Karolina Gorczyca: Jak na obcą osobę
Gdy kilka lat temu przygotowywała się do roli w filmie "Agnieszka", kilka dni spędziła w więzieniu. Karolina Gorczyca rozmawiała tam z kobietami odsiadującymi wyroki za morderstwa i poznała ich wstrząsające historie. To było dla niej trudne przeżycie. Doświadczenia z tamtych spotkań przydały jej się teraz przy pracy na planie serialu "Mały Zgon". Ta produkcja Juliusza Machulskiego będzie emitowana w Canal+ od 8 marca.
To nie jest twoje pierwsze spotkanie z Juliuszem Machulskim?
Karolina Gorczyca: - Poznaliśmy się 15 lat temu. Pan Juliusz produkował film "Korowód" w reżyserii Jerzego Stuhra, w którym grałam moją debiutancką rolę. Można więc powiedzieć, że "Mały Zgon" jest naszym drugim wspólnym projektem.
Jak się z nim pracuje?
- Juliusz Machulski kocha swoich aktorów. Potrafi zbudować z nimi dobrą relację na planie. Wspiera ich. Jednocześnie potrafi być stanowczy, bo doskonale wie, jaki efekt chce osiągnąć. Nie da się go nie lubić. Bardzo się cieszę z naszego spotkania. Jest ikoną, jeśli chodzi o kultowe polskie komedie. Nie znam nikogo, kto nie pamiętałby choćby zdania z "Seksmisji" czy "Kilera".
Czy przed zdjęciami do "Małego Zgonu" odwiedziłaś jakieś więzienie?
- Teraz nie. Ale miałam okazję spędzić kilka dni w więzieniu na warszawskim Grochowie przed rozpoczęciem pracy nad filmem "Agnieszka" Tomasza Rudzika, który robiłam kilka lat temu. To było bardzo mocne doświadczenie, kosztowało mnie dużo emocji, dlatego nie chciałam go powtarzać.
Czy pamiętasz więźniarki, które wtedy poznałaś?
- Odwiedziłam kobietę, która odsiaduje wyrok 25 lat. O morderstwie, którego się dopuściła, mówiła swego czasu cała Polska. Rozmawiałam z nią wiele godzin. Poznałam też osadzoną skazaną na dożywocie, która była w więzieniu już od 16 lat. Nie wychodziła na spacerniak, bo stwierdziła, że woli nie widzieć słońca i nieba. Okazało się, że jest fanką gry komputerowej "Tomb Raider", do której ja robiłam wówczas dubbing. Tak się złożyło, że w samochodzie miałam wielki plakat gry, który jej podarowałam, łącznie z podpisem. Była szczęśliwa. W nagrodę opowiedziała mi rzeczy, których nigdy nikomu w więzieniu nie mówiła.
Bezcenne doświadczenie.
- To było dla mnie wielkie przeżycie. Poznałam wiele dramatycznych historii. Każdego dnia, gdy wychodziłam z więzienia, brałam głęboki oddech. Czułam wdzięczność za to, że jestem wolnym człowiekiem.
Twoja bohaterka w "Małym Zgonie" to też niezwykła postać.
- Angela odbywa bardzo długi wyrok za morderstwo. Jest silna i bystra. Podporządkowała sobie inne osadzone, a nawet pracowników. Ma żelazne zasady. Nie ma wyrzutów sumienia, a nawet jeśli, to bardzo skutecznie je kryje. Mimo swojego położenia potrafi być pozytywna.
Czy miałaś sceny, w których musiałaś bić się z innymi więźniarkami?
- Miałam scenę bójki, którą ćwiczyłam z kaskaderami, dosyć długą i trudną. Chcieliśmy ją kręcić w jednym ujęciu. Ale więzienna kuchnia z dużą ilością stalowych rzeczy i ostrych przedmiotów nie pozwoliła nam na to. Tę scenę grałam z Agatą Wątróbską, która przez wiele lat trenowała boks. Choć jest ode mnie o głowę mniejsza, miała silny cios i była bardzo sprawna technicznie. Ja nie trenowałam nigdy boksu, tylko krav magę. Tam używa się pięści nieco inaczej.
Nie nabawiłaś się kontuzji podczas pracy nad tą sceną?
- Nie, ale pierwszy raz w życiu poczułam na własnej skórze, co to jest prawdziwy prawy sierpowy (śmiech). Podczas ustawiania sceny walki, w której dodatkowo trzeba wyrazić odpowiednie emocje, czasem bywa tak, że wymykają się nam one spod kontroli.
Tak jak wielkie hollywoodzkie aktorki, pozwoliłaś się oszpecić do roli.
- Dorobiono mi blizny na twarzy i sznyty na rękach. Byłam też pół roku po urodzeniu dziecka, a więc miałam jeszcze kilka dodatkowych kilogramów, które idealnie pasowały do postaci Angeli. Teraz, gdy oglądam siebie na ekranie, mam wrażenie jakbym patrzyła na obcą osobę. To interesujące zjawisko.
Jakie wrażenie zrobił na tobie dawny areszt śledczy w Bartoszycach, gdzie kręcono zdjęcia do "Małego Zgonu"?
- To miejsce jest bardzo klimatyczne. Niedawno zostało zamknięte i opuszczone przez osadzonych. W jego murach czuło się specyficzną, więzienną energię, lęk, agresję. Przejmujący był widok podrapanych ścian w celach. Mieliśmy trudne warunki do pracy, ponieważ kręciliśmy zimą. Panował tam chłód i wilgoć. W pewien sposób pomagało mi to wejść w rolę. Jednak, mimo takich warunków, dobry humor nas nie opuszczał.
Czy podczas przerw na planie robiłaś sobie spacery po tym zakładzie?
- Ciekawość to moje drugie imię (śmiech), dlatego zapuszczałam się w jego zakamarki. Byłam w kotłowni, pralni, łaźni i wielu innych ciekawych miejscach.
Domyślam się, że nie było ci łatwo wrócić do codzienności po zdjęciach w tak specyficznym miejscu?
- Koniec pracy na planie przynosił zawsze radość, ponieważ mogłam zdjąć z siebie brudny więzienny kostium i blizny. Wracałam do hotelu i pomimo tego, że brałam długi prysznic, nadal czułam na sobie więzienie. To dlatego, że to miejsce wiąże się z silnymi emocjami.
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)
***Zobacz także***