Katarzyna Trzaskalska: Odpowiada mi ten redakcyjny pośpiech
Kiedyś Katarzyna Trzaskalska myślała, że brak pracy będzie tragedią. Ale na urlopie macierzyńskim była szczęśliwa. Teraz znów ją oglądamy, a ona cieszy się z nowych wyzwań.
Katarzyna Trzaskalska ukończyła Szkołę Baletową w Poznaniu, Akademię Muzyczną w Warszawie oraz Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną w Łodzi. Dziennikarka prowadzi "Teleexpress" na zmianę z Maciejem Orłosiem i Beatą Chmielowską-Olech.
Po pięciu latach przerwy znów prowadzi pani "Teleexpress". Trudno wytrzymać bez pracy w telewizji?
- Śmieję się, że byłam na przedłużonym urlopie macierzyńskim, ale ten czas z pewnością nie był stracony. Odkąd na świecie pojawiły się moje kochane maluchy, priorytety i nastawienie do rzeczywistości radykalnie się zmieniły. Kiedyś byłam święcie przekonana, że nie mając pracy, przeżyję wielką tragedię, ale po takiej długiej przerwie dotarło do mnie, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. Nabrałam dystansu, skupiam się na teraźniejszości, nie rozpamiętuję tego, co było.
Najważniejsze było prowadzenie domu i zajmowanie się dziećmi - Franiem i Basią?
- Poświęcam im oczywiście nadal dużo czasu, ale będąc na urlopie, postanowiłam również zainwestować w siebie. Od dawna marzyłam o tym, by zająć się fotografią, która teraz daje mi olbrzymią frajdę. Kupiłam odpowiedni sprzęt i zaliczyłam kurs w Akademii Fotografii. Można powiedzieć, że dopiero przerwa w pracy oraz narodziny moich dzieci zmotywowały mnie do tego, aby zrealizować swoje marzenia. Cały czas intensywnie pracuję nad tym, by wyrobić swój własny, niepowtarzalny styl. Unikam sztucznych póz, gestów i nienaturalnego oświetlenia.
Do swoich sesji fotograficznych zaprasza pani jednak głównie kobiety. Dlaczego?
- Żartuję, że moje fotograficzne sesje są niczym przyspieszony kurs wzmacniania akceptacji siebie. Chyba każda z nas nie do końca jest zadowolona ze swojego wyglądu. Kobiety zawsze znajdą w sobie jakiś mankament. Pozowanie przed obiektywem pozwala nam uwierzyć, że jesteśmy atrakcyjne i świetnie wyglądamy. Jako kobiecie łatwiej mi nawiązać z moim modelkami dobry kontakt, zdobyć ich zaufanie, przełamać naturalny, początkowy wstyd.
Artystyczne zacięcie miała pani podobno już jako mała dziewczynka.
- To prawda. Przez dziewięć lat uczyłam się baletu i to na pewno mnie mocno ukształtowało, nauczyło dyscypliny, pracowitości i odpowiedzialności. Mając dziesięć lat, wyjechałam do Poznania, gdzie zamieszkałam w internacie Szkoły Baletowej. Bardzo tęskniłam za rodzicami, nieraz bywało, że płakałam, ale z drugiej strony chciałam być za wszelką cenę samodzielna i decydować sama o sobie. Później kontynuowałam naukę w warszawskiej Akademii Muzycznej, skończyłam też dziennikarstwo w łódzkiej filmówce. Przez siedem lat tańczyłam w Teatrze Syrena i uczyłam dzieciaki baletu.
To skąd pomysł na telewizję?
- Trochę przez przypadek trafiłam do telewizji z castingu. Później przez kilka lat łączyłam pracę w TV z pracą w teatrze, ale w końcu musiałam zdecydować. Zawierzyłam swojej intuicji i dziś wiem, że nieźle wybrałam, nie mam czego żałować. Debiutowałam w TVN pod koniec lat dziewięćdziesiątych jako prezenterka pogody. Bardzo jednak lubię społeczne tematy, jestem ciekawa świata, dlatego praca w "Teleexpressie" daje mi dużo satysfakcji. Tym bardziej że nie skupiamy się wyłącznie na polityce, ale też na lżejszych tematach. Odpowiada mi ten redakcyjny pośpiech, wiadomości podawane w pigułce, że o fajnym, zgranym zespole nie wspomnę.
Mieszka pani pod Warszawą. Uliczne korki nie są dużym problemem?
- Miałabym większy kłopot, gdybym nadal mieszkała w centrum zatłoczonego miasta. Z małymi dziećmi o wiele wygodniej mieszkać z dala od tego całego zgiełku, blisko lasu, "w pięknych okolicznościach przyrody". Może kiedy dzieci dorosną, przeprowadzimy się znowu do centrum. To dla mnie nic nowego, bo od przyjazdu do Warszawy przeprowadzałam się dokładnie trzynaście razy - a moim pierwszym lokum była garderoba Teatru Syrena, gdzie mieszkałam kilka miesięcy. Na razie jednak dom z ogródkiem i cisza panująca wokół jest optymalnym rozwiązaniem.
Dużo pracy i obowiązków. A plany wakacyjne?
- Wybieram się z rodziną na Warmię. Nie będzie to luksusowy hotel, ale dzikie i pełne uroku miejsce. Będąc z dala od cywilizacji, popływamy po jeziorze łódką, połowimy ryby, pospacerujemy po lesie, a wieczorem wszyscy siądziemy przy ognisku. Chciałabym pokazać dzieciom, jak spędzali wakacje ich rodzice.
Rozmawiał Artur Krasicki