Reklama

Maciej Skrzątek: Pieniądze to nie wszystko

Wróżbita Maciej czyta w kartach jak nikt inny w Polsce i zazdrośnie strzeże pozycji lidera w zawodzie. Za to w "Top Chefie" wziął udział dla zabawy. Bo w gotowaniu najbardziej ceni przyjemność.

Wróżbita Maciej czyta w kartach jak nikt inny w Polsce i zazdrośnie strzeże pozycji lidera w zawodzie. Za to w "Top Chefie" wziął udział dla zabawy. Bo w gotowaniu najbardziej ceni przyjemność.
Nie do poznania! W kilka miesięcy zrzucił 32 kilogramy /Gałązka /AKPA

Wygląda pan zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu. W jaki sposób pan tak schudł?

Maciej Skrzątek: - 32 kilo! Całkowicie zmieniłem dietę. Nie jem smażonego, wieprzowiny, pszenicy, słodyczy, białego cukru, nie piję napojów słodzonych. No i ćwiczę dwa-trzy razy w tygodniu.

Od kiedy pan się odchudza?

- Od stycznia. Miałem duży brzuch, który ukrywałem. Prowadzę program ezoteryczny, więc udawało mi się chować go pod stołem (śmiech). Do zdjęć wciągałem brzuch, starałem się nosić luźne koszule... Ale ja numerologicznie mam liczby "ruchliwe" - wiedziałem, że dzięki treningom szybko schudnę. Po prostu dotąd byłem zaniedbany - siedziałem, nieświadomy tego, co jem. Fast foody, pizze, bułki - nie wiedziałem, że to mnie tuczy. Nie miałem pojęcia, że owoców nie można jeść wieczorem, bo zawierają cukier. Nigdy nie zagłębiałem się w ten temat.

Reklama

Dlaczego zaczął pan dietę akurat wtedy?

- Położyłem sobie karty i wyszło mi, że osiągnę dobre rezultaty. Zresztą przyznam, że w styczniu wszedłem na wagę i zerknąłem na ostatnią cyfrę - trójkę. Pomyślałem: 103. Wchodzę następnego dnia i zobaczyłem, że to 113! Wtedy się przeraziłem.

A jakie cyfry są ruchliwe?

- 3, 5 i 9. Cyfrą otyłości jest 6.

Zerknął pan w karty przed wzięciem udziału w "Top Chefie"?

- Wyjątkowo nie. A to dlatego, że poszedłem tu dla rozrywki. Gotowanie traktuję jako zabawę. Lubię to, ale nie czuję się w tym specjalnie silny, jak np. Vienio albo Tomek Oświeciński, który świetnie gotuje.

Jak pan się odnajduje w sytuacji współzawodnictwa? Nerwy są?

- Nie lubię gotować na czas. To jedyne, co mnie razi w "Top Chefie". Żeby zrobić świetny gulasz, potrzeba kilku godzin. Ostatnio przygotowałem kolację indyjską dla znajomych - zajęło mi to trzy i pół godziny. W programie mamy przeważnie 30 minut. A ja gotuję spokojnie, to samo zresztą dotyczy wróżenia. Uciekłem od stacji Kosmica TV, gdzie musiałem odpowiadać w 15 sekund. W Ezo TV nie ma ograniczeń. Wyścig z czasem jest stresujący.

Co najbardziej lubi pan przygotowywać?

- Mięso. Robię dobry gulasz z wołowiny, bigos, kurczaka tanduri, gołąbki, pierś z gęsi. Desery nie są moją mocną stroną, tylko lubiłem je jeść, pączki, serniki, szarlotki, wszystko. Proszę sobie wyobrazić, jak mi jest ciężko (uśmiech).

Dla kogo pan gotuje na co dzień? Koty dostają gotową karmę?

- Dla przyjaciół. A dla kotów co prawda kupuję jedzenie, ale z najwyższej półki. Wołowinę w sosie beszamelowym, krewetki, dziczyznę... Karmel i Miziol to moje ukochane dzieci, ale nie mogę dla nich gotować, bo gdybym je przyzwyczaił, nie odszedłbym od garów (śmiech), a przecież nieraz cały dzień spędzam w pracy. W ogóle zwierzęta są mi bardzo bliskie, jestem oficjalnym sponsorem warszawskiego zoo - pomagam w utrzymaniu małp.

Ma pan problem z powiedzeniem klientowi trudnej prawdy, którą pan widzi w kartach?

- Nie. Uważam, że jak ktoś przychodzi, to chce ją usłyszeć. Wyznaję prawdę ponad wszystko. Nie mogę zatajać niczego. Mam wręcz obowiązek ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem.

Jakie rozrywki pan ceni?

- Lubię pisać, napisałem kiedyś książkę ezoteryczną, ale i drugą, "Listy do Boga, czyli prawie o wszystkim". Uwielbiam podróżować, zwiedziłem większość świata. Poza tym w ostatnich latach cenię ciszę i spokój. Mam wspaniały ogród, lubię w nim zasiąść i odpłynąć. Chyba się zestarzałem. No i teraz mam hopla na punkcie ćwiczeń.

Dużo pan pracuje?

- Kocham to, co robię. Poza tym mam trochę koguci charakter, jestem silnym egocentrykiem. Czyli gdybym mniej pracował, byłoby mniej wróżbity Macieja w mediach. A gdyby było mnie mniej w mediach, to może nie tyle przekładałoby się to na finanse, bo ja na to nie zwracam uwagi, ale lubię być liderem, mówię szczerze. A do tego trzeba dużo pracować i dawać z siebie. Prowadzę sześć programów ezoterycznych w tygodniu, więc przyjmuję tylko przez dwa dni - telefonicznie. I to maksymalnie pięć-sześć osób, żeby się nie męczyć. Zdrowie by mi nie pozwoliło na więcej.

- Kiedyś pracowałem bardzo dużo, ale powiedziałem sobie: stop. Pieniędzy mi wystarcza, mam to, co chcę, stać mnie, by coś kupić, iść do restauracji, pojechać do Azji... Nie mam dużych wymagań. Jestem zdania, że jeżeli biegasz za pieniędzmi, to ich nie masz, bo one od ciebie uciekają.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz.

Telemax
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama