrzeń, o którą dbam i której potrzebuję. Tym bardziej wykonując zawód, z którym wiąże się nieustanny emocjonalny wysiłek. Wychowałam się w dużej, szczęśliwej rodzinie o poglądach pro life, dlatego decyzja wzięcia udziału w tym projekcie nie była natychmiastowa. Przełomowe okazało się wysłuchanie materiałów zgromadzonych przez reżyserkę na etapie dokumentalnych przygotowań. Nigdy wcześniej nie miałam okazji na tak bliską konfrontację z doświadczeniem aborcji. Bren przeprowadziła kilkadziesiąt wywiadów z kobietami, które podjęły decyzję o aborcji farmakologicznej w domu. Wiele historii kobiet w różnym wieku, w tym znanych mi głosów. Część z nich słyszymy w filmie. Większość czuła się w tym momencie zupełnie sama, bez wsparcia rodziny, partnera, wyjęta spod prawa. Historia mojej bohaterki jest odzwierciedleniem historii kobiet, które wysłuchałam. Pokazuje, jak przebiega ten proces, starając się nie brać żadnej ze stron, za to uwidocznić pewien powszechny problem: to się wydarza i będzie wydarzać. Co możemy zrobić, żeby zminimalizować cierpienie?

Czy to była dla ciebie trudna emocjonalnie rola? Jak się do niej przygotowywałaś?

- Zawód aktora polega w ogromnej mierze na empatii. Nie mogłabym wejść w ten projekt nie wyobrażając sobie, co czuje moja bohaterka. Spędziłam dużo czasu, próbując zrozumieć tę skomplikowaną sytuację. Film nie podaje konkretnego powodu, dla którego Maria nie decyduje się na posiadanie dziecka w tym momencie - wszystko odbywa się w niej, w środku, co było dodatkowym wyzwaniem. Od naszego pierwszego spotkania z reżyserką byłam w intensywnym procesie pracy nad rolą - aż do momentu wejścia na plan. Wtedy wiedziałam, że to, co mam w sobie, musi wystarczyć. W kulminacyjnym momencie poczułam, że jestem przygotowana. 

Pomysł filmu powstał, kiedy przez Polskę przechodziła fala strajków kobiet po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaostrzającym prawo aborcyjne. Jak sądzisz, jaki będzie odbiór filmu wśród polskich widzów? Myśleliście o tym, pracując na planie?

- Pomysł na film postał właśnie z tego powodu. Bren przeprowadziła się do Polski tuż przed rozpoczęciem strajków i mimo że początkowo miała zająć się zupełnie innym tematem, zdecydowała się przyjrzeć tej sytuacji. Wiem, że temat aborcji budzi w naszym kraju kontrowersje, większość z nas ma silne, niepodważalne przekonania. Chciałyśmy pokazać, że sprawa nie jest tak czarno-biała, że w grę wchodzą skomplikowane emocje, dylematy, które ciężko zrozumieć z zewnątrz. Równocześnie do tej pory spotkałyśmy się z bardzo dobrym przyjęciem, wiele kobiet dziękowało nam za to, że podjęłyśmy się opowiedzenia tej historii. Jestem ciekawa, jaki będzie dalszy odbiór.

Film miał premierę w lutym na festiwalu filmowym w Santa Barbara w Kalifornii. Jak przyjęła go amerykańska publiczność?

- Film skłania do refleksji, ale też sprawia, że kobiety po projekcji czują się zachęcone do dzielenia się swoimi intymnymi doświadczeniami. Słyszałyśmy wiele głosów: "to wyglądało dokładnie tak, jak pokazałaś". Myślę, że to najlepsza recenzja, na jaką mogłyśmy liczyć w USA. To budujące czuć, że podjęło się istotny temat, dzięki któremu ktoś czuje się zauważony. 

"W zawodzie aktora można sobie pozwolić na wszystko i wypróbować życia w różnych wersjach siebie. Człowiek ma w sobie zakamarki, których świadomie nie jest w stanie spenetrować. Mój zawód daje taką możliwość, że mogę się w te zakamarki zagłębić, teoretycznie bez konsekwencji" - to twoje słowa. Czy są jakieś zakamarki, w które nie chciałabyś się zagłębiać? Czy jest jakaś rola, której byś nie zagrała?

- Im jestem starsza, tym bardziej cenię sobie wewnętrzny spokój. Staram się lawirować między chaosem, będącym nieodłączną częścią mojego zawodu, a harmonią, na którą muszę zapracować w wolnym czasie. Im trudniejsza rola, tym większa czeka mnie praca w domu. Dlatego niechętnie czytam scenariusze, gdzie np. jest dużo bezsensownej przemocy. Staram się unikać projektów, które uważam za szkodliwe moralnie. 

Dużo pracujesz ze studentami. Skąd taki wybór? Lubisz ten ferment twórczy na planie?

- Bardzo dobrze wspominam czas studiów. Lubię te emocje, kiedy robi się coś po raz pierwszy i wkłada się w to całe serce. Jeśli tylko mam czas i podoba mi się projekt, nie widzę problemu, żeby w nim zagrać. Każda współpraca może być rozwijająca w jakimś aspekcie. To, co jest dla mnie istotne, to kto będzie mi partnerował na planie. 

Masz na koncie kilka ważnych ról, grałaś m.in. w filmach "Kamerdyner", "Wolka", "Skołowani", "Listy do M. 5" oraz serialach "Ludzie i bogowie", "Skazane", "Warszawianka" - co najbardziej lubisz w zawodzie aktora? Co trudno ci zaakceptować?

- Cieszę się, że dzięki mojej pracy mogę poruszać ważne tematy i wzbudzać dyskusje. Ten zawód smakuje najlepiej, kiedy jest walka o jakąś sprawę. Równocześnie ciągle mam w sobie pewien niedosyt. Ambitne kino przechodzi aktualnie trudny czas, dobre projekty często nie znajdują finansowania. Poza tym, gdybym mogła wybrać, pewnie zrezygnowałabym z nocnych zdjęć i udawania zimą lata, bo najbardziej ze wszystkiego nie lubię marznąć. Mimo wszystko chyba jestem w stanie się z tym pogodzić, biorąc pod uwagę ile wolności daje ten zawód.

Znasz francuski, hiszpański, angielski, podobno chciałaś się uczyć chińskiego i hebrajskiego, świetnie jeździsz konno, ćwiczysz jogę, żeglujesz, chodziłaś do szkoły muzycznej. Jesteś wszechstronna. Nie marzysz o karierze za granicą?

- Hmm, to chyba mała przesada... W hebrajskim zatrzymałam się na etapie czytania alfabetu, a na żaglach byłam ostatni raz pewnie parę lat temu. Zawsze interesowało mnie wiele rzeczy na raz - wszechstronność czy ADHD? Nie jestem pewna. A na karierę za granicą pewnie nikt z polskich aktorów by się nie obraził. Ja też nie mówię nie. 

Jakie są twoje najbliższe zawodowe plany - nowy film, nowy serial, spektakl teatralny?

- Mam parę projektów, które się aktualnie rozwijają. Zwłaszcza z jednego bardzo się cieszę, bo jako aktorka mam sporo do powiedzenia w kreatywnym sensie. Pracujemy nad dialogami, rozwijamy nasze postaci przed wejściem na plan, wzajemnie się inspirujemy. Uwielbiam to. Będzie to serial dla pewnej platformy streamingowej. Tyle na razie mogę zdradzić.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marianna Zydek | Krakowski Festiwal Filmowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama