Maciej Musiał: Czasem dobrze jest robić mniej
Maciej Musiał jest uzdolnionym, młodym artystą, na którego czeka jeszcze wiele ciekawych ról i projektów filmowych. Aktor myśli szeroko i cały czas wzbogaca swój talent o nowe doświadczenia. Obecnie można go zobaczyć w najnowszym serialu Canal + "Klangor".
W serialu "Klangor" grasz Ariela, chłopaka, który wydaje się być dość impulsywny i nieszczery. Jaki naprawdę jest ten bohater?
Maciej Musiał: - Ariel jest postacią drugoplanową, zapalnikiem pewnych wydarzeń. Jego ojciec popełnił samobójstwo, mama związała się z innym mężczyzną. Ariel nie może z nim znaleźć wspólnego języka. Ma w sobie dużo bólu i mroku, z którym nie potrafi sobie poradzić. Próbą ucieczki od dotykających go problemów są imprezy, narkotyki i romanse. Bardzo ważny w jego życiu jest też sport - Ariel dużo pływa i uczy innych surfować. Kitesurfing staje się dla niego jedyną zdrową odskocznią, dzięki której odpoczywa psychicznie. Wydaje mi się, że on po prostu chce się do kogoś przytulić.
Jak wspominasz czas spędzony na planie produkcji?
- Była to przyjemna praca, którą będę bardzo dobrze wspominał. Łukasz Kośmicki, nasz reżyser, dokładnie wiedział czego chce, miał konkretną wizję i potrafił po pierwszym dublu powiedzieć, że jest dobrze, ale jak o coś walczył, to mogliśmy powtarzać scenę wiele razy.
Zapewne dostajesz wiele propozycji pracy czy to w produkcjach filmowych, czy serialowych. Na jakiej zasadzie wybierasz to, w co chcesz się zaangażować?
- Takich wyznaczników jest kilka. Te propozycje można podzielić na kilka kategorii. Jedną z nich są projekty koncentrujące się na aspekcie artystycznym, takie, które budują potencjał zawodowy aktora. "Klangor" zdecydowanie znajduje się w tej gałęzi. Są też projekty komercyjne, które po prostu robi się dla pieniędzy albo projekty, które budują publiczność i relacje z ludźmi. Praca aktora polega nie tylko na tym, by z czegoś czerpać, ale także by coś z siebie dawać. W zależności od tego, na jakim jestem etapie w życiu, czego chcę - czy robię sobie przerwę, czy szukam nowych wyzwań - wtedy decyduję się na którąś z opcji. "Klangor" od początku pachniał klasą, nie tylko przez świetną obsadę w postaci Arkadiusza Jakubika, Mai Ostaszewskiej czy Wojtka Mecwaldowskiego, ale także dzięki dobremu tekstowi i telewizji Canal+, która zawsze dba o jakość.
Ostatnie miesiące były dla ciebie intensywne, czy może miałeś czas na odpoczynek?
- Zatrzymałem się, ponieważ wcześniej bardzo dużo pracowałem. Z tego spowolnienia wyniknęło jednak dużo dobrego. Znalazłem czas, aby usiąść do swoich projektów produkcyjnych, które popchnąłem do przodu. Zrozumiałem też, że czasem dobrze jest robić mniej, bo przecież jest jeszcze życie, które trzeba przeżyć (uśmiech).
Jesteś pomysłodawcą i współproducentem pierwszego polskiego serialu Netflixa, na koncie masz wiele ról filmowych i serialowych. Myślisz, że dzięki temu uwierzyłeś w swoje możliwości?
- Te doświadczenia oraz napotkane przeszkody, z którymi musiałem się zmierzyć, dały mi dużo pewności siebie i siły. Niesiony tym doświadczeniem dziś wierzę, że wszystko jest możliwe i marzenia są absolutnie silnikiem naszych działań. Namawiam wszystkich swoich znajomych i przyjaciół do wiary w siebie, wyznaczania sobie celów i ich realizacji. Trzeba być odważnym i nie bać się atakować, stwarzać okazje. Teraz podążam za rzeczami, które wydają mi się niemożliwe, trudne, których się boję. Jest to niebezpieczne, ale również bardzo napędzające.
Co jest twoim drogowskazem wyznaczającym kierunek, w którym należy podążyć?
- Intuicja. Staram się nie siłować się ze światem, tylko słuchać jego szeptu. Nie posiadam jednego generalnego celu, wszystko klaruje się w trakcie, ponieważ cały czas wyznaczam sobie nowe, mniejsze punkty, do których chcę dotrzeć. Jeśli mam pomysł na serial, to moim celem nie jest zdobycie nagrody Emmy, ale to, by zatrudnić scenarzystę, żeby mieć dobry tekst, itd., te cele są małe.
Telewidzowie znają cię z małego ekranu, ale także i produkcji kinowych, a co z teatrem? Nie kusi cię scena i "żywy" widz?
- Nie mam cierpliwości, której potrzeba w teatrze, ponieważ chcę szybciej, więcej, dużo. Kiedyś się tego wstydziłem, ale kiedy przeczytałem, że Krzysztof Kieślowski też mówił, że nie ma cierpliwości do teatru, przestałem. Może kiedyś będę spokojniejszym człowiekiem. Aczkolwiek, regularnie gram w Och-Teatrze w "Stowarzyszeniu umarłych poetów". Moim wymarzonym spektaklem, który chciałbym zrobić jest "Amadeusz" autorstwa Petera Shaffera. Opowiada historię Mozarta na dworze Józefa II z perspektywy Antonio Salieriego. To sztuka o talencie, pracy, ego i zazdrości.
Rozmawiała Barbara Skrodzka / AKPA