Jak nie masz siły, nie zrobisz filmu
Filip Bajon był gościem festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i Janowcu, gdzie poprowadził "Lekcję kina". Twórcę czekających na premierę "Ślubów panieńskich" Emilia Chmielińska spytała o to, od kogo dostał najcenniejszą lekcję w swojej reżyserskiej karierze, co go drażni we współczesnym kinie oraz jakimi cechami powinien charakteryzować się dobry reżyser.
Filip Bajon: - Najcenniejszą lekcję kina dostałem od Stanisława Różewicza. Miałem robić "Arię dla atlety", pierwsza wersja scenariusza, druga, trzecia, czwarta [wreszcie] zaakceptowana w zespole, piszemy scenopis z Julkiem Zielińskim i [okazuje się, że] scenopis jest za długi. Różewicz to czyta i mówi: "Słuchaj Filip, chcesz zrobić film, który ma cztery i pół tysiąca metrów? Musisz to skrócić." Ja mówię: "Panie Stanisławie, ja już nie mam siły". Popatrzył na mnie zimno i powiedział: "Jak nie masz siły, nie zrobisz filmu". Proste. Prosta lekcja, ale znacząca i na całe życie.
Podczas spotkania z publicznością mówił pan, że pierwszą miłością było dla pana pisanie i bez tego nie może pan żyć.
- Nie, ja myślę, że film to jest główna pasja mojego życia, można powiedzieć , sens mojego życia. O pisaniu mówię, że to jest taka moja fanaberia. Prawdę mówiąc, ja od pisania nigdy nie odszedłem. Rzeczywiście w 1976 roku, [kiedy] miałem [już] wydane trzy książki, przeszedłem na pisanie scenariuszy i robienie filmów. Zresztą to było zbawienne, bo gdybym jeszcze przez rok pisał tak jak wtedy pisałem, to bym u czubków wylądował, straciłem kontakt z rzeczywistością.
- Film [więc] spadł jak z nieba, nagle tyle ludzi na planie, z tym można się napić, tutaj gdzieś pójść, tu jacyś wózkarze, tu dźwiękowcy, tutaj jakieś od lamp elektrony, fantastyczne życie. Mnóstwo ludzi, spadło mi z nieba. Ale cały stan wojenny pisałem dziennik, który wydrukowałem w "Literaturze". Potem napisałem parę słuchowisk, sztukę teatralną "Sauna", z której później zrobiłem film, potem już książka "Podsłuch". Jak zobaczyłem później "Życie na podsłuchu" [niemiecki film Floriana Henckela Von Donnersmarcka - zdobywca Oscara w 2007 roku], to stwierdziłem, że ja 10 lat wcześniej zrobiłem to sam, tylko jakoś nie chciało mi się tego filmować. Ja nie lubię filmować swoich książek...
Czym, według pana, powinien charakteryzować się dobry reżyser?
- Na pewno umiejętność komunikacji z ekipą. Doprowadzić do tego, żeby ekipa cię kochała i poszła za tobą, ale żeby ci mówiła, co źle robisz. Na przykład miałem w "Ślubach panieńskich" dwóch drugich reżyserów: mój były student i mój syn. W pewnym momencie podeszli do mnie i mówią: "Co ty tato, kurwa, jakiś teatr telewizji robisz? Co to jest?". Ja mówię "No rzeczywiście, macie rację" i zacząłem dalej szukać...
Co pana drażni w kinie?
- To co mnie najbardziej denerwuje, w ogóle w całej polskiej kinematografii, to jest pewien rodzaj ostrożności, że nie podejmuje się w ogóle podstawowych tematów. Dlaczego? Ponieważ wszyscy wiedzą, ci młodzi też wiedzą, że producent nie zaryzykuje tego tematu, nie zrobi filmu o kościele katolickim, nie zrobi się filmu o politykach, Jedwabnem, o polskim antysemityzmie, nie zrobi się wielu tematów, bo nikt nie da na to pieniędzy. Czyli to jest ten rodzaj cenzury, moim zdaniem o zdecydowanie groźniejszy od tej komunistycznej. Komunistyczna była przez nas rozpoznana i my wiedzieliśmy jak ją w konia robić, i oni wiedzieli, że my wiemy i olewali to.
Ale nie dają pieniędzy bo boją się, czy boją się że to się nie sprzeda?
- Mówią, że boją się, że to się nie sprzeda, ale nie dają pieniędzy bo się naprawdę boją. Nie chcą mieć kłopotów z kościołem, z partiami politycznymi... Taki film o Andreottim ["Boski" w reżyserii Paolo Sorrentino], żyjący polityk, na miłość boską, genialny film!
Lepiej lekko, łatwo i przyjemnie...
- Tak. Pan i pani spotykają się w górach. Pan po przejściach, pani po przejściach, z widokiem na Giewont, odbywają pierwszy radosny stosunek.
Ze "Ślubami panieńskimi też były "przejścia"?
- Długo to trwało, ponieważ było trzech koproducentów, w tym dwóch niezrównoważonych, i - krótko mówiąc - wpie... się bez przerwy w film. Robili badania fokusowe mojej wersji i ich wersji... Uczestniczyłem w jakiejś długotrwałej paranoi.
Znamy już jednak datę premiery.
- Niedawno podjąłem ostatnią decyzję, jeśli chodzi o ostateczny kształt filmu. Chodziło o drobną zmianę w napisach czołowych. Premiera odbędzie się 4 października w Teatrze Polskim, ale w tