Gwiazda "Wilka z Wall Street", Margot Robbie powraca na ekrany jako Harley Quinn - jedna z głównych bohaterek filmu "Legion samobójców". W rozmowie z Joanną Ozdobińską aktorka opowiedziała o zaskakującej roli tatuażystki; zdradziła, kim twórcy filmu inspirowali się tworząc ekranowy wizerunek jej postaci oraz wyjaśniła, że nie martwi ją to, że teraz wszyscy będą myśleć o niej jako o "szalonej blondynce z kijem bejsbolowym".
Podobno nabyłaś nową umiejętność podczas pracy nad “Legionem samobójców"...
Margot Robbie: - Ładnie to ujęłaś. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafił w moje ręce pistolet do tatuowania i moja przyczepa na planie filmu przeistoczyła się się w Salon Tatuażu Harley Quinn. Każdy, kto chciał i kto się odważył, mógł zrobić sobie tatuaż w przerwach zdjęć.
Czy wszyscy członkowie Legionu dali się wytatuować?
- Nie wszyscy, jeden z członków miał opory i stchórzył, ale znając go, na pewno ma usprawiedliwienie.
Kto?
- Powiem tylko, że jego imię zaczyna się na literę W.
Czyżby Will Smith? Pracowałaś z nim wcześniej przy filmie “Focus". Jak było tym razem?
- W komiksach o "Legionie samobójców" przyjaźń Harley i Deadshota jest bardziej intensywna, niż jest to ukazane w filmie. Will i ja bardzo dobrze dogadujemy się ze sobą, więc wyszło trochę tak, jakby sztuka naśladowała życie w momencie, gdy Harley postrzega Deadshota jako niepisanego lidera Legionu Samobójców. Ma problemy z tolerowaniem jakiejkolwiek władzy nad sobą i z podporządkowaniem się zasadom, ale Deadshot jest dla niej autorytetem. Harley chce za nim podążać, a on troszczy się o nią na swój sposób i chociaż oboje mają problemy z okazywaniem uczuć, istnieje między nimi nić porozumienia i zaufania. Tak samo jest między mną i Willem - zawsze mogę na niego liczyć.
Świat filmowy jest obecnie mocno nasycony filmami o superbohaterach, szczególnie o tych dobrych i walecznych. Czy to oznacza, ze nadszedł czas na innego rodzaju bohaterów? Widzowie są gotowi na “Legion samobójców"?
- Jak najbardziej. Widzowie są bardzo mądrzy i nie można ich karmić cały czas tym samym. Nie chcą oglądać w kółko idealnego świata, trzeba na nowo rozbudzać ich ciekawość. Dlatego uważam, że połączenie adaptacji “Legionu samobójców" z geniuszem reżysera Davida Ayera skieruje ten gatunek filmowy na całkiem inny tor.
Czytałaś komiksy o "Legionie samobójców", zanim dostałaś rolę Harley Quinn?
- Nie znałam żadnego z nich, a teraz czuję się jak prawdziwy komiksowy nerd. Czasami gdy potrzebuję się skupić na tym, co robię, a jestem w jednym pomieszczeniu z egzemplarzami komiksów, obiecuję sobie, że przeczytam tylko jeden i tyle. Oczywiście nigdy to nie działa.
Czy czujesz presję, że jako pierwsza grasz Harley Quinn w filmie fabularnym?
- Jak najbardziej. Kocham postacie z książek, komiksów i filmów i za każdym razem, gdy pojawia się informacja, że zostanie nakręcony z ich udziałem film, panikuję w środku, ponieważ chcę, aby zrobili to dobrze. Gdy jesteś tak przywiązany do postaci, nie chcesz być świadkiem, jak ktoś mylnie ją interpretuje. Gdy dostałam rolę Harley, natychmiast zaczęłam czytać fora internetowe fanów "Legionu samobójców". Zastanawiałam się, dlaczego oni tak kochają Harley, za co ją kochają, jakie cechy jej charakteru są najbardziej lubiane. To jest priorytet przy interpretacji tych postaci i powinno być wyraźne widoczne w każdym filmie.
Jeśli mowa o kultowych postaciach - Jared Leto zagrał w “Legionie samobójców" Jokera. Czy to prawda, że pozostawał w roli przez cały czas zdjęć do filmu?
- Tak, ale on nie był obecny na planie przez cały czas. Zdjęcia trwały przez sześć miesięcy, a Jared pojawiał się, kiedy akurat mieliśmy kręcić wspólne sceny Jokera i Harley. Członkowie Legionu byli na planie każdego dnia, ponieważ wszyscy jesteśmy w każdej ze scen. Nie rozumiem, jak Jared mógłby pozostać Jokerem przez pół roku, a może mógłby? Jest skłonny do wielu poświęceń dla sztuki, więc kto wie? Jego sposób pracy i totalne oddanie granej postaci zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zdecydowanie im bardziej zagłębiasz się w postać, tym lepsza jest twoja gra. I w jego przypadku to się sprawdza.
- Ja wiem, że pozostanie Harley Quinn przez cały czas zdjęć byłoby dla mnie trudne. Kocham pracować na planie filmowym, ponieważ kręcimy przez kilka, kilkanaście minut, a potem mamy przerwę, a ustawienie oświetlenia do kolejnej sceny zajmuje 45 minut. Więc przez ten czas poznaję całą ekipę, spędzamy razem czas czekając i przez pół roku pracy razem stajemy się filmową rodziną. Gdybym cały czas pozostawała Harley, nie mogłabym się z nimi zaprzyjaźnić, czułabym się odizolowana i nieszczęśliwa.
Miałaś dużo do powiedzenia w sprawie wyglądu Harley Quinn?
- To była kolaboracja między mną, charakteryzatorem Alessandro Bertolazzim i reżyserem Davidem Ayerem. Ostateczny wygląd Harley jest wynikiem prób i błędów, spontanicznych przymiarek i nieoczekiwanych wydarzeń podczas pre-produkcji. Zdarzyło się, że na próbę David chlusnął mi wodą w twarz, aby sprawdzić jak spływa mój makijaż, albo nagle miał wizję, żeby zgolić część mojej brwi. Trochę się bałam, ale z drugiej strony nigdy jeszcze nie doświadczyłam pracy nad rolą w ten sposób. Kiedyś niechcący rozmazałam szminkę i gdy David to zobaczył, natychmiast kazał mi zrobić zdjęcie i nic nie poprawiać.
- Kostium jest zupełnie oddzielną historią. Wypróbowaliśmy każdy możliwy zestaw. W komiksach Harley pojawia się w wielu różnych przebraniach i zastanawiałam się, w jaką stronę pójdziemy z jej strojem w filmie. Przymierzyłam setki możliwości, cokolwiek możesz tylko sobie wyobrazić i w końcu wybraliśmy kostium, który został zainspirowany zdjęciem Debbie Harry. Pomyślałam wtedy, że tak właśnie wygląda dziewczyna, której nic nie obchodzi. I to właśnie Harley założyłaby dla siebie samej, ponieważ w tym czuje się najlepiej. Nie nosi gorsetu, żeby jej biust wydawał się większy i podobał się Jokerowi, nie będzie nosiła mini-spódniczki żeby wyglądać jak seksowna cheerleaderka. Ubierze się w to, co będzie chciała i nie obchodzi jej, czy podoba się to komuś czy nie.
Pojawiła się informacja o możliwym osobnym filmie skupionym na postaci Harley Quinn i pozostałych kobiecych czarnych charakterach z komiksów DC Universe. Czy jesteś otwarta na granie Harley w kolejnych filmach?
- Oczywiście. Nie martwię się tym, że zostanę zaszufladkowana jako szalona blondynka z kijem baseballowym. Po "Wilku z Wall Street" myślałam, że będę obsadzana tylko w identycznych rolach, ale stało się zupełnie odwrotnie. Cieszy mnie to, że będę utożsamiana z Harley Quinn. Jeśli będzie to moja jedyna rola, o której ludzie będą pamiętali, to mi absolutnie wystarczy do końca życia.
- Co do kolejnych filmów... Na tym etapie są na razie rozmowy. Gdy czytam kolejne komiksy, odkrywam nagle te inne wspaniałe i silne kobiece postaci. DC Universe jest jak worek bez dna i tyle jest w nim jeszcze do odkrycia.
Najbardziej zwariowany szczegół z życia Margot Robbie to...?
- Cierpię na bezsenność. Panikuję na samą myśl, że tracę cenne chwile, kiedy zamiast spać, mogłabym robić coś wartościowego. Więc... nie śpię w ogóle.
Joanna Ozdobińska, Los Angeles