Maja Ostaszewska: Nigdy nie grałam takiej postaci
Maja Ostaszewska ma wiele twarzy. Kolejną z nich odsłoniła w filmie "Pitbull. Nowe porządki" w reżyserii Patryka Vegi. Tym razem aktorka wciela się w "królową życia", miłośniczkę paznokci żelowych i mocnego makijażu.
Pani Maju, gratuluję! W weekend otwarcia najnowszy film z pani udziałem "Pitbull. Nowe porządki" obejrzało ponad 211 tysięcy widzów!
Maja Ostaszewska: - Oczywiście ogromnie nas to ucieszyło. Mieliśmy nadzieję, że pewna część widzów, którym spodobał się "Pitbull" sprzed jedenastu lat, będzie bardzo chciała zobaczyć jego kontynuację. Trzeba podkreślić, że pierwszy "Pitbull" dla wielu był kultową pozycją. Myślę, że druga część też jest bardzo udana. Ma dużą amplitudę emocji - raz się boimy, denerwujemy, kiedy indziej śmiejemy się. To sprawia, że film dobrze się ogląda.
"Pitbull" kojarzy się z męskim kinem. A czy może się spodobać także kobietom?
- Nie lubię stereotypizacji widza. Poglądu, że wszystko, co brutalne, jest dla mężczyzn, a kobiety chcą oglądać tylko melodramaty, najlepiej kostiumowe. To bzdura. Są mężczyźni, którzy nie lubią takiego mocnego kina i są kobiety, które takie kino uwielbiają. Więc nie mam tutaj żadnego problemu z tym, czy to jest film bardziej męski, czy kobiecy. Wiadomo, czego się spodziewać po "Pitbullu", bo Patryk już coś robił w tym gatunku - oprócz pierwszego "Pitbulla" również "Służby specjalne". Nie będzie to kino śniadaniowe, miłe. Wprawdzie w głównych rolach są mężczyźni, ale bardzo podobają mi się postaci kobiece - są napisane bardzo wyraziście. Miałyśmy co zagrać w "Pitbullu".
Co przekonało panią do tego, by przyjąć rolę w "Pitbullu"?
- Patryk zadzwonił do mnie tuż po tym, jak zagrałam w "Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej. W tym filmie byłam kobietą całkowicie nieatrakcyjną i aseksualną. Wydawało mi się, że zaproponuje mi rolę nobliwej pani prokurator albo lekarki. Kiedy powiedział, że chodzi o bohaterkę o silnej seksualności, przyjęłam tę wiadomość z radością. Bardzo lubię wymykać się z pewnych schematów, grać różne role, zmieniać się. Na moją decyzję wpłynęło też to, że jestem fanką pierwszego "Pitbulla" - zarówno wersji kinowej, jak i serialu.
Pani bohaterka jest bardzo interesująca nie tylko jeśli chodzi o osobowość, ale również wygląd.
- Kobiety takie jak Olka, w typie żon piłkarzy, są bardzo skupione na swoim ciele. Musiałam nieco schudnąć do filmu, intensywnie ćwiczyłam, kilka razy odwiedziłam solarium. Miałam przedłużane włosy farbowane w stylu ombre, a także przedłużone rzęsy i paznokcie żelowe. Nigdy nie grałam podobnej postaci.
Czy inspirowała się pani jakąś prawdziwą postacią?
- Tak. Patryk zorganizował nam wspólną kolację z protoplastką mojej postaci. To było bardzo miłe spotkanie, znacząco mi pomogło w budowaniu roli. Ta kobieta jest niezwykle bezpośrednia, nie ma w niej fałszu, łatwo ją polubić. Poza tym część scen, dialogów była inspirowana prawdziwymi zdarzeniami. Czytając scenariusz czułam, że z jego kartek bije prawda.
Kwestie, jakie wypowiadała w filmie Olka, wywoływały u widzów na premierowym seansie salwy śmiechu. Jak powstawały przewrotne dialogi do scen z pani udziałem?
- Większość była już spisana. Niektóre teksty padły podczas wspomnianej kolacji. Patryk notował je. Oczywiście w trakcie grania, jeśli przyszło mi do głowy, żeby jakąś kwestię ominąć, czy trochę inaczej powiedzieć, to rozmawialiśmy o tym. Bardzo dobrze współpracowało mi się z Patrykiem. Jest otwarty na propozycje.
Chyba nie ma pani na swoim koncie zbyt wielu ról o rysie komediowym?
- Nie zgodzę się. W teatrze role komediowe grałam od lat. Na przykład w Teatrze Rozmaitości występowałam z Magdą Cielecką w kultowym spektaklu Grzegorza Jarzyny "Magnetyzm serca", na podstawie "Ślubów panieńskich" Fredry. Teraz od ponad roku występuję, również z Magdą Cielecką, w farsie "Upadłe anioły" w reżyserii Krystyny Jandy w "Och Teatrze". Ludzie oglądający ten spektakl tak się śmieją, że płaczą. Wyczuwałam też rys komediowy w roli, jaką grałam w serialu TVN "Przepis na życie". Prawdę mówiąc, po tym serialu dostałam wiele propozycji komediowych. Postanowiłam jednak nie wchodzić w te projekty, bo bałam się, że mogę zostać zaszufladkowana.