Reklama

Maren Ade o filmie "Toni Erdmann": Ma się tylko jedną rodzinę

"Mój film jest apelem o to, by być ze sobą szczerym" - mówi Maren Ade o komedii "Toni Erdmann". Film, który okazał się niekwestionowanym triumfatorem gali wręczenia Europejskich Nagród Filmowych oraz ma szansę na Oscara, trafi na ekrany polskich kin 27 stycznia.

"Mój film jest apelem o to, by być ze sobą szczerym" - mówi Maren Ade o komedii "Toni Erdmann". Film, który okazał się niekwestionowanym triumfatorem gali wręczenia Europejskich Nagród Filmowych oraz ma szansę na Oscara, trafi na ekrany polskich kin 27 stycznia.
Maren Ade przemawia w Europarlamencie po odebraniu nagrody Lux Prize za film "Toni Erdmann" /AFP

"Toni Erdmann" - najnowszy film niemieckiej reżyserki, scenarzystki i producentki Maren Ade ("Wszyscy inni") - to pełna humoru historia napiętych relacji między trzydziestoletnią, śmiertelnie poważną menadżerką, a jej nieustannie wygłupiającym się ojcem. Pokazana w konkursie ubiegłorocznego festiwalu w Cannes komedia stała się wydarzeniem imprezy.

Film okazał się również niekwestionowanym triumfatorem gali wręczenia Europejskich Nagród Filmowych w grudniu 2016 roku. Nominowany w 5. kategoriach obraz zdobył wszystkie najważniejsze nagrody: dla najlepszego filmu, reżysera, za scenariusz oraz dla odtwórców głównych ról: Sandry Hüller (najlepsza aktorka) i Petera Simonischeka (najlepszy aktor). Maren Ade stała się tym samym pierwszą kobietą w 29-letniej historii Europejskich Oskarów, której film zdobył główną nagrodę Akademii.

Reklama

Winfred jest rozwiedzionym, emerytowanym nauczycielem gry na pianinie, który uwielbia wygłupy i nieustannie robi kawały swoim sąsiadom z przeciętnego niemieckiego przedmieścia. Jego córka Ines - pracująca za granicą konsultantka w wielkiej korporacji - lubi mieć wszystko pod kontrolą równie mocno, jak jej ojciec lubi się zgrywać. Przez lata ich relacje nie układały się zbyt dobrze, więc kiedy ojciec nieoczekiwanie przyjeżdża na kilka dni odwiedzić córkę, jego wizyta przybiera zaskakujący przebieg. Aby przywrócić zestresowanej Ines radość życia i poczucie humoru, Winfred tworzy fikcyjną postać - niepoprawnego biznesmena Toniego Erdmanna.

"Toni Erdmann" to przewrotna, wzruszająca komedia o tym, co jest w życiu naprawdę ważne. O filmie opowiada reżyserka Maren Ade.

Skąd pomysł na "Toniego Erdmanna"? Czy to film autobiograficzny?

- Wszystkie moje filmy są częściowo autobiograficzne, bo punktem wyjścia są sprawy, emocje, które znam. Jeśli chodzi o temat rodziny ciekawe było to, jak trudno było mi uciec od własnej rodziny podczas pisania scenariusza. Miejsce, z którego pochodzimy, znamy najlepiej. Ma się tylko jedną rodzinę, a relacja między rodzicami i dziećmi zostaje na całe życie, trudno się od niej uwolnić. To właśnie przydarza się w filmie Ines. Wydaje się jej, że rodzina, w której się wychowała, nie ma żadnego znaczenia w jej obecnym życiu.

Co było impulsem do stworzenia postaci Toniego, którego wymyśla Winfried, ojciec Ines?

- Transformacja Winfrieda jest odważną próbą wyrwania się ze sztywnego schematu relacji ojciec-córka. Toni Erdmann narodził się z desperacji. Humor bardzo często jest sposobem na radzenie sobie z problemami, wynika więc też z cierpienia. Winfried nie jest w stanie dotrzeć do córki w inny sposób. Próbował stworzyć tę relację na nowo, ale to się nie udało. Jest rozdarty pomiędzy pragnieniem zbliżenia się do Ines a żalem, jaki ma do niej. Równowaga sił pomiędzy nimi zmieniła się dawno temu. Winfried znajduje rozwiązanie tego dylematu w bezczelnej propozycji, którą składa Ines w przebraniu Toniego. Humor jest jego jedyną bronią, z której zaczyna korzystać w każdej możliwej sytuacji.

Twoje kobiece bohaterki ciągle targane są wewnętrznymi konfliktami. Czy takie właśnie są współczesne kobiety?

- Ines pracuje w środowisku zdominowanym przez mężczyzn i przyzwyczaiła się do takiej sytuacji. Czasami nawet postrzega siebie jako "jednego z kolesi". Problem polega jednak na tym, że kiedy sytuacja staje się napięta, oni tego nie widzą w ten sposób. Rozmawiałam z wieloma kobietami na wysokich stanowiskach i większość z nich twierdzi, że cieszy je bycie wyjątkiem od reguły, nawet jeśli oznacza to, że czasami są samotne. W tym sensie Ines jest współczesną kobietą. Zaczynała karierę, wierząc, że niezależność i równość jest czymś oczywistym dla kobiet z jej pokolenia, więc nie musi być feministką. Kiedy mówi: "Nie jestem feministką, inaczej nie mogłabym znieść takich kolesi jak ty", naprawdę w to wierzy. Odnosi się też ironicznie do "kobiecych grup", "molestowania w pracy".

