Laura Łącz: Kobieta bez wieku
Laura Łącz jest kobietą elegancką, którą rozpiera energia do działania. Aktorka łączy w sobie cechy obojga rodziców, za którymi bardzo tęskni. Jak przyznaje, mimo że sama nie jest optymistką, to cechuje ją pracowitość i odpowiedzialność. Metrykalnie zatrzymała się na wieku 25 lat.
Mimo upływu lat wciąż rozpiera panią energia, wszędzie pani dużo. To cechy odziedziczone po rodzicach?
Laura Łącz: - Moi rodzice byli aktorami Teatru Polskiego w Warszawie. Prywatnie bardzo się od siebie różnili, mieli zupełnie inne charaktery. Spotkali się w szkole teatralnej, byli na jednym roku. Po ukończeniu warszawskiej Akademii Teatralnej zaangażował ich ówczesny rektor, a jednocześnie dyrektor Teatru Polskiego, Leon Schiller. Schiller bardzo lubił moją mamę i mojego tatę, który był znanym piłkarzem i aktorem. Pracując razem w teatrze, rodzice się do siebie zbliżyli, pobrali, a potem pojawiłam się ja. Gdy zaczęłam pracować w Teatrze Polskim, koledzy żartowali, że odziedziczyłam urodę po mamusi, a temperament po tatusiu, bo rzeczywiście łączę cechy obojga rodziców.
Co charakteryzowało pani mamę i tatę?
- Ojciec był człowiekiem bardzo towarzyskim i wesołym, nawet gdy miał kłopoty zawodowe, życiowe czy zdrowotne. On budził się uśmiechnięty, zawsze w dobrym humorze, był wszechstronnym aktorem. Moja mama była jego przeciwnością - stuprocentowa domatorka, wielka dama, elegancka, spokojna. Ojciec lubił po spektaklu jechać do SPATIF-u, zapalić papierosa, napić się wina, podczas gdy mama jechała prosto do domu, do dziecka. Ja jestem zdecydowanie mieszanką ich cech. Pamiętam, że po pierwszej premierze z moim udziałem, był to "Klucznik" Wiesława Myśliwskiego, wszyscy koledzy patrzyli, czy jadę tak jak ojciec do baru, czy jak mama do domu.
I gdzie pani pojechała?
- Do SPATIF-u! Jak zobaczyli, że pierwsza stoję w drzwiach, to uznali, że jestem fajna. Wszyscy przeszli ze mną na "ty" i bardzo się ze mną zaprzyjaźnili. Cieszyłam się, że pracowałam w Teatrze Polskim, w którym moja mama miała tak dobrą, nieskazitelną moralnie opinię osoby wiernej, niepijącej, niepalącej i zawsze punktualnej. Bardzo brakuje mi rodziców. Mój ojciec zmarł przedwcześnie w młodym wieku na zawał serca. Natomiast mama do teatralnej emerytury pracowała w Teatrze Polskim. Zmarła w 2015 roku, mając 90 lat. Była kobietą bez wieku, piękną i młodą do końca życia.
Tak jak pani, przecież pani też wygląda świetnie!
- Mentalnie staram się taka być, ale to nie znaczy, że noszę na głowie kokardę i chodzę ubrana w sukienki mini czy szorty jak Doda. Nie na tym to polega. Moja mama ubierała się w sposób elegancki, zacny, ale zawsze uważała się za młodą osobę. Nigdy w życiu nie przyznałaby się do swojego wieku metrykalnego.
A pani się przyznaje?
- Nigdy! Ja nawet nie wiem, ile mam lat! Myślę, że mam 25 i ani dnia więcej, taką mam mentalność. Moja mama, jak się po jej śmierci okazało, posiadała niewymieniony dowód osobisty, zawinięty w dziesięciu celofanach i schowany na dnie szuflady, ze zdjęciem, na którym ma co najwyżej 30 lat!
Uważa się pani za optymistkę?
- Dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pusta.
Naprawdę!? Wydawało mi się, że jest wręcz odwrotnie.
- Jestem po prostu bardzo pracowita i aktywna, tyle moich zalet. Reszta to same wady. Nie jestem z siebie zadowolona, nie podobam się sobie. Nie mam w sobie energii i radości z życia. Po prostu jestem aktywna, pracowita i odpowiedzialna, to moje cechy. Gdy pan Iwaszkiewicz pisał o mnie w "Vivie!", nazywał mnie "Laurą Łącz zawsze uśmiechniętą". Tę cechę i pozytywną energię zawsze w sobie miałam, odziedziczyłam ją genetycznie po ojcu. W domu jestem raczej człowiekiem poważnym i spokojnym, nie jestem wielką optymistką.
Prowadzi pani fundację, organizuje różnego rodzaju wydarzenia, udaje się pani znaleźć chwilę dla siebie?
- Jestem typową domatorką. Moim hobby zawsze była historia sztuki. Lubię urządzać dom, który jest moim azylem, zbierać antyki, różne stare bibeloty... Myślę, że stworzyłam dom z duszą. Mieszkam na Saskiej Kępie, mam duży ogród, który wymaga ciągłej opieki i nakładu pracy. Bardzo lubię spędzać czas w domu z książką, oglądam telewizję, jestem na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami i serialami. Moją pasją jest poezja, robię dużo monodramów oraz recitali, z którymi jeżdżę po całej Polsce, od wielu lat prowadzę też dwa teatry amatorskie. W pandemii wydałam kilka książek dla młodzieży: powieść "Chłopak z suchą głową", "Nocne duszki i inne bajki" dla małych dzieci oraz książkę specjalnie dedykowaną dla młodzieży z zespołem Downa.
Faktycznie nie narzeka pani na nudę. Syn jest do pani podobny, też ma w sobie tyle energii?
- Niestety nie... Andrzej jest raczej leniwy... Bardzo się cieszę, że skończył w tym roku prawo. Teraz pracuje dla mojej agencji, ale mam nadzieję, że wkrótce podejmie swoją pracę zawodową. W czasie pandemii trudno było znaleźć dobrą posadę, więc okazał się być mi bardzo przydatny w ramach działalności mojej agencji.
Barbara Skrodzka