Magda Gessler: Bez pieniędzy też się da
Gospodyni "Kuchennych rewolucji" podaje przepis na założenie własnej restauracji, bez gotówki. Poza tym Magda Gessler zdradza, co najczęściej gubi właścicieli lokali gastronomicznych i dlaczego najgorsi są ludzie spoza branży.
Jak wygląda typowy dzień Magdy Gessler?
Magda Gessler: - Nagrania "Kuchennych rewolucji" kończymy późno w nocy. Adrenalina, którą czuję podczas realizacji programu, nie pozwala mi od razu położyć się do łóżka. Zanim zasnę, zawsze rozmawiam z mężem, a ponieważ on mieszka w Kanadzie - moja czwarta w nocy jest jego dziesiątą wieczór. Kładę się koło piątej nad ranem, budzę pięć godzin później, a z ekipą spotykam się około południa. Dziewczyny mnie malują, czeszą. W tak zwanym międzyczasie odbieram miliony telefonów w sprawach służbowych, prywatnych... Później dzieje się to, co już państwo znacie z ekranów, wkraczam do restauracji i robię tam rewolucję!
Przyjeżdża pani po raz pierwszy na miejsce i...
- Zaczynam od zapachu unoszącego się w lokalu. Sprawdzam, czy da się tam swobodnie oddychać. Następnie oceniam temperaturę - wszyscy wiemy, że gdy jest zbyt gorąco, odechciewa się jeść. Jeśli śmierdzi, jest duszno i zbyt ciepło - to pierwszy sygnał, że sytuacja jest bardzo zła.
A kolejny krok to krok...
- Proszę obsługę o podanie potraw. Zazwyczaj trwa to od godziny do dwóch, rozmawiam też z kelnerami. Badam, w jaki sposób opowiadają o daniach, co o nich wiedzą i jak ułożona jest karta. Na tym etapie staram się unikać spotkania z właścicielami. Najpierw muszę sobie wyrobić własny obraz danego miejsca.
Najczęstsze błędy?
- Zazwyczaj do posiłku otrzymuję stare pieczywo albo w ogóle go nie ma. Drugi problem to brud. Choć ostatnio właściciele nauczyli się, że przed moją wizytą trzeba posprzątać kuchnię, to zazwyczaj i tak to niewiele daje. Trudno usunąć wieloletni kurz i tłuszcz. Ciężko wyszorować każdy zakamarek, jeśli się przez długi czas tego nie robiło. A przypominam, że moja wizyta nie jest niespodzianką, termin nagrania produkcja ustala kilka tygodni wcześniej.
Fartuch, w którym widzimy panią w "Kuchennych...", jest wyjątkowy. Można go gdzieś kupić?
- Nie, to mój autorski projekt. Podstawą jest materiał używany do produkcji profesjonalnych kitlów, które szyte są z mocnej i twardej tkaniny, tak, by chronić kucharzy przed pryskającym tłuszczem czy wrzątkiem. Mam bardzo wrażliwą skórę, dlatego mankiety i kołnierz mojego fartucha obszyte są prawdziwym jedwabiem, a że lubię kolor, to całość wygląda zjawiskowo. Mam już takie cztery sztuki, a zamówiłam kolejne.
Resztę garderoby też pani sama wybiera?
- Chciałabym, by mnie ktoś zastąpił, ale się nie da. Większość ubrań sama projektuję. Potem krawcowa szyje je według wzoru. Kupuję też rzeczy markowe, ale tu problem polega na tym, że kolekcje kończą się na rozmiarze 40, a ja noszę większy. Dlatego je przerabiam, tnę, doszywam.
Wróćmy jeszcze do tematu restauracji. Od czego trzeba zacząć, jeśli chce się założyć własny interes?
- Należy zastanowić się, kim się jest. Czy lubi się dawać, czy też brać... Przyszły restaurator powinien być trochę niedowartościowanym, takim, który potrzebuje ludzkiej atencji i otrzymuje ją, karmiąc innych. Dopiero w drugiej kolejności należy pomyśleć o robieniu biznesu. Inaczej nastąpi klapa.
Ile trzeba mieć gotówki, by otworzyć lokal?
- Można nie mieć nic albo prawie nic. Trzeba jednak sprawdzić, jakie są regionalne produkty, np. ziemniaki - tanie i bardzo smaczne warzywo. Pamiętam dwie siostry, które zaczęły od robienia zwykłych placków ziemniaczanych. I teraz, moim zdaniem, jest to najlepsze miejsce w Polsce, gdzie podają właśnie tę potrawę. Albo młody człowiek z Łodzi - prowadzi kiełbasiarnię. Do tego podaje piwo, którego jest miłośnikiem, ma u siebie mnóstwo gatunków.
Czyli pieniądze mogą tylko przeszkadzać?
- I tak, i nie. Łatwiej jest startować, mając większy fundusz, ale nawet dysponując tym naprawdę ogromnym, można położyć interes. Najgorsi są ludzie z zupełniej innej branży, których ambicją jest posiadanie knajpy. Zamiast zobaczyć, na czym polega prowadzenie lokalu, popracować w restauracjach na różnych stanowiskach, otwierają własną, kompletnie nie wiedząc, jak to działa. To się nie udaje.
M. Ustrzycka
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***