Maria Winiarska: Przeżywam drugą młodość i to bez kochanka
Mówi o sobie, że jest „68–letnią influencerką z Warszawy”, a do tego „aktorką, a kiedyś to nawet piosenkarką”. Ale Maria Winiarska jest też żoną Wiktora Zborowskiego i mamą dwóch córek - Hanny i Zofii. W rozmowie z PAP Life opowiada m.in. o tym, jak zdobyła ponad 100 tys. followersów na Instagramie oraz „szacun” młodzieży. Zdradza też, że teraz to córka uczy ją, jak postępować z mężczyznami.
Prowadzi pani zabawny i ciekawy profil na Instagramie. Jak pani wpadła na to, że to medium jest dobrą formą kontaktu ze współczesnym światem?
Maria Winiarska: - To córki, Hania i Zosia, wprowadziły mnie w świat Instagrama. Trochę dla własnej wygody. Miały dosyć moich ciągłych telefonów i maili z pytaniami "Co jest? Co słychać?". Założyły mi konto na Instagramie, żebym mogła je podglądać i pokazały, jak go używać. Po jakimś czasie Zosia zaczęła mnie namawiać, żebym i ja spróbowała się na nim udzielać, bo mam dystans do siebie, poczucie humoru, niczego nie udaję, a ludzie mnie lubią. Żebym spróbowała pokonać kult młodości w mediach społecznościowych, bo brakuje tam osób starszych. Miałam opory, bo nigdy nie lubiłam gadać na żywo do kamery. Bałam się, że sobie nie poradzę. Pomogła mi Zosia. Pierwsze filmiki na Instastories kręciłyśmy razem. Tak było łatwiej. Ona mnie luzowała, bawiło mnie to, nakręcałyśmy się nawzajem. Potem próbowałam już sama. Ponieważ mi się spodobało, bawię się w to dalej.
- Wcześniej niczego nie wiedziałam o Instagramie. To była dla mnie nowość. Dopiero kiedy w to weszłam, zobaczyłam, ilu nowych, młodych ludzi poznałam, wirtualnie i nie tylko. Powoli odkrywałam, że Instagram jest dobrą formą kontaktu ze światem. Zaczęłam być zapraszana razem z Zosią do showroomów, na różne eventy, pokazy mody, promocje. Rozdzwoniły się telewizje śniadaniowe. Mam wywiady, sesje zdjęciowe, okładki - z córką i bez. Mam też więcej propozycji zawodowych.
- Do niedawna byłam cicha, skupiona na domu i dzieciach, potem na wnuczkach, a tu, proszę - "rozgwiazda"! Do tej pory nie mogę zrozumieć, jak to jest, że ogląda mnie ponad 100 tysięcy osób. Czym ich tak przyciągam, że podążają za mną i lubią moje Instastories. Zauważyłam, że młodzi ludzie inaczej ze mną gadają. Najpierw lekkie pobłażanie, że nestorka ma Instagrama. Ale jak się dowiadują, że mam ponad 100 tysięcy podglądaczy, to wzbudzam w nich szacun, zaczynają ze mną rozmawiać, dają rady, chcą pomóc, jak czegoś nie kumam. A ja z kolei zaczynam mówić ich językiem, czyli przeżywam drugą młodość i to bez kochanka! Można? Można! A, i ostatnio doszły mnie słuchy, że podobno działam motywująco na moje pokolenie, namawiając do dbania o siebie i zajęcia się sobą. Do bycia aktywną babcią, a nie siedzącą w bamboszach i szlafroku przed telewizorem.
- Pamiętajcie, że Instagrama może mieć każdy, tylko trzeba spróbować. Dla mnie jest to fajna zabawa, choć staram się w moich filmikach zawsze coś cennego przekazać. Zabiera mi to sporo czasu, ale daje ogromną frajdę. Tak więc trzeba próbować nowości i iść z duchem czasu. Do czego gorąco zachęcam jako influencerka!
Czy przygotowuje się pani do jakiejś nowej roli?
- Tak, przygotowuję się do nowego spektaklu. Będzie to komedia Krzysztofa Kędziory "Metoda na wnuczka" w reżyserii Emiliana Kamińskiego. Premiera ma się odbyć pierwszego października w Teatrze Kamienica w Warszawie. I już teraz, w dobie koronawirusa, żeby nie oszaleć, wychodząc na spacery z psami, uczę się powoli tekstu na pamięć, bo jest tego aż 63 strony! A ja, razem z Joasią Żółkowską, nie schodzimy ze sceny przez dwa akty. Oprócz nas grają jeszcze Agnieszka Wielgosz, Robert Rozmus i Ryszard Rembiszewski. Tak więc zapraszam wszystkich od 1 października do Teatru Kamienica w Warszawie na komedię poniekąd kryminalną "Metoda na wnuczka". Mam nadzieję, że będziemy zdrowi i już dawno zapomnimy o koronawirusie.
Na swoim instagramowym koncie często wspomina pani o jodze. Czy to nowa pasja w pani życiu? I czy poleca pani tę formę pracy nad ciałem?
- Tak, byłam i jestem fanką jogi. Uprawiałam ją przez dobrych parę lat. Potem przerwałam, bez sensu, ze względu na bóle stawów. I to był błąd, bo im bardziej coś boli, tym więcej trzeba ćwiczyć, ruszać się. A teraz znowu, po powrocie z Indii, gdzie byłam przez trzy tygodnie właśnie na zajęciach jogi, wróciłam do codziennych treningów. Czuję się znacznie lepiej, rozciągnięta i lżejsza, uspokojona, wyciszona, lepiej śpię. Ćwicząc jogę, budujemy elastyczność w ciele. Są w nas różne blokady, które właśnie dzięki jodze są odblokowywane. Jest idealna na problemy z kręgosłupem, stawami, rwą kulszową, bo rozciąga też mięśnie głębokie. Jest dobra dla tych, którzy długo siedzą za biurkiem i dla jeżdżących dużo samochodem. A więc dla nas wszystkich!
- Zajęcia jogi z jednej strony są proste i spokojne, a z drugiej wymagają cierpliwości i samozaparcia. Polegają na tym, ze przez godzinę wchodzimy w 5-6 asan, czyli pozycji, w których pozostajemy przez dłuższą chwilę. I czekamy, aż ciało się do nich dostosuje. Wtedy powoli pogłębiamy pozycje i możemy spokojnie powiększać zakres ruchu w stawach. A przecież o to chodzi na stare lata. I chyba nie tylko na stare. Dlatego, żeby być sprawnym w jesieni życia, trzeba zacząć uprawiać jogę jak najwcześniej. Moja rada? Zapisujcie się na jogę. Najpierw na niższe poziomy, żeby wchodzić w nią powoli, żeby się nie zniechęcić. Jak zobaczycie, że poziom np. dla emerytów jest dla was za łatwy, to przenieście się na wyższy, dla początkujących. A potem znowu wyżej. I tak do momentu, kiedy poczujecie, że wasze ciało nabrało elastyczności, a stawy przestały być sztywne. Aż poczujecie się jak młody bóg.
- Właśnie to przerabiam! Powoli, ale konsekwentnie ćwiczcie jogę nawet w domu. Tak mi powiedzieli w Indiach - żebym dzień zaczynała od jogi. Wierzcie mi, że od razu lepiej się czuję i mam power do życia. Nie jest to łatwe wyzwanie, zwłaszcza w czasach zarazy, gdy szkoły jogi są pozamykane. Ale mocno wierzę w to, że niedługo nasze życie wróci do normy i będziemy mogli zacząć cieszyć się jogą.
Czy ma pani jakiś sekret, oprócz jogi, na zachowanie energii życiowej niezależnie od wieku?
- Nie bać się żyć! Nie przejmować się wszystkim za bardzo, nie martwić się na zapas! Znaleźć trochę przestrzeni i czasu dla siebie, a nie wszystko dla dzieci i wnuków. Pomagać, ale z głową. Ja to zrozumiałam trochę za późno. To nie wiek mówi, ile masz lat, tylko twoje podejście do życia. Warto też ćwiczyć pamięć, ucząc się języków obcych czy rozwiązując krzyżówki. Zrobić listę zakupów, a potem kupować bez kartki. Ale na wszelki wypadek mieć ściągę w kieszeni, żeby nie chodzić do sklepu dwa razy! Dbać o formę, odżywiać się zdrowo, chodzić na spacery z kijami lub bez, z mężem, psami lub samemu. I najważniejsze! Myśleć pozytywnie, bo wtedy jest łatwiej żyć. Nie, że czegoś nie zrobię, bo nie dam rady, tylko, że właśnie dam i działać! Nie bać się, nie poddawać! Słuchać mądrych ludzi z pozytywną energią i takimi się otaczać. Żyć na luzie, podglądać młodych.
- Trochę mam z tym problem, ale walczę. Pokonywać stres, zwalniając tempo życia. Nigdzie się nie spieszyć. To mi się nawet udaje i jestem wszędzie godzinę za wcześnie. Uświadomić sobie, że już nic nie musisz. Uwierzyć w siebie i mieć do siebie dystans. Nie walczyć z upływem czasu, nie wstydzić się zmarszczek. Mieć trochę wszystko gdzieś! Mam 68 lat i dużo energii. I chyba dałam ją w spadku moim córkom, Hani i Zosi, co widać na ich Instagramach. Jestem aktywnym pie...m skowronkiem, jak mówi mój mąż, bo budzę się już o 4 rano. Kocham dzień, nie lubię nocy. Ale można też odwrotnie. Pamiętajcie, że na emeryturze też można cieszyć się życiem.
Jest pani wzorem dla swoich córek, ale też często podkreśla, że wiele się od nich nauczyła...
- Nastąpiło odwrócenie ról - to one nas wspierają, szczególnie teraz, w czasie pandemii koronawirusa. To one, nasze dzieci opiekują się nami, strofują, zabraniają wychodzić, chronią nas, jak my je kiedyś przed niebezpieczeństwem. Najpierw mnie to wkurza, ale po chwili przychodzi refleksja, że przecież mają rację. Być może trochę się powtórzę, ale to od córek nauczyłam się myśleć pozytywnie. Z wiekiem przychodzi to coraz trudniej i ktoś musi nam o tym przypominać. To Zosia wspierała mnie na próbach do spektaklu "Lekcje stepowania". To ona dodawała mi wiary, że dam radę, że zrobię to dobrze. I dałam, i zrobiłam.
- To córki wspierały mnie przy zakładaniu Instagrama, uczyły, poprawiały błędy, namawiały, żebym się nie zniechęcała. "Nie ma, że za stara", mówiły, "nie ma, że za trudne!". Miałam się uczyć i walczyć. Zrobiły mi ściągi i udało się. "Jestę influencerką" - jak to się teraz mówi. Uczę się od córek żyć bardziej na luzie. Nie przejmować się wszystkim, nie rozpatrywać tego, co było. Żyć tu i teraz. Nie poddawać się. Mówić sobie, że dam radę i do przodu! Zosia dba także o moje małżeństwo. Na Instagramie mam, mimo podanego wieku, tzw. "brańsko", czyli piszą do mnie w obcych językach mężczyźni, nawet młodsi ode mnie: "Hello, darling, how are you?". Właśnie przed chwilą dostałam kolejną wiadomość: "Hey, babe, how are you doing?". Weszłam na jego profil, jaką ma klatę, o Jezu! To chyba zboczeniec, bo mógłby spokojnie być moim synem! Zosia każe odrzucać wszystkie propozycje, to karnie odrzucam. Teraz to ona mnie uczy, jak postępować z mężczyznami! A czasem chciałoby sie pofurczeć!
- To dzięki córkom na wiele rzeczy nie jestem obojętna. Kiedyś marzyłam o prawdziwym futrze z norek, teraz nie włożyłabym go na siebie. Staram się zdrowo odżywiać. To dzięki Hani i Zosi jem więcej warzyw, a mięso omijam dla swojego zdrowia i dla zdrowia naszej planety. To dzięki dziewczynom schudłam prawie 20 kilo i dużo lepiej się czuję. Wspieram adopcję psów. Sama mam dwa psy ze schroniska i namawiam wszystkich, żeby tak robili, bo nie ma większej miłości nad wdzięczność psa. Poznaję wartościowych ludzi, jak Aretę Szpurę, która w książce "Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety" namawia nas wszystkich, by zacząć poprawiać świat małymi kroczkami, zaczynając od siebie. Gorąco polecam tę książkę. Pamiętajmy, że nie jesteśmy ostatnim pokoleniem, które żyje na Ziemi. Walczę o prawa zwierząt, tych klatkowych i tych domowych. Popieram ważne akcje, jak te o prawa i pieniądze dla niepełnosprawnych. Wspieram walkę ze smogiem, który zabija.
- Młodzi ludzie boją się o przyszłość naszej planety. Tak jak teraz koronawirus niszczy nasze płuca, tak człowiek przez swoją głupotę i chciwość niszczy płuca Ziemi, wycinając puszcze! Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Wspieram walkę o czystość wód, walkę z ociepleniem klimatu - to stąd wszystkie kataklizmy, bo Ziemia broni się przed człowiekiem. Zosia ciągle mi powtarza: "Nie kupuj tyle jedzenia, bo potem się marnuje, a przecież tyle ludzi umiera z głodu". I ma rację! Te pieniądze, wyrzucane razem z jedzeniem, można przeznaczyć na różne potrzebne akcje.
- Teraz wspieram Fundację Centaurus. Dramat, jaki teraz rozgrywa się na świecie, dosięgnął także zwierzęta, bo one są w 100 procentach zależne od nas, ludzi. Bez nas zwyczajnie czeka je śmierć. Fundacja Centaurus przez 15 lat ratowała zwierzęta: konie, psy i setki innych. Teraz przez koronawirusa stanęli na krawędzi. Kończy się jedzenie dla zwierząt, nie mają wolontariuszy, nie mają pieniędzy. Proszą o wsparcie finansowe, bez niego 500 koni pójdzie na śmierć przez koronawirusa. W imieniu zwierząt błagają o pomoc. Wesprzyjcie ich albo wpłatą na ich konto, albo jednym procentem podatku. To córki uświadomiły mi, że media społecznościowe mają moc, którą trzeba przekuć w coś dobrego. I kto tu od kogo się uczy? I jak nie iść z duchem czasu? I jak tu nie słuchać młodych?
Karolina Głogowska