Mam najwspanialszego faceta na świecie!
Jest piękna, uzdolniona i bardzo pracowita. Ale Natasza Urbańska nie skupia się tylko na karierze. Najważniejsza jest dla niej... rodzina!
Kiedy się na nią patrzy, można stwierdzić, że jest kobietą idealną. A gdy poznaje się ją lepiej, człowiek tylko umacnia się w tym przekonaniu. Oto Natasza Urbańska (36 l.). Uśmiechnięta, atrakcyjna i szalenie zdolna artystka.
Zacznijmy nietypowo. Co się pani dzisiaj śniło?
Natasza Urbańska: - Moja córka. Kiedy Kalinka pojawiła się na świecie, całkowicie odmieniła moje życie. Jestem nią po prostu zachwycona. Kocham ją ponad wszystko. To nieznany mi do tej pory rodzaj uczucia. Zanim się urodziła, nawet nie wyobrażałam sobie, że taka miłość może istnieć.
A miłość do męża jej nie dorównuje?
- Tak naprawdę nie można ich ze sobą porównać. Jeżeli chodzi o moją córkę, to muszę przyznać, że myślę o niej w każdej sekundzie. Mam chyba jakiś wewnętrzny radar. A kiedy nie ma jej w pobliżu, to tęsknię za nią jak wariatka. Ale to wszystko dlatego, że jest taka cudowna!
Złośliwi powiedzieliby, że cudowna to jest woda z Lichenia.
- Zdaję sobie sprawę, że wszystkie zakochane matki wychwalają swoje córki. Ale Kalinka jest wyjątkowa. Jest taka mądra, a ma dopiero 5 lat. Zatem co będzie dalej?
Rośnie wam artystka?
- A tu panią zaskoczę!
W takie bajki to ja nie uwierzę.
- Naprawdę! Zapisałam ją ostatnio na taniec. Jednak po zajęciach przyszła do mnie i zakomunikowała, że wolałaby chodzić na szachy. Nawet pani nie wie, jak mnie tym rozbawiła. Na spokojnie starałam się jej wytłumaczyć, że jest małą artystką. Mówiłam, że powinna wybrać taniec. Ale ona uparła się na szachy i tenis. Stanowczo mówi czego chce. I to mi się zresztą bardzo podoba.
Ma charakterek!
- Po... tatusiu.
Wybór starszego partnera życiowego jest elementem pani wyjątkowo ostrożnego podejścia do świata?
- Różnica wieku nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Przez lata nie spotkałam ani jednego mężczyzny, który mógłby się nawet równać z Januszem. Mam najwspanialszego faceta na świecie. Odpukać!
Czyli opinia, że jest apodyktyczny i nie znosi sprzeciwu, delikatnie mówiąc... mija się z prawdą?
- Janusz ma po prostu własne zdanie. Szanuję je, bo on w dalszym ciągu jest moim mentorem i mistrzem. Mobilizuje mnie jak nikt inny. Kiedy na scenie popełniam błędy, on potrafi mnie skarcić. Ale mimo wszystko wierzy we mnie i jestem mu ogromnie wdzięczna za to, że nadal chce mu się nade mną pracować.
Nie poradziłaby pani sobie bez niego?
- Dla artysty jest bardzo ważne, aby nie został pozostawiony sam sobie. Bardzo często zaczyna się wtedy robić głupoty. Traci się do siebie dystans. Na szczęście ja mam Janusza! On nad wszystkim czuwa i panuje nade mną. Kocham tego mojego męża!
Ale cały czas mówimy o pani działalności scenicznej. A w innych kwestiach również może pani liczyć na wsparcie męża?
- W każdej dziedzinie!
A często prosi pani o pomoc, czy raczej jest pani typową Zosią Samosią?
- Nie lubię prosić o pomoc. Nie chcę nikomu zawracać głowy swoimi problemami. Zawsze wolę je rozwiązywać sama. Czasami jednak już naprawdę nie nadążam. I rzeczywiście proszę Janusza o pomoc. A on nigdy mi nie odmawia. Ale przecież mężczyźni uwielbiają, jak się ich o coś prosi.
Mogą się wtedy sprawdzić!
- A więc wychodzi na to, że tak naprawdę robię mu przyjemność, prosząc go o pomoc.
Zdarza się pani działać na granicy ryzyka, czy raczej wszystko ma pani zaplanowane?
- Pani żartuje? Z Januszem nie można przecież niczego zaplanować. I tu pojawia się problem, bo byłam zupełnie inaczej wychowana. Mój świętej pamięci tata, rodowity poznaniak, nauczył mnie planowania życia. On zawsze pojawiał się wszędzie przed czasem. Był do wszystkiego świetnie przygotowany i nigdy nie zmieniał swoich planów. To dzięki niemu jestem taka systematyczna.
A pan Janusz?
- Wieczorami wpada do domu jak burza i mówi, że ustalamy plan działania. Siadamy, dyskutujemy i po chwili udaje nam się dojść do porozumienia. Zasypiamy z gotowym planem działania. I wszystko byłoby pięknie, gdyby o poranku Janusz nie chciał wszystkiego zmieniać. W okamgnieniu burzy wszystko to, co dopiero ustaliliśmy. A ja muszę się natychmiast przestawić. Uczę się tego cały czas. To okropne i naprawdę tego nienawidzę!
Nie może pani postawić na swoim?
- Czasami to robię. I mówię mu, żeby realizował swój plan, a ja zrobię to tak, jak ustaliliśmy na początku. Ale to normalne, tak to przecież w małżeństwie bywa. Niemniej jednak zawsze się dogadujemy. Trzeba przecież stale pracować nad sobą i związkiem.
Co oznacza stwierdzenie "być prawdziwą kobietą"?
- W moim przypadku to bycie matką, żoną, siostrą i córką.
A czy czuje się pani spełnioną kobietą?
- Spełniam się jako kobieta, realizując swoje kolejne marzenia.
Ma pani jakieś słodkie kobiece grzeszki?
- Mam słabość do torebek i butów. Ale moja siostra jest w tej kwestii jeszcze gorsza ode mnie. Jeżeli Magda nie kupi sobie przynajmniej dwóch par butów w miesiącu, to jest po prostu chora. Ona już nie ma miejsca w swojej szafie. I mimo to potrafi jeszcze pożyczać buty ode mnie.
A pan Janusz wybacza pani te słabostki?
- Zarabiam na te wymarzone buty i torebki, więc nie ma w tym nic złego. Ale o Januszu nie zapominam. Nigdy nie jest pokrzywdzony. Ostatnio kupiłam mu nawet płaszcz.
Zostając przy odzieżowym temacie - jest pani również projektantką i współzałożycielką firmy Muses. To chwilowa fascynacja?
- Mam nadzieję, że mój duet z Agnieszką Komornicką przetrwa wiele lat. Rozumiemy się w pracy, jak i poza nią. To wspaniała kobieta. A ja jestem długodystansowcem. Jak już w coś wchodzę, to z tego tak łatwo nie zrezygnuję. Pewnie dlatego Teatr Buffo stał się moim drugim domem, a Muses... zostanie trzecim.
Alicja Dopierała
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!