Julia Kamińska: Pokażę różki
Julia Kamińska dołączyła do obsady "Na Wspólnej". Gra wredną Romę, której żądza sukcesu utrudni życie bohaterom serialu. Na taką rolę czekała od dawna.
Dołączyła pani do obsady "Na Wspólnej". Gdy ten serial startował, była pani nastolatką. Oglądała go pani wtedy?
Julia Kamińska: - Nie, ale pamiętam, że była kiedyś w telewizji kampania promująca serial pod hasłem "plan wykonano", zrobiona w klimacie kroniki filmowej. To zapadło mi w pamięć, spodobał mi się pomysł, i stwierdziłam wtedy, że fajnie byłoby zagrać w tym serialu. Zresztą lata temu byłam na castingu do "Na Wspólnej". Nie pamiętam już nawet, o jaką dokładnie rolę chodziło, w każdym razie to miał być jakiś wątek związany z postacią Igora. Roli nie dostałam, ale dzięki temu jestem w "Na Wspólnej" teraz, a na dodatek gram bardzo wyrazistą postać.
Która sporo namiesza!
- Tak! Roma jest raczej wredna. Na początku nie będzie tego wyraźnie widać, ale szybko zacznie pokazywać swoje różki. Jest karierowiczką. Chciałaby odnieść sukces natychmiast i nie może sobie poradzić z tym, że to nie przychodzi łatwo. Wcześniej trzeba dużo i ciężko pracować, a ona jest niecierpliwa. W pewnym momencie niecierpliwość przeradza się w desperację, robi więc wszystko, żeby już teraz swój cel osiągnąć. Jestem podekscytowana, bo dotąd miałam niewiele możliwości, żeby zagrać postać negatywną.
Zakręcone postaci jednak już pani grała. Przypomnijmy chociażby "Na dobre i na złe"...
- Zuza na początku była postacią negatywną, ale potem, kiedy okazało się, że zagości w serialu na dłużej, dostała od scenarzystów "usprawiedliwienie" - przeżyła traumę, cierpiała, stała się bardziej ludzka. Zyskała sympatię widzów, złagodniała, znormalniała, jednocześnie jednak utraciła pewną ostrość. Wcielanie się w ofiarę gwałtu było wzbogacającym aktorsko doświadczeniem, jednak trochę tęskniłam za drapieżnością Zuzy. Dlatego mam nadzieję, że Roma jak najdłużej nie zatraci swojej niezdrowej żądzy sukcesu.
A ile pani mogłaby poświęcić dla osiągnięcia celu?
- Nie zastanawiałam się nad tym. Staram się znaleźć złoty środek. Fajnie jest odnosić sukcesy, ale nie za wszelką cenę. Jeśli coś pozytywnego się wydarzy, to dobrze. Jeśli nie - trudno. Chcę być po prostu szczęśliwa, a ponieważ od rozczarowań wolę miłe niespodzianki, nie nastawiam się na wygraną.
A co pani rozumie przez sukces?
- Dla mnie sukces to wszystko to, co powoduje uczucie szczęścia. Miłość, zdrowie, spokój, no i pieniądze... Sukcesem jest mieć tyle pieniędzy, żeby wystarczyło nie tylko na życie, ale i fajne, małe przyjemności. Od dłuższego czasu mi się to udaje, więc uważam się za szczęściarę. A doraźnym sukcesem jest to, że mogę uczestniczyć w konferencji ramówkowej TVN w towarzystwie kolegów z "Na Wspólnej". Mam okazję pochwalić się swoją pracą, ładnie ubrać, uczesać, pomalować...
Gra pani sporo w teatrze. Podobno teraz przygotowuje się pani do kolejnej roli.
- Kilka dni temu zaczęliśmy próby do spektaklu "Selfie.com.pl". Autorem sztuki jest Piotr Jasek, wspaniały scenarzysta ("BrzydUla", "Singielka"), poeta i dramaturg. Tekst jest świetny.
Czemu tytuł "Selfie..."?
- Jest to sztuka w dużej mierze o mediach społecznościowych, w pewnym sensie o uzależnieniu, które funduje nam nieśmiałość. Temat jest więc bardzo współczesny. Reżyseruje Maria Seweryn, w obsadzie są Dorota Pomykała, Mirosław Baka i Filip Bobek. Cieszy mnie, że mogę z nimi pracować. Zwłaszcza że ze wszystkimi spotkałam się w pracy wcześniej, lubimy się, rozumiemy zawodowo i prywatnie. Jestem bardzo podekscytowana tym spektaklem i myślę, że będzie wielki sukces. Trzymam więc kciuki.
Pani chętnie korzysta z portali społecznościowych?
- Oczywiście. Często korzystam z internetu w telefonie. Jest to dobry sposób, żeby się czymś zająć, gdy np. na coś czekam. Kiedyś w torbie nosiło się książki. Ja nadal staram się to robić, ale często telefon wygrywa z książką, bo można z niego np. wysyłać maile. Aktywnie używam Instagrama, Snapchata, Facebooka. Portale społecznościowe to dla wielu z nas bezpieczna ucieczka, zwłaszcza jeżeli jesteśmy nieśmiali i czujemy się trochę skrępowani w realnym świecie, łatwiej jest nam wtedy uciec w internet.
Pani urodziła się 13 w piątek. Wydawałoby się, że to kumulacja pecha!
- A dla mnie to niezwykle szczęśliwy dzień i szczęśliwa liczba. Wszystko, co wiąże się z trzynastką, spotyka się z moją aprobatą. I to jest chyba jedyny przesąd, w który wierzę (śmiech).
Rozmawiała Iwona Leończuk.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***