Jennifer Jason Leigh o filmie "Nienawistna ósemka": Jak dzikie zwierzę!
Najpopularniejsza była w latach 90. XX wieku. "Ognisty podmuch", "Sublokatorka", "Plac Waszyngtona", "Na skróty", "Hudsucker Proxy", "eXistenZ", "Kansas City" - jej najlepsze role pochodzą z tego właśnie okresu. Teraz nastał nowy rozdział w życiu 54-letniej Jennifer Jason Leigh - aktorka zagrała jedyną kobiecą rolę w filmie Quentina Tarantino "Nienawistna ósemka".
Za tę właśnie kreację Jennifer Jason Leigh, choć jest laureatką wielu filmowych nagród, otrzymała pierwszą w swej karierze nominację do Oscara!
Jennifer Jason Leigh zdobyła popularność na początku lat 80., kiedy pojawiła się u boku Seana Penna, Nicholasa Cage'a i Foresta Whitakera w filmie "Beztroskie lata w Ridgemont High". Przełom lat 80. i 90. to prawdziwy rozkwit jej kariery. Wystąpiła wówczas m.in. w głośnym dramacie "Piekielny Brooklyn". Zagrała też u Rona Howarda w "Ognistym podmuchu", Barbeta Shroedera w "Sublokatorce" oraz filmach Roberta Altmana, "Na skróty" i "Kansas City".
Jest producentką, pisarką, scenarzystką, reżyserką i aktorką teatralną. Leigh ma sukcesy na wielu polach, ale nigdy nie spotkała na swej artystycznej drodze Quentina Tarantino. Aż do teraz.
"Obsadziłem aktorów, którzy triumfy święcili w latach 90. - Rotha, Madsena, Russella. Jennifer też wtedy zaczynała grać i robiła duże wrażenie. Jest naprawdę dobra i potrafi kilka rzeczy, które inni tylko grają. Na przykład krzyknąć, jakby ją mordowano" - komplementował aktorkę w jednym z wywiadów Tarantino.
W "Nienawistnej ósemce" Jennifer Jason Leigh gra jedyną kobiecą rolę - wciela się w Daisy Domergue, pyskatą przestępczynię na stałe przykutą do bezwzględnego łowcy nagród Johna Rutha (Kurt Russell). 53-letnia aktorka zdradza, dlaczego jest to najlepszy moment w jej karierze.
Byłaś zdenerwowana, kiedy brałaś udział w przesłuchaniach do roli Daisy w filmie Quentina Tarantino?
Jennifer Jason Leigh: - Podczas przesłuchań zazwyczaj czyta się scenariusz z szefem castingu albo z lektorem. Reżyser cię obserwuje, co jest bardzo stresujące. Ale Quentin tak nie robi. On siada obok ciebie i czyta scenariusz razem z tobą, czujesz się jakbyś z nim grała. To sprawia, że nerwy znikają. Bardzo czekałam na ten moment. Rola, o którą się starałam jest niesamowita i byłam szczęśliwa, że miałam szansę być do niej przesłuchiwana. Casting trwał godzinę i był cudownym doświadczeniem. Zadzwoniłam po nim do mamy, zapytała jak mi poszło, odpowiedziałam, że nie mam pojęcia... Od mówienia zaschło mi w gardle. Ale tak dobrze się bawiłam, że zapamiętam to doświadczenia na zawsze. Wiem, że dałam z siebie wszystko.
Jak to jest być jedyną kobietą wśród "Nienawistnej ósemki"?
- Dobrze się bawiłam, co więcej, dzięki temu doświadczeniu dowiedziałam się więcej o męskiej naturze. Oni wszyscy są świetnymi facetami, każdy z nich ma niesamowity talent i opowiada wspaniałe historie. Jako jedyna kobieta bałam się, że będę wykluczona z towarzystwa. Ale tak się nie stało, czułam się bardzo chciana i kochana. To był najlepszy plan filmowy, na którym pracowałam.
Jedną z ról - generała Sandy'ego Smithersa - gra w filmie 80-letni Bruce Dern [ojciec aktorki Laury Dern - red.]. Dzielił się jakimiś pikantnymi opowieściami z przeszłości?
- Bruce ma lotny umysł i niczego nie zapomina. Kiedy spotykał się z Quentinem, ich rozmowy były jak słowny ping-pong, w którym przerzucali się faktami z filmów. Oni wszystko pamiętają.
Chyba na planie bawiłaś się najlepiej ze wszystkich. Z tą całą charakteryzacją, sztucznymi zębami... Jak długo trwało nałożenie makijażu?
- Krócej niż mogłoby się wydawać. Nie miałam na sobie makijażu upiększającego, tylko krem nawilżający. Potem malowano mi podbite oko, parę zadrapań i siniaków. Wszystko zależało od tego, którą scenę mieliśmy kręcić. Potem dodawano krew, trzeba ją było dokładnie odtworzyć na podstawie zdjęć. Więcej czasu zajmowała fryzura, bo warkocze były wymyślne i naoliwione. Natomiast długo trwało pozbycie się tej charakteryzacji. W dni, w których używaliśmy krwi, musiałam brać bardzo długi i gorący prysznic.
Cały film byłaś przykuta do Kurta Russella. Dobrze się poznaliście?
- Nie rozmawialiśmy dużo, ale spędziliśmy razem tyle czasu, że nawiązała się między nami więź. Oczywiście nie mogliśmy swobodnie chodzić bez sprawdzenia, co robi druga osoba. To przerodziło się w swego rodzaju taniec, w którym on prowadził. Ale jeśli ja musiałam gdzieś pójść, on szedł za mną. W pewnym sensie to było jak małżeństwo. Bardzo dysfunkcjonalne małżeństwo. Coś jak "Kto się boi Virginii Woolf?" na Dzikim Zachodzie. Moja bohaterka jest nieustraszona, ma w sobie coś z dzikiego zwierzęcia.
Jak spędzaliście czas pomiędzy ujęciami?
- Graliśmy w kółko i krzyżyk, Kurt jest w tym beznadziejny... W pewnym momencie wygrywałam 23 do 3. To bardzo w stylu Johna Rutha [postać grana przez Kurta Russella - red.]. W Kurcie jest pewien rodzaj niewinności, co jest trochę zaskakujące. W grze w kółko i krzyżyk jest bardzo prosta sztuczka, której nigdy go nie nauczę. To urocze, że jej nie zna. Kurt jest bardzo mądrym facetem, ale nie kiedy gramy w kółko i krzyżyk.
Niektóre sceny, w których Kurt cię bije, wyglądają strasznie. Doznałaś jakichś urazów?
- Byłam w dobrych rękach. Gdyby to był jakikolwiek inny aktor, mogłabym się wzdrygnąć albo zawahać, albo zepsuć ujęcie reagując wcześniej niż powinnam. Ale nie musiałam się o to martwić, bo wiedziałam, że Kurt na pewno mnie nie uderzy.
Czyli jest dobry w udawanym biciu?
- Jest bardziej niż dobry. Jest niesamowity! Grałam scenę i wiedziałam, że nie muszę myśleć o momencie bicia, mogłam skupić się na graniu i odpowiednim reagowaniu. To pozwoliło mi lepiej wczuć się w rolę Daisy. Ponieważ ja się nie bałam, Daisy się nie bała. Nie udałoby mi się to, gdybym grała z kimś, kto jest narwany albo impulsywny, albo nie umie kontrolować złości, kiedy zbytnio wczuwa się w scenę. Pracowałam z świetnymi aktorami, którzy są moimi dobrymi przyjaciółmi, ale nie potrafią dobrze udawać policzkowania.
Co się dzieje, kiedy aktor nie potrafi zapanować nad uderzeniem?
- Zaczynasz być świadomy tego, że uderzenie lub pchnięcie nadejdzie. Kiedy wiesz, że nie potrafi tego kontrolować, czujesz strach, bo chodzi o twoją twarz, plecy czy biodra. Wiesz, że możesz ucierpieć. I nie możesz nic zrobić, więc tylko się modlisz, żeby jednak nie oberwać.
Wiele aktorek po 40. czy 50. narzeka, że nie ma dla nich pracy. Ty jednak jesteś ciągle zajęta, również reżyserią i pisaniem. W czym tkwi twój sekret?
- Ciężko mi na to odpowiedzieć. Jakiś czas temu doszłam do punktu, w którym byłam przekonana, że skupię się na pisaniu i dziecku. Byłam zadowolona z tego, co osiągnęłam, bo wiem, że ciężko utrzymać się w tym biznesie. Ale potem Charlie Kaufmann stworzył animację "Anomalisa", do której dwa lata temu użyczałam głosu. Niestety w trakcie realizacji skończyły się pieniądze, więc urządziliśmy kampanię na Kickstarterze i udało nam się skończyć film. Potem pojechaliśmy do Wenecji, gdzie "Anomalisa" zdobyła Wielką Nagrodę Jury. To takie małe arcydzieło. Z kolei nigdy nie brałam udziału w tak wielkim przedsięwzięciu, jakim jest "Nienawistna ósemka". Miałam okazję być w dwóch filmach, z których jestem bardzo dumna. Nigdy nie przypuszczałam, że to zdarzy się na tym etapie mojego życia.
Byłaś jedną z trzech osób, które nigdy nie grały u Tarantino. Jak to jest być kimś nowym?
- Quentin jest bardzo pozytywną osobą, bardzo ciepło przyjął mnie na planie. Jego obecność daje niesamowitą pewność siebie, ponieważ on naprawdę we mnie wierzył i przez to ja zaczęłam wierzyć w siebie. Na planie czułam się jak w magicznej krainie, w której kręci się filmy. Tak dzieci wyobrażają sobie tworzenie filmów. Na planie było zero stopni z ciągle włączonymi siedmioma klimatyzatorami. Padał sztuczny śnieg, a góry były namalowane. To było naprawdę magiczne! Każdego wieczoru, na koniec dnia zdjęciowego stukaliśmy się kieliszkami z Martini albo robiliśmy teatrzyk cieni. Co setną rolkę filmową świętowaliśmy, nie miało znaczenia która była godzina, robiliśmy to zawsze. Przy pierwszej setce świętowaliśmy z szampanem, przy kolejnej tequilą, była 10:00 rano. Praca z Quentinem to celebrowanie tworzenia filmów, na każdym etapie. Świetnie radzi sobie za kamerą i z aktorami. Każdą scenę miał przygotowaną w najdrobniejszych szczegółach.
Jak myślisz, jak kobiety zareagują na postać Daisy?
- Sądzę, że bardzo im się spodoba.
Tłumaczyła: Anna Zając