- Szczerze powiedziawszy, nigdy nie zamierzałam robić filmu krytykującego seksizm w świecie biznesu. Chciałam po prostu pokazać rzeczy takimi jakimi są, a seksizm jest częścią tej rzeczywistości. Cały ten temat gender tak naprawdę działa mi na nerwy, szczególnie kiedy przykłada się do niego taką wagę. Jestem kobietą przyzwyczajoną do identyfikowania się z męskimi bohaterami. Kiedy oglądam film o Jamesie Bondzie, nie jestem przecież dziewczyną Bonda, tylko nim. Może więc najlepiej myśleć o Ines jako o współczesnej postaci neutralnej genderowo - jak o mężczyźnie, któremu zdarza się od czas do czasu płakać i który ma problem z figurą ojca.

To kolejny po "Wszyscy inni" film, który zrealizowałaś poza Niemcami. Dlaczego zdecydowałaś się nakręcić "Toniego Erdmanna" w Bukareszcie? Co takiego spodobało ci się w Rumunii?

- Umieszczenie znacznej części filmu w obcym kraju miało dwie zasadnicze zalety w kontekście tego, o czym chciałam opowiedzieć. Dwoje głównych bohaterów ściera się z dala od domu, w samotności, nie krępuje ich znajome otoczenie. Uwypuklony zostaje konflikt pomiędzy ojcem i córką, nabiera on dodatkowej siły. Winfried, odwiedzający córkę w obcym kraju i przywożący ze sobą wspomnienie domu, podkreśla też, jak bardzo obcy stał się ten element w życiu Ines. W przypadku obu moich filmów czułam, że kręcenie ich za granicą daje mi większą wolność.

To, co początkowo wygląda na prosty konflikt rodzinny, okazuje się być czymś  więcej - konfliktem pomiędzy pokoleniami.

- Tak, a umieszczenie akcji filmu w Rumunii pomogło wydobyć też ideologiczny aspekt konfliktu pomiędzy dwójką głównych bohaterów - ojcem, który kiedyś walczył o to, by jego córka wyrosła na pewną siebie, niezależną osobę, radzącą sobie w świecie i córką, która wybrała życie bardzo odległe od ideałów, wpajanych jej w dzieciństwie przez ojca. Wolność, o którą walczyło pokolenie Winfrieda, utorowała drogę niepohamowanemu kapitalizmowi, w którym zysk jest wartością nadrzędną. Dzięki ojcu Ines jest również bogata w cechy, które pozwalają jej poradzić sobie w tym kapitalistycznym świecie - elastyczność, pewność siebie i przekonanie, że możliwości są nieograniczone. Z drugiej strony Ines postrzega pewność siebie Winfrieda i jego politycznie poprawne życie jako zbyt łatwe. Jego pokoleniu łatwiej było zająć stanowisko, bo łatwiej im było oderwać się od poprzedniego pokolenia i oddzielić wrogów od przyjaciół. I choć Winfried nie jest już tym, kim był w młodości, jego natura rebelianta powraca w przebraniu Toniego.

Czy ten film jest apelem, by potrafić "odpuszczać"?

- "Odpuszczać" brzmi dla mnie trochę za bardzo, jak "poddawać się", za bardzo jak fraza z poradnika o życiu. Mój film bardziej niż apelem o to, by odpuszczać, jest apelem o to, by być ze sobą szczerym. To, co na końcu robi Ines, jest dość radykalne i wymaga wiele odwagi. Może jest odrobinę szalone, ale to zupełnie nowy początek: od tego dnia już zawsze będzie kobietą, która stanęła przed szefem nago. Ona niczego nie odpuszcza, bierze wręcz sprawy z powrotem w swoje ręce. Na samym końcu widzimy dwójkę ludzi, którzy poznali się trochę lepiej i nauczyli się nawzajem akceptować. Można postrzegać Toniego jako maskę czy rolę, za którą ukrył się Winfried, ale dla mnie właśnie dzięki Toniemu odsłonił on prawdziwego siebie.

Rozbierane przyjęcie - spontaniczna decyzja, która okazuje się największym wyzwaniem i największą niespodzianką. Skąd ten pomysł?

- Już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie pomysł na bohaterkę, która organizuje rozbierane przyjęcie. Podobnie jak postać Toniego, to przyjęcie jest desperacką próbą wyjścia z impasu. To, że sukienka okazuje się być zbyt ciasna, jest dla Ines tylko pretekstem. Tym, czego ona chce naprawdę jest realna zmiana. Decyduje się na to przyjęcie nie dla przyjemności, ale by pozbyć się szefa i fałszywych przyjaciół. Ines przekonuje się, że nie tak łatwo jest przełamać tabu, bo w dzisiejszych czasach przechodzi prawie wszystko, jeśli tylko jest opatrzone odpowiednim sloganem. Z jednej strony wyzwalająca jest świadomość, że można pozwolić sobie na wiele więcej, niż nam się wydawało, z drugiej przygnębiające jest to, że prawie już nie ma tabu do złamania.

Czy to film również o tym, że wszystko się kończy?

- Każda relacja pomiędzy rodzicami i dziećmi pełna jest pożegnań. Kiedy coś nowego zaczyna się w życiu dziecka, często kończy się dla rodzica. Obserwuję to na przykładzie własnych dzieci. Mój syn cieszy się z każdego centymetra, o który rośnie, mnie zaś napawa on smutkiem. Dlatego w filmie znajduje się cała seria pożegnań. Uczeń Winfrieda rezygnuje ze studiów, umiera pies bohatera, on i jego córka żegnają się kilka razy, ale nigdy czule. Ich finałowy uścisk jest próbą takiego pożegnania.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Toni Erdmann
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy