Reklama

Karolina Piechota: Nareszcie mogłam się pobrudzić

- Chciałabym, żeby moja postać była prawdziwa, szczera i wzbudzała w widzach emocje. Mam nadzieję, że taka właśnie jest Rozalia – mówi Karolina Piechota, która w „Koronie królów” gra krakowską przekupkę.

- Chciałabym, żeby moja postać była prawdziwa, szczera i wzbudzała w widzach emocje. Mam nadzieję, że taka właśnie jest Rozalia – mówi Karolina Piechota, która w „Koronie królów” gra krakowską przekupkę.
Karolina Piechota w serialu "Korona królów" /Marcin Makowski/TVP /East News

Jak się pani pracuje w kostiumie w "Koronie królów"?

Karolina Piechota: - Znakomicie! Odetchnęłam z ulgą na widok tych ogromnych, przepastnych sukien. Mogłam je nareszcie pobrudzić, wysmolić gliną, bawiąc się przy tym jak dziecko. Moja postać jest ruchliwa. Rozalia raz lepi garnki, innym razem po coś biegnie, coś zanosi, gdzieś wchodzi, wychodzi... Często mogę grać trochę mocniej, co sprawia mi wielką przyjemność. W kostiumie mogę sobie po prostu pozwolić na więcej ekspresji.

Jakich jeszcze umiejętności ta rola od pani wymaga? Niektórzy jeżdżą tu konno, inni walczą mieczem...

- Rozalia zaczyna lepić garnki. Na początku efekty nie są dobre. Wiele naczyń jej nie wychodzi. Aby jednak prawdopodobnie coś popsuć, trzeba najpierw wiedzieć, jak to powstaje i w jaki sposób to wykonać. Dlatego przy okazji tej roli uczęszczałam na kurs garncarstwa. Szybko przekonałam się, że to niełatwe rzemiosło, ale bardzo pożyteczne. Do dziś z dumą prezentuję kubek własnej roboty. Na początku wszyscy też ćwiczyliśmy jazdę konną, ale moja bohaterka niestety nie jeździ... Czego bardzo żałuję.

Pamięta pani jakieś wyjątkowe, może zabawne, sytuacje zza kulis?

- Pierwsze zdjęcia powstawały w Bobolicach. Wspominam je z dużym sentymentem. Zabawne było patrzeć na nas samych, kiedy wszyscy poubierani w stroje z epoki w czasie przerwy siedzieliśmy "przy kawce", a obok kozy, krowy...

W ciekawych strojach pojawia się też pani w "SNL Polska", programie komediowym nadawanym na platformie Showmax. Od aktorki porno po czarownicę...

Reklama

- Tak, mam na koncie już dwadzieścia kilka postaci i sama jestem ciekawa, co jeszcze będę grała. Bo to zawsze wielka i ekscytująca niewiadoma w przypadku takiego programu. To widowisko realizowane z dużym rozmachem, przez kilka kamer i zawsze na żywo. Cały tydzień przygotowujemy występ, robimy próby. To inne niż klasyczny kabaret czy praca na scenie. Coś dla aktorów, którzy lubią częste zmiany. Nieustannie oglądam również amerykańską wersję SNL i jest mi niezmiernie miło, że robię podobną robotę. Jakbym była w jednej załodze z Billem Murrayem!

Niedawno naprawdę była pani w Stanach, prawda?

- Tak, skończyłam kurs, który przygotowuje do castingów w standardzie amerykańskim.

Ma pani takie marzenia, żeby tam pracować?

- Cóż, skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie. Ja jednak to swoje marzenie wcieliłam w życie. Miałam okazję grać w Nowym Jorku w spektaklu, którego akcja rozgrywała się w latach 30. Do tej roli nauczyłam się tańca flapping i żargonu z tamtych czasów. Poczułam ten nowojorski luz, który w pracy mnie bardzo ośmielił.

Jakie są pani plany na tę wiosnę?

- Po tak intensywnym roku wkrótce zamierzam cieszyć się życiem rodzinnym, sadzić kwiaty przy dźwiękach płyt winylowych, urządzać mieszkanie i odpoczywać. Z uśmiechem przyglądam się temu, co jeszcze przede mną!

Anna Janiak

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Karolina Piechota
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy