Kino historyczne nie jest jednowymiarowe
W piątek, 30 września, w polskich kinach zadebiutował najnowszy film Jerzego Hoffmana "1920 Bitwa Warszawska". Czy powtórzy sukcesy poprzednich historycznych produkcji "Sienkiewicza polskiego kina"?
Czy po tylu latach i filmach jeszcze stresuje się pan reakcją widzów i tym, jak film zostanie przyjęty?
Jerzy Hoffman: - Oczywiście, że tak. Do tej pory były tylko pokazy prasowe i uroczysta premiera, czyli nie było zetknięcia filmu '1920 Bitwa Warszawska' z szeroką publicznością. Dziennikarze, jak wiadomo, to nie jest zwyczajna publiczność. Podobnie goście uroczystej premiery, bo wtedy istnieje obawa, że chwalą tylko z grzeczności.
Przeczytaj naszą recenzję filmu "1920 Bitwa Warszawska"!
- I dopiero od 30 września, gdy film wejdzie na ekrany, można uznać kilka pierwszych dni jako miernik tego, jak widz film przyjmuje. Mam nadzieję, że przyjmie go dobrze, ponieważ dotychczas nie udawało mi się zawieść mojego widza, a udawało mi się na tej samej nucie czy uczuciu uzyskać jego zrozumienie. Jestem pewny, prawie pewny, że i ten film będzie przyjęty w taki sposób.
Nuta ta sama, ale technologicznie rewolucja, ponieważ stworzył pan pierwszy polski film w 3D. Historia zderza się na ekranie z nowoczesnością.
- Niewątpliwie tak, ale szoku nie będzie, ponieważ to nie pierwszy film w 3D, jaki polski widz zobaczy. Widział już filmy w tej technologii, choć może nie do końca tego typu, raczej science-fiction czy filmy dziecięce. Filmu tak w pełni realistycznego, w prawdziwych plenerach i dekoracjach i z prawdziwymi aktorami, w Europie nie było. A z tego, co mówią znawcy, poziom efektów komputerowych i naszych zdjęć w technologii 3D, nie ustępuje najwybitniejszym wzorcom amerykańskim.
Różnica tkwi jednak w budżecie, dużo niższym?
- Tak się już złożyło, że ja wszystkie swoje tzw. wielkie filmy robiłem za 1/10 budżetu filmu amerykańskiego i 1/4, 1/3 lub 1/2 filmu europejskiego. Jestem do tego przyzwyczajony.
Może powinien pan zarządzać finansami publicznymi?
- Nie (śmiech). To, że mi się udaje, to efekt ogromnego entuzjazmu i talentu ludzi, których zebrałem do tej produkcji. To młoda ekipa, która bardzo chciała, żeby było dobrze. Pracującym ze mną ludziom naprawdę bardzo zależało na tej produkcji. A jak się okazuje, ludzi utalentowanych i niegłupich mamy w Polsce sporo, trzeba im tylko dać szansę i wiarę w to, że to, co robią ma sens.
Pojawiają się komentarze, że 3D to będzie w kinie przemijająca moda, zgadza się pan z tym?
- Zdecydowanie nie. Spotkałem się z tą technologią już w latach 50. w Moskwie. Wtedy co prawda raczkowała, ale już jedno takie kino było. Sprzęt był niesłychanie ciężki, a koszty produkcji i eksploatacji niesłychanie wysokie.
- A dzisiaj? Już wkrótce okulary zostaną wmontowane w ekrany telewizyjne, jestem pewny, że niedługo podobnie będzie z ekranami kinowymi i już nie będzie trzeba nosić specjalnych okularów do oglądania 3D. Wrażenie uczestnictwa - nie oglądania z boku - w całej akcji jest tak ogromne, że widz z tego nie zrezygnuje. Jeśli człowiek patrzy jednym okiem, a potem dostanie szansę, żeby to samo zobaczyć dwojgiem oczu, to czy zechce potem wracać do widzenia jednym? Widzenie cyklopie zostanie zastąpione widzeniem ludzkim, a w kinie 2D technologią 3D.
Nie ukrywa pan, że stworzenie filmu 3D to szansa dla polskiej kinematografii, żeby przebić się na rynki zagraniczne.
- To jest szansa dzisiaj, nie mówię, że to będzie szansa jutro czy pojutrze. Liczba filmów realizowanych w 3D będzie z czasem coraz większa i tylko na razie więcej jest miejsc, w których można wyświetlać taką technologię niż filmów 3D do wyświetlania. Dzisiaj, w okresie, kiedy kin jest dużo, a repertuaru niewiele, taka szansa powstała.
- Poza tym niecodziennie robi się filmy na tak ogromne, fascynujące tematy o czasie tak dramatycznym i namiętnościach ludzkich tak wyostrzonych i jednocześnie głębokich. Na tym polega uniwersalizm tego filmu, ponieważ mówi o wielkiej miłości, wielkiej nienawiści, wielkiej odwadze, ale i podłości. O wszystkim tym, co jest człowiekowi dane. To kino historyczne na pewno nie jest jednowymiarowe.
Jak będzie wyglądała ekspansja "1920 Bitwy Warszawskiej" w kinach zagranicznych?
- 5 października lecimy do Londynu, gdzie w 21 kinach rozpocznie się pokazywanie naszego filmu. Obraz wyświetlany będzie w Anglii, Szkocji i Walii. Toczą się też rozmowy o szerokich pokazach w Stanach Zjednoczonych i innych anglojęzycznych krajach.
Jakie inne tematy chciałby pan nakręcić w technologii trójwymiarowej?
- W 3D należy w pierwszej kolejności zrobić wszystkie widowiska, czy to będzie widowisko sportowe, bitewne czy widowisko żywiołów przyrody - w 3D będzie bardzo sugestywne. Najpóźniej 3D zostanie wykorzystane w filmach psychologicznych czy kameralnych.
Myśli pan już nad jakimś kolejnym filmem?
- Trochę z tym poczekajmy. Po głowie może chodzić wiele rzeczy, ale dzisiaj chodzenie po głowie niewiele daje, ponieważ muszą się zbiec dwie sprawy: pieniądze i temat, czyli scenariusz. Na 'Ogniem i mieczem' z Jerzym Michalukiem zbieraliśmy pieniądze 11 lat. Jeśli chodzi o '1920 Bitwa Warszawska' to nagle pojawił się Mariusz Gazda i powiedział: 'Jeśli pana, panie Jerzy interesuje temat Bitwy Warszawskiej, to ja pierwsze 10 mln kładę na stół'. Mogliśmy od razu przystąpić do pracy nad scenariuszem. Tam na organizowanie budżetu potrzeba było 11 lat, a tutaj 2 lata od pomysłu do zakończenia filmu.
To zanim się pan obejrzy, kolejny pana film trafi do kin.
- Dziękuję za takie życzenia. Za parę miesięcy kończę 80 lat, więc to chyba prawda, że jeżeli coś miałoby powstać, to muszę się śpieszyć (śmiech).
Z Jerzym Hoffmanem rozmawiała Jagoda Mytych (PAP Life).