Maciej Kurzajewski: Otwarty na innych
Jest znakomitym dziennikarzem sportowym. Sprawdza się też w roli gospodarza programów rozrywkowych. Jako prowadzący show "Czar par" kibicuje uczestnikom. "Ciekawie jest obserwować tak różne związki" – przyznaje. Spełnia się nie tylko w pracy, ale też jako tata dwóch synów.
Maciej Kurzajewski urodził się 29 stycznia 1973 roku w Kaliszu. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Współprowadził m.in. "Pytanie na śniadanie" i "Kawa czy herbata?". Jest gospodarzem Sportu przed głównym wydaniem "Wiadomości" oraz studia podczas zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich. Obecnie prowadzi "Czar par".
Czym można pana oczarować?
Maciej Kurzajewski: - Myślę, że szczerością. Sam też staram się być otwarty na innych. Na pierwszym miejscu stawiam dobro drugiego człowieka. Nikomu źle nie życzę i gdy tylko mogę, pomagam i wspieram. Jeśli sami generujemy dobro, to ono do nas wraca. Może nie zawsze z tej samej strony, ale rachunek energetyczny w sumie zapisuje się na plus. Uwielbiam spotykać się i rozmawiać z ludźmi. Absolutnie nie jestem typem samotnika.
W takim razie, w roli prowadzącego "Czar par" czuje się pan jak ryba w wodzie?
- Tak. To wdzięczny program, właśnie ze względu na kontakt z ludźmi. Mamy tu przekrój całego społeczeństwa, więc jest duże pole do przeżycia fascynującej przygody i ciekawych obserwacji socjologicznych.
Jakie refleksje towarzyszą tej "socjologicznej obserwacji"?
- Że miłość ma różne oblicza. Jednak, kiedy jest szczera i prawdziwa, to dwie osoby tworzą jeden organizm i doskonale się rozumieją. Dlatego tak trudno je czymś zaskoczyć. Na szczęście czasami nam się to udaje. Fascynujące jest również to, że wszyscy uczestnicy tak doskonale potrafili odnaleźć się przed kamerą i stworzyć swój interesujący wizerunek. Do tego mają świadomość, że na końcu tej drogi czeka niebagatelna nagroda w wysokości 300 tysięcy złotych. Jest więc o co rywalizować!
A pomoc sędziów? Czy jest tu nieoceniona?
- Rzeczywiście, pomagają nam znakomici eksperci - państwo Pazurowie oraz Hakielowie. Widzę, jaki mają zgryz, kiedy muszą oceniać uczestników. A im bliżej finału, tym trudniej im to przychodzi, ponieważ wszyscy się ze sobą zżyli. "Czar par" to wyjątkowa rozrywka, bo oprócz dobrej zabawy widzimy miłość i piękne relacje.
Izabella Krzan w roli współprowadzącej to też wielkie wsparcie?
- Świetnie trafiłem! Staram się celebrować każdy moment, kiedy jesteśmy razem na scenie. Iza jest bardzo pozytywnie odbierana przez uczestników i widzów. Ma w sobie wielki urok i bardzo dużo ciepła. Jest zjawiskowo piękna, a przy tym wydaje się dziewczyną z sąsiedztwa. Taka partnerka w programie zdecydowanie dodaje skrzydeł.
Tak się złożyło, że 23 lata temu, kiedy w telewizji debiutował "Czar par", brał pan ślub.
- Oczywiście, pomyślałem o tym. Mało tego, 23 lata temu prowadzący ten program, Krzysztof Ibisz wiózł nas wtedy do ślubu! Nigdy bym nie pomyślał, że poprowadzę nowy "Czar par". Są rzeczy, które mnie czasami zaskakują. Traktuję to jako ciekawe doświadczenie zawodowe. Rynek telewizyjny bardzo się zmienił, podobnie jak widz. Ćwierć wieku temu czasy były inne, telewizja też.
Jest pan tatą 22-letniego Franciszka i 13-letniego Juliana. Czy odziedziczyli po panu optymizm i sportowego ducha?
- Moi synowie są wspaniałymi ludźmi z pozytywną energią. Od rana są gotowi do działania. Nie muszę ich dodatkowo podkręcać. Dzieci, które promieniują dobrymi fluidami, to ogromne szczęście dla rodzica. Starszy syn od kilku lat mieszka i studiuje za granicą. Świetnie funkcjonuje w nowym środowisku, ma tam kolegów i przyjaciół. Chce mi pokazać, że jest dojrzałym młodym człowiekiem, który żyje własnym życiem. Traktuję to ze zrozumieniem i akceptacją. On wie, że w każdej chwili może na mnie liczyć. Zawsze starałem się dawać moim synom dobry przykład i pokazywać im świat. Wiem, że wyciągną z tego odpowiednie wnioski.
Między starszym i młodszym synem jest ponad dziesięć lat różnicy, czyli sporo. Znajdują wspólny język?
- W zasadzie dorastali w dwóch różnych światach. Nie mieli zbyt wielu wspólnych tematów i sytuacji do przeżywania. Z biegiem czasu ten dystans przestał być jednak tak istotny. Mogłem to zaobserwować chociażby podczas naszego wspólnego męskiego, wyjazdu. Teraz Franek i Julian są dla siebie wsparciem, często się kontaktują. Mają też wspólne pasje i tematy do rozmów.
Słynie pan z dbania o formę. Jak pan o nią walczy teraz, gdy jest coraz zimniej?
- Stawiam na sport, np. na bieganie. Na to nie ma złej pogody czy nieodpowiedniej pory roku. Śnieg i mroźne okoliczności przyrody to dodatkowa atrakcja. Trzeba się tylko odpowiednio ubrać. Wiadomo, że po pierwszym miesiącu nie przebiegnie się maratonu. Nie warto mieć nawet takich ambicji. Co do mnie - myślę, że biegając, wydłużam sobie zdrowe życie. Dowód? Mam 46 lat i czuję się znakomicie. Namawiam więc do regularnych biegów. Wystarczy wstać godzinę wcześniej, a wszystko da się zorganizować.
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz