Małgorzata Rozenek: Nowoczesna kobieta
Uczyła, jak być perfekcyjną panią domu, była postrachem hoteli, teraz pomaga stać się prawdziwą damą. Premiera nowego programu TVN "Projekt Lady" już 27 czerwca o godz. 20.55
Porozmawiajmy o damach...
Małgorzata Rozenek: - Raczej o "Projekt Lady". Bardzo ważne było dla nas, żeby nie nadawać temu programowi stuprocentowej konotacji ze słowem "dama", gdyż nam chodzi przede wszystkim o stworzenie nowoczesnej, silnej i pewnej siebie kobiety. To jest ważne zwłaszcza w dzisiejszych czasach, które są ciężkie dla kobiecości. Chcielibyśmy, żeby pewne zasady i reguły były dla uczestniczek naszego programu drogowskazem.
Powiedziała pani, że to trudny okres dla kobiecości. Czemu?
- Od kobiet wymaga się bardzo wiele. Muszą być perfekcyjne w każdej dziedzinie życia, a tak się nie da. Ale jeżeli przestrzega się pewnych zasad, jest po prostu łatwiej. I nie sprowadzamy zasad tylko do kwestii tego, jakich sztućców należy używać czy jaką postawę przyjmować przy stole. Zależy nam, żeby nasze dziewczyny zrozumiały, że szacunek dla drugiego człowieka jest ważny, agresja nie jest dobrym sposobem na rozwiązywanie konfliktów, a wulgarność nie powinna być metodą na zwracanie na siebie uwagi. Prosimy je o to, by nam zaufały, odrzuciły przyzwyczajenia i sprawdziły, czy im się z tymi zasadami będzie lepiej żyło.
O ile wiem, każda z uczestniczek przyszła do programu z jakimś bagażem życiowym?
- Prawie każda boryka się z brakiem wsparcia ze strony najbliższych. Wiele z nich ma poważne problemy w pracy, problemy emocjonalne, czasami związane z uzależnieniami. Te młode kobiety przeszły przez piekło braku akceptacji i miłości. Ich przykład pokazuje, jak ważne jest to, co rodzice dają swoim dzieciom. Nie można się na nie gniewać czy mieć do nich pretensji. To jest cud, że one z taką przeszłością, jaką mają, w ogóle sobie radzą. Do tego znajdują czas na uśmiech i na to, by się pięknie przyjaźnić. Ja uczę się od nich spontaniczności i szacunku dla relacji z drugim człowiekiem. Bo one, gdy się kłócą, to na sto procent, ale kiedy się lubią, to też na sto procent. Żadna nie ma wątpliwości co do tego, co inna do niej czuje. Są niezwykle szczere.
Życie uczy skrytości. Czy czasami nie jest łatwiej być zakłamanym niż szczerym?
- Trudno jest mi znaleźć odpowiedź na to pytanie, ponieważ ja jestem osobą niezwykle szczerą. Wszystkich wyborów dokonuję, bo tak serce mi dyktuje, a nie dlatego, że są one dobre dla mojej pracy czy wizerunku. Uważam, że prawda wcześniej czy później sama się obroni. Jeżeli poważnie traktuje się samego siebie, pracę, przyjaciół czy ludzi, to nie ma innej drogi niż droga szczerości. Cały czas mówię dziewczynom: wam wolno wszystko, ale do czasu, do którego jesteście na tyle silne, żeby wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
Jakie relacje były między wami na planie? Podobno nie wszystkie uczestniczki panią lubiły.
- W jednym miejscu i w jednym czasie zebrało się wiele osobowości. W programie jest dwanaście dziewcząt z trudną przeszłością i jednocześnie dwanaście bardzo silnych osób z charyzmą. Do tego dwie mentorki: specjalistka od protokołu dyplomatycznego i coach, jedna prowadząca i wielu ekspertów. Ja nie jestem w tym programie po to, żeby zaprzyjaźniać się z nimi, ale by być łącznikiem między światem uczestniczek i światem reguł, których je uczymy. Zależy mi na sympatii ze strony tych dziewczyn, bo są naprawdę wyjątkowymi ludźmi. Sama darzę je ogromną sympatią. Jednak tak naprawdę najważniejsze jest, czy one wierzą w to, co do nich mówię.
Losy tych dziewczyn pokazują, jak ważne jest otoczenie, w którym człowiek dorasta.
- Ta praca sprawiła, że jeszcze mocniej doceniłam moich rodziców, ale z drugiej strony też przedefiniowałam trochę siebie jako mamę. Jedna z dziewczyn bardzo marzyła o tańcu. Ponieważ nie mogła liczyć na wsparcie rodziców, została tancerką, ale w klubie nocnym. Inna nie miała na jedzenie, więc coś ukradła. To jest też program, który nauczył mnie, żeby nie osądzać ludzi zbyt łatwo, bo nie wiesz, co oni przeżyli i jakie doświadczenia mają na swoim koncie. Przecież to przypadek sprawia, że pojawiamy się na świecie w takiej a nie innej rodzinie.
Po "Perfekcyjnej pani domu" sporo się pani dostawało w mediach.
- Teraz pewnie będzie nie lepiej. Już widzę te wszystkie internetowe żarty. Dlatego mam pewność, że nie jestem przez przypadek w tym programie. Umiejętność radzenia sobie z krytyką czy umiejętność weryfikowania ludzi to jest coś, co mogę tym dziewczynom przekazać od siebie. Nie bójmy się ocen. Tak jak my oceniamy, tak oceniają nas. Różnica między mną a innymi ludźmi jest tylko taka, że mnie ocenia więcej osób albo robią to w sposób, który do mnie dotrze. Sztuka polega na tym, żeby wiedzieć, czyją krytyką należy się przejmować, a czyją nie. Media są specyficznym miejscem pracy, bo tu oceniani jesteśmy cały czas i w sumie trudno jest przewidzieć, które działanie spotka się z uznaniem, a które z krytyką. To tak jak z programem telewizyjnym, nie ma jednego klucza, który sprawi, że ludzie pokochają daną audycję. A wracając do krytyki, nie ma osoby, która nie chciałaby być w pełni akceptowana, ale tak nie ma w życiu i zawsze ktoś powie kilka słów, które mogą nas zranić.
Czy któraś z bohaterek "Projekt Lady" powiedziała, że chce być taka jak pani?
- One są w tym wieku i pochodzą z takich środowisk, że potrzeba posiadania autorytetu jest w nich bardzo silna. Dobrze to rozumiem, bo sama miałam i nadal mam wiele autorytetów. Przede wszystkim byli to moi rodzice. Nie dziwię się więc, że one mają potrzebę znalezienia w sobie cech, które podobają im się w kimś innym. Ale nie odnoszę tego do siebie. Ja tu nie występuję w roli mentorki czy autorytetu, ja tu jestem dla nich. Myślę, że one chciałyby mieć moją umiejętność radzenia sobie z krytyką. I podnoszenia się po porażkach. Ja to chciałabym im przekazać.
Iwona Leończuk