Magdalena Popławska: Uwielbiam takie historie
"53 wojny" to pełnometrażowy debiut fabularny Ewy Bukowskiej. W główną bohaterkę, wzorowaną na Grażynie Jagielskiej, autorce książki "Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym", wcieliła się w nim Magdalena Popławska.
Dlaczego zdecydowałaś się przyjąć rolę Anki?
Magdalena Popławska: - Dużo wcześniej przeczytałam książkę Grażyny Jagielskiej "Miłość z kamienia" - to fascynująca historia, więc gdy dowiedziałam się, że scenariusz jest na jej podstawie, to w ciemno byłam gotowa to grać. Uwielbiam takie historie: po pierwsze o kobietach, po drugie o osobach złamanych, po przejściach, z niełatwym losem, jak wiele z nas.
Inspiracją do powstania scenariusza była prawdziwa historia i książka Grażyny Jagielskiej. Jak to wpłynęło na twoje przygotowania do roli? Jak opisałabyś swoją bohaterkę?
- Całe szczęście nasza filmowa opowieść jest tylko jakimś nawiązaniem do książki. Naszym zamiarem nie było granie Grażyny Jagielskiej, tylko od początku postawiłyśmy sobie taki cel (ułatwiający, a może utrudniający, to zależy od perspektywy, ale dla mnie trochę uwalniający z obowiązku w stosunku do Grażyny), żeby zbudować osobną historię na bazie książki. A w zasadzie książek, bo ta opowieść jest rozprzestrzeniona na inne tytuły napisane przez Grażynę - "Ona wraca na dobre", "Anioły jedzą trzy razy dziennie", "Korespondent". W każdej z nich mniej lub bardziej zawarty jest poszerzony obraz bohaterki. Tak naprawdę najpierw musiałyśmy się bardzo dobrze zapoznać z Grażyną Jagielską, z tym, co ona przeszła, i z wyobrażeniem sobie tej sytuacji.
- Poszłyśmy łatwiejszą drogą: żeby nie odtwarzać po prostu postaci historycznej, która jeszcze całe szczęście żyje, bo to jest zawsze trudne i pełne konfliktów. Ale wydaje mi się, że moja bohaterka tak wiele przechodzi przez czas, który opowiadamy w filmie, że tak naprawdę są to po trochu wszystkie kobiety świata. Startujemy z niezwykłą, pełną aspiracji i pasji kobietą, poszukiwaczką przygód - odważną i bezkompromisową. Gdzieś po drodze jej partner, który jest równie silną, jeśli nie silniejszą osobowością, wygrywa w tym pojedynku na kariery. Ona zostaje w domu z dziećmi. Jestem przekonana, że nawet teraz są miliony takich historii. Wszystko, co się jej przydarza - alternatywne życie życiem jej męża - łamie ją na różne sposoby i doprowadza do szpitala psychiatrycznego. To trudna historia.
Codzienność Anki, którą grasz, to z jednej strony małżeństwo i wielka miłość z mężem, z którym dzieli pasję, z drugiej ogromna samotność. Jak budowałaś tę postać?
- Takie historie buduje się - gdy nie ma się własnych doświadczeń - na wyobraźni, wiedzy z książek, z wszystkich opowieści, które się czytało i oglądało, i na jakiejś swojej bazie emocjonalnej. Ja bardzo lubię ten aspekt mojego zawodu, że mogę próbować się postawić w takiej sytuacji i próbować odpowiedzieć sobie na pytanie, jak ja bym to zniosła i wytrzymała. Oczywiście nie jestem w stanie wyobrazić sobie pewnych rzeczy. Jest ogromna rozpiętość między miłością i taką miłością na odległość. To są bardzo specyficzne związki i nie każdy potrafi wytrzymać to w warunkach pokojowych, a co dopiero w ekstremalnych, gdy za każdym razem wydaje ci się, że możesz stracić swojego ukochanego.
- Wydaje mi się, że choroba psychiczna mojej bohaterki jest świadectwem jej wielkiej miłości, zaangażowania w życie męża. Przygotowując się do zdjęć, przede wszystkim czytałam książki i rozmawiałyśmy z Ewą Bukowską na ten temat. Zastanawiałam się, czy powinnam się spotkać z Grażyną, czy powinnam oglądać wywiady z nią. Trochę oglądałam, bo chciałam sobie przybliżyć tę postać, chociaż wiedziałam, że nie będę grała Grażyny. Chciałam sobie wyobrazić tę historię i to, co ona przeszła.
Czy przygotowując się do roli, konsultowałaś się z psychologiem?
- Tak, miałyśmy konsultacje z psychologiem, bo to jest klasyczny przypadek Post-Traumatic Stress Disorder - zespołu stresu bojowego. Z drugiej strony jest zupełnie nieklasyczny pod tym względem, że ona nie była na wojnie. Rozmawiałyśmy o różnych wersjach, o różnych alternatywnych chorobach, które mogą się przy okazji pojawić, o możliwości pewnej manipulacji chorobą w tym wszystkim. Na pewnym etapie to bardzo toksyczna relacja, można więc próbować manipulować, żeby męża jakoś przy sobie przytrzymać. To jest też pewnie część wpadania w obłęd - tonący brzytwy się chwyta, żeby ratować siebie, wszystkie chwyty są w pewnym sensie dozwolone.
Twoja bohaterka jest niezwykle ambitna - zależy jej na karierze zawodowej, w której jest jej się trudniej przebić niż mężowi. Pisanie o wojnach to zajęcie postrzegane jako "męskie"? Twoja bohaterka nie chciała się z tym zgodzić. Co ty o tym myślisz?
- Oczywiście żyjemy już w trochę innych czasach, jest nam łatwiej. Ja w ogóle nie umiem sobie wyobrazić tego, że coś miałoby mi się nie udać ze względu na moją płeć - nigdy nie myślałam w ten sposób. Wiem, że te problemy istnieją - mamy niższe płace i jeszcze tyle tematów do walki. Ja nigdy nie czułam się feministką, nigdy tego nie zgłębiałam, ale jakiś czas temu doszło do mnie, że absolutnie jestem feministką, bo po prostu trudno nią nie być. Jak jest się kobietą i widzi się tę nierówną walkę (szczególnie gdy jest się matką i widzi się to przez wyostrzone zmysły i w szerszej perspektywie), to wydaje mi się, że każda kobieta jest feministką, tylko niestety większość z nas tak głęboko siedzi w propagandzie męskiej, że nie ma już jej świadomości albo ma złe konotacje.
- Ale są takie dziedziny, gdzie kobietom wciąż jest bardzo, bardzo trudno. Branża filmowa jest bardzo męska, chociaż tak naprawdę od 10 lat tych kobiet jest coraz więcej i myślę, że dla zdolnych szanse są coraz większe i mniej określone płcią. Na pewno mojej bohaterce było bardzo ciężko podporządkować się tej wersji rzeczywistości, w której się znalazła - pewnej niesprawiedliwości. Oni na początku mieli plan, żeby wspólnie podróżować i wszystko to zrobić razem, ale wiadomo, że dzieci zupełnie zmieniają perspektywę i możliwości, szczególnie matkom. A potem ciężko nadgonić. Pewne rzeczy były już nie do zatrzymania.
Z Michałem Żurawskim współpracowaliście już chociażby przy okazji "Jestem mordercą" Macieja Pieprzycy. W "53 wojnach" musieliście zagrać małżeństwo targane ogromnymi emocjami. Jak wyglądała wasza współpraca?
- Nie było tak zupełnie łatwo, ponieważ na początku trochę inaczej sobie to wyobrażaliśmy, a to jest trudna, bardzo emocjonalna praca. Michał niby grał Jagielskiego, a to jest ikona i w związku z tym zawsze stres dla aktora, czy jest wiarygodny, czy wystarczająco przygotowany i czy nikt się nie obrazi. Oczywiście wszystko to trzeba odrzucić, ale to nie jest takie proste - to praca, którą trzeba wykonać. Wydaje mi się, że mieliśmy różne problemy ze złapaniem wspólnej wrażliwości, bo ta historia jest opowiadana przez kobietę i reżyserowana przez kobietę. Zresztą na planie było bardzo dużo kobiet i ta perspektywa kobieca była bardzo silna. To był nasz (i Grażyny Jagielskiej też) feministyczny ruch, że rola Michała była bardzo ograniczona, choć jego postać jest sednem wszystkiego. Myślę, że dla niego mieć możliwość zagrania takiej postaci i nie móc się przebić, bo to nie była jego historia, mogło być trudne. Ale z Michałem znamy się dobrze i graliśmy już parę w teatrze. On jest bardzo organiczny i bardzo emocjonalny, więc udało się bez większych problemów.
Jak pracowało się z debiutującą za kamerą Ewą Bukowską?
- To była duża przygoda i dla niej, i dla mnie. Każda chciała zawrzeć w tym swoją wrażliwość, bo też w jakimś skrawku opowiadamy o nas. Ale emocjonalnie od razu złapałyśmy jakieś porozumienie. Wydaje mi się, że jak ktoś sięga po taką lekturę i udaje mu się zdobyć do tego prawa, to jest wielkie szczęście. To bardzo wdzięczna historia i gdy opowiada ją kobieta, to moim zdaniem jest to dużo ciekawsze. Ewa to bardzo ciekawa, fascynująca osoba. Jej scenariusz - bo ona napisała scenariusz na podstawie książki - wiele o niej mówił.
- Potem w trakcie pracy i na różnych produkcyjnych etapach parę rzeczy z niego wypadło, niektóre sceny nie zostały zrealizowane tak, jak wydaje mi się, że Ewa chciała. Ona miała w tym taką bardzo almodovarowską nutę i było kilka scen bardzo wyabstrahowanych z tej rzeczywistości, w pewien sposób przekrzywionych. Nie jestem wiarygodnym widzem, bo nie lubię oglądać siebie na ekranie, ale mam nadzieję, że udało się zachować w samym opowiadaniu tej historii takie skrzywienie psychiczne, właśnie przez nagle nienaturalne sytuacje. Trochę komiczne, trochę absurdalne - jak w szpitalu, który trochę miał być fantazją na temat szpitala. To było ciekawe i bardzo dużo o niej opowiadało. Ma bardzo plastyczną wyobraźnię i jest wariatką, więc ta wrażliwość zawiera się w opowiadaniu takiej historii.
"53 wojny" są opowieścią o twojej bohaterce - jej samotności, wiecznym oczekiwaniu na męża i napięciu, bo może zdarzyć się najgorsze. Określiłabyś film jako "kino kobiet"? I co takie określenie dla ciebie znaczy?
- Kino kobiet jest nim pod tym względem, że to my zabieramy głos i opowiadamy o sobie, bo przez długi czas byłyśmy lekceważone, szczególnie w kinematografii. Ciekawe były głównie role męskie i nareszcie jest coraz więcej interesujących propozycji dla kobiet. A mamy super zdolne aktorki i aż szkoda nie wykorzystać tego potencjału, więc mam nadzieję, że będzie coraz więcej kobiecych filmów o kobietach. Jesteśmy tak skomplikowanymi tworami, że można o nas opowiedzieć miliony historii i każda będzie inna i niepowtarzalna. Naprawdę wydaje mi się, że jesteśmy dużo ciekawsze od mężczyzn także przez to, że mamy lepszy kontakt z emocjami. Czasem wychodzi nam to na gorsze, czasem na lepsze, ale przez to na pewno jesteśmy dużo barwniejsze i jesteśmy bardzo wdzięcznym tematem do opowiadania.
- Ekipa "53 wojen" rzeczywiście była bardzo kobieca, co też tworzyło bardzo specyficzną dla mnie atmosferę tego opowiadania i pracy. Czułam się zaopiekowana, stałyśmy się takim babskim klanem, opowiadałyśmy sobie o wszystkim. Aspekt kobiecy jest ważnym elementem tego kina. Zastanawiam się, czy jest to również kobiece kino w sensie widowni - chciałabym, żeby mężczyźni przyszli na ten film, bo jest to bardzo ciekawa historia przejmowania emocji partnera. Jako kobiety wiele rzeczy przejmujemy, na różnych etapach związku i w różnych sferach. Oczywiście tu jest pokazana historia ekstremalna, ale fajnie by było, gdyby mężczyźni też to zobaczyli. Wydaje mi się, że może im to dać do myślenia, ponieważ trochę opowiadamy o kobiecej nadwrażliwości.