Reklama

​Kamil Durczok: Trochę mi lżej

Po odejściu z TVN-u i półtorarocznej przerwie od pracy w mediach Kamil Durczok wraca z impetem. Napisał książkę, uruchomił portal, został prowadzącym nowego programu w Polsat News. Jak przyznaje, pisanie biografii było dla niego formą terapii.

Po odejściu z TVN-u i półtorarocznej przerwie od pracy w mediach Kamil Durczok wraca z impetem. Napisał książkę, uruchomił portal, został prowadzącym nowego programu w Polsat News. Jak przyznaje, pisanie biografii było dla niego formą terapii.
To, co mi przypisywano, to kłamstwo - przekonuje Kamil Durczok /Andras Szilagyi /MWMedia

Książkę "Przerwa w emisji" zadedykował pan swojej żonie Mariannie, jak pan to ujął: "kobiecie, na którą nigdy nie zasłużyłem". Czy pani Marianna czytała "Przerwę w emisji"? Czy rozmawialiście o treści książki?

Kamil Durczok: Tak, czytała moją książkę. Jeśli o czymś rozmawialiśmy, to o tym, co będzie się działo po jej publikacji. Dlatego, że ona jest bardzo osobista, pewnie rozpali niektórych do czerwoności i jej fragmenty, niestety w wypaczonej formie, trafią do ludzi. Zastanawialiśmy się, czy sprostamy tsunami, które się z pewnością rozpęta. Przede wszystkim, czy poradzi sobie z nim Marianna. Ale jest kobietą o niebywałej odporności. Kiedyś powiedziałem, że moi wrogowie mogli zaatakować mnie, ale to, że zadarli z moją żoną, to jest ich wielki błąd.

Reklama

Co motywowało pana do napisania książki?

- Na początku pisanie było dla mnie formą terapii. Musiałem przypomnieć sobie, przemyśleć, spisać i przepracować różne kwestie, z których nie jestem dumny, które wynikały z moich słabości. W tej książce chciałem również przedstawić swój punkt widzenia na sprawy, które doprowadziły do mojego odejścia z TVN-u. Przez półtora roku musiałem siedzieć cicho z różnych względów. Dzielę się również swoimi wspomnieniami i refleksjami na temat tego, co działo się w polskim dziennikarstwie przez ostatnich 20 lat. Czytelnicy dowiedzą się, jak wyglądają kulisy pracy w telewizji.

Czy łatwo przychodzi panu pisanie? Mógłby pan być pełnoetatowym literatem?

- Absolutnie nie! Szczepan Twardoch opowiadał mi ostatnio, że on po prostu siada o 9 rano, zamyka się i pisze do określonej godziny. Teraz uczę się takiej dyscypliny, pisząc wstępniaki do mojego portalu, a muszę robić to regularnie. Ogólnie nie lubię pisania! Mój żywioł to od 25 lat słowo mówione, najpierw radio, potem telewizja. Chociaż na początku pracy nad książką potrafiłem wpaść w trans i w mgnieniu oka zapełnić kilka stron.

Czy po "wyznaniu grzechów" czuje pan jakąś ulgę?

- Trochę mi lżej. Przede wszystkim cieszy mnie to, że mogłem wyjaśnić ludziom, którzy oskarżali mnie przed komisją TVN-owską, co stało za moimi zachowaniami, które oni uznali jako mobbing. Nie odnoszę się do molestowania, bo to, co mi przypisywano, to kłamstwo. Ale trochę próbuję przekonać byłych współpracowników, że mój agresywny ton nie wynikał z faktu, że chciałem komuś dokopać, ale z tego, że chciałem utrzymać dyscyplinę w zespole i tworzyć najlepszy program informacyjny.

A co przynosiło panu ulgę w trakcie tych długich kilkunastu miesięcy, gdy nie mógł pan podjąć pracy w mediach?

- Miałem dużo wolnego czasu. To na pewno! Pasjami oglądałem programy kulinarne, bo uwielbiam gotować. Znam na pamięć wszystkie odcinki Okrasy. Przećwiczyłem różne dania z ogniska i kociołka - mogą to potwierdzić moi znajomi. Śledziłem też kanały geograficzne i historyczne, czasem oglądałem polskie seriale. Co więcej, wróciłem do motocykli. Sprzedałem Harleya, kupiłem coś szybszego (uśmiech). Chyba odbiło mi na starość, bo większość motocyklistów najpierw jeździ na czymś szybkim, a potem przesiadają się na bardziej stateczne maszyny.

Czy podczas przymusowego urlopu zastanawiał się pan, czym się pan zajmie, jeśli nie uda się panu wrócić do mediów?

- Nie zastanawiałem się aż tak bardzo. Dlatego, że na początku, gdy byłem w bardzo trudnym momencie, żona uczyła mnie życia z godziny na godzinę, potem z dnia na dzień, później z tygodnia na tydzień. Nie robiłem dalekich planów. Z czasem pojawiły się różne propozycje zawodowe. Przyznam, że ciekawe, tyle, że znowu musiałbym długo przebywać poza domem. Dostałem nawet kuszącą propozycję z Ukrainy.

Wraca pan do mediów, jesienią wystartowały pana dwa nowe projekty. Co to za przedsięwzięcia?

- Mój pierwszy projekt to Silesion.pl, platforma internetowa poświęcona Śląskowi. Chwalimy się, że to coś więcej niż portal, dlatego, że jego ważnym filarem jest wideo. W Silesion włożyłem mnóstwo serca i pracy. Mam kapitalnych zapaleńców, grono młodych ludzi, którzy potrafią - to ich określenie - "rozpykać internety". Ja wiem, co ludzi interesuje, natomiast oni wiedzą, jak to opakować.

- Poza tym, zacząłem prowadzić program publicystyczny "Brutalna prawda", który w każdy czwartek będzie gościć na antenie Polsat News. Może uda się przywrócić właściwy poziom debaty politycznej. Szlag mnie trafia, że politycy nie odpowiadają na pytania, tylko recytują to, co zaleciło im biuro prasowe.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kamil Durczok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy