Reklama

Marcin Rogacewicz: Zapuścił włosy do roli w "Koronie królów"

"Żona i trzy córeczki to mój fundament. Wszystko im zawdzięczam" – przyznaje Marcin Rogacewicz. Aktor opowiedział o przełomowym momencie życia i zdradził kulisy przygotowań do roli Jaśka z Melsztyna w serialu „Korona królów”.

"Żona i trzy córeczki to mój fundament. Wszystko im zawdzięczam" – przyznaje Marcin Rogacewicz. Aktor opowiedział o przełomowym momencie życia i zdradził kulisy przygotowań do roli Jaśka z Melsztyna w serialu „Korona królów”.
Marcin Rogacewicz /AKPA

Ma pan inną fryzurę. Dlaczego zdecydował się pan zapuścić włosy?

Marcin Rogacewicz: - Gram królewskiego rycerza w kostiumowym serialu "Korona królów". Mój bohater ma, zgodnie ze średniowieczną modą, długie włosy. Podczas pierwszych zdjęć używałem peruki, ale wkrótce już nie będę musiał z niej korzystać.

Żonie i dzieciom ta zmiana się spodobała?

- Najstarsza córka mówi, że lubi tę moją "falkę". Mam trzy najwspanialsze na świecie córeczki. Rodzina to mój fundament na życie, bez niego by mnie nie było.

To piękne wyznanie. Mężczyźni rzadko myślą i mówią w ten sposób. Zawsze pan tak miał?

- Tak, wiedziałem, że jak przyjdzie odpowiedni moment, sprawy w moim życiu wskoczą na właściwe tory. I tak się stało. Dziś uważam, że wszystko już mam, niczego nie potrzebuję. Pierwszy raz tak pomyślałem po imprezie urodzinowej z okazji mojej 30., na planie "Szpilek na Giewoncie" w Zakopanem. Czyli u schyłku trzeciej dekady życia, najtrudniejszej - kończyłem studia, miałem niemal zerowe doświadczenie zawodowe i tę niepewność: "co dalej?".

Zżerała pana ambicja? Chęć dogonienia kogoś, czegoś?

- No tak, my, faceci mamy taki rys w sobie. Aż zrozumiałem, że nie muszę nikomu nic udowadniać i bez sensu jest się z kimś ścigać. Za rogiem nie znajdę więcej szczęścia niż tu, gdzie jestem. Najważniejsze dla mnie stało się, by w tym samym momencie myśleć, mówić i robić to samo, bo wtedy jestem prawdziwy. Od kiedy to pojąłem, wszystko idzie do przodu. To był właśnie moment, kiedy polubiłem siebie i swoje życie.

Reklama

Jakiś przykład?

- Mam dobrą pamięć, ale krótką. Aktorstwo to moja pasja, jednak wyjeżdżając z planu zdjęciowego po 12-14 godzinach pracy, staram się od razu o niej zapomnieć. Wsiadam do auta, dzwonię do żony i... myślami już jestem w domu.

A co z pana sportowymi pasjami, na przykład jazdą na nartach?

- Nadal śmigam, ale z rodziną. Latem zdarzały się też rolki, ale to nie jest już ten wyczynowy sport, który kiedyś uprawiałem. Wolimy wspólne wycieczki rowerowe. Także praca ustawia mi sportowy tryb życia. Dzięki roli Jaśka w "Koronie królów" nauczyłem się fechtunku i kaskaderskiej jazdy konnej, z czego bardzo ucieszyła się moja żona. Ona uprawia hippikę od dawna, a teraz jeździmy już razem.

W serialu jest pan jednym z najbardziej zaufanych ludzi króla Kazimierza. Z odtwórcą tej roli, Mateuszem Królem, też się przyjaźnicie?

- Bardzo cenię sobie tę znajomość. To zdolny, sprawny aktor, w serialu bezkonkurencyjnie obsadzony w roli króla.

Przed panem dużo pracy. Już pan wie, jak długo potrwają zdjęcia?


- Czas pokaże. Na razie wiem tylko, że Jaśko z Melsztyna, prawa ręka króla Kazimierza, u schyłku jego życia dostaje ważną funkcję na dworze na Wawelu, więc przypuszczam, że jeszcze pożyje.

Bożena Chodyniecka

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Korona królów (serial) | Marcin Rogacewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy