Kasia Smutniak o filmie "Słodki koniec dnia": Ważna historia w dzisiejszej Europie
- Ona jest niesamowitą osobą. W aktorstwie nieobliczalna. A jednocześnie posiada taką naturalność, absolutnie normalne podejście do wszystkiego - mówi Kasia Smutniak o Krystynie Jandzie, z którą spotkała się na planie filmu Jacka Borcucha "Słodki koniec dnia". - Wydaje mi się, że jest to ważna historia w dzisiejszej Europie - dodaje aktorka. Tytuł trafi na ekrany polskich kin 10 maja.
"Słodki koniec dnia" to historia o odwadze, o sile słowa i skomplikowanych rodzinnych relacjach. O lęku przed nieznanym i pasji życia. Miejscem akcji filmu jest włoska prowincja, etruskie miasto Volterra. Tu od lat mieszka Maria - polska poetka, laureatka Nagrody Nobla, autorytet moralny.
Świat bohaterów zostaje wywrócony do góry nogami, gdy otrzymują szokującą wiadomość o zamachu terrorystycznym w Rzymie. Bezkompromisowość i niepoprawność polityczna Marii okazują się mieć dramatyczne konsekwencje.
W roli Marii występuje Krystyna Janda, od dawna niewidziana na wielkim ekranie. Jej córkę gra mieszkająca od wielu lat we Włoszech aktorka i modelka Kasia Smutniak. Dla niej to z kolei pierwsza, duża rola w polskim filmie.
Autorami scenariusza są Jacek Borcuch i Szczepan Twardoch. Za muzykę odpowiada Daniel Bloom, aranżacji utworów podjął się Leszek Możdżer. Producentem filmu jest firma No Sugar Films.
O pracy na planie filmu opowiada Kasia Smutniak.
Dlaczego zdecydowała się pani przyjąć rolę Anny?
- Jacek [Borcuch - red.] zaraził mnie swoim zapałem. Gdy przeczytałam ten scenariusz, naprawdę do mnie trafił. Wydaje mi się, że jest to ważna historia w dzisiejszej Europie. Odbija się w rzeczywistości, więc warto ją opowiedzieć.
Jako osoba mieszkająca we Włoszech, jak odbiera pani temat filmu i wydarzenia w nim zawarte?
- Takie spokojne współżycie z tematem migracji, z tematem strachu, jest naprawdę bardzo obecne we Włoszech. Znam to, choć na co dzień tego osobiście nie czuję. Wydaje mi się, że ta historia fantastycznie odzwierciedla strach, który rodzi się po tym, co słyszymy w wiadomościach.
Pani bohaterka znajduje się w trudnej sytuacji konfliktu światopoglądowego z matką, która do tej pory była jej autorytetem. To generuje silne emocje. Jak to wyglądało na planie?
- Na początku bałam się, że to może być nie do końca zrozumiałe albo może ja tego do końca nie rozumiałam. I dręczyłam Jacka - jak to wytłumaczymy, jak pokażemy w dialogach. Ale wydaje mi się, że to już jest niepotrzebne. To, co dzieje się pomiędzy matką a córką, to się czuje. Tak to czasami jest, że dialogi w ogóle są niepotrzebne, wystarczy jedno spojrzenie, małe rzeczy.
- Gram Annę, filmową córkę Krystyny Jandy. Nasze bohaterki w swojej relacji stoją w miejscu, są jakby skazane na niemoc, taką bezradność. W miarę rozwoju akcji filmu, tak jak jest często w życiu, wydarza się coś szokującego, co zmienia te osoby i ich pogląd na rzeczywistość. W moim przypadku Anna znajdzie odwagę, żeby oderwać się od mamy, która jest centrum jej życia i całego życia rodzinnego.
Jak pracowało się pani z legendą polskiego kina Krystyną Jandą?
- To jest spełnienie marzeń. Ona jest niesamowitą osobą. W aktorstwie nieobliczalna. A jednocześnie posiada taką naturalność, absolutnie normalne podejście do wszystkiego. Współpraca z kimś takim to wyłącznie przyjemność. Potrafi oddawać emocje w szczegółach - to jest tak naturalne, że wydaje się, że jej to nie sprawia absolutnie żadnego problemu.
- Chyba najlepszym komplementem dla aktora jest to, że nie wydaje się, że jest aktorem. Że te słowa, które zostały napisane, po prostu stają się jego własnymi słowami - u niej to tak wygląda. Nasza współpraca już mnie wzbogaciła i jeszcze bardziej wzbogaci. Profesjonalnie, ale i osobiście, bo Krystyna jest wspaniałą kobietą.
"Słodki koniec dnia" zdobył główną nagrodę w Konkursie Polskich Filmów Fabularnych na niedawno zakończonym festiwalu Off Camera w Krakowie. Za swoją rolę Krystyna Janda otrzymała nagrodę specjalną na festiwalu Sundance 2019.
Film zadebiutuje na ekranach polskich kin w najbliższy piątek, 10 maja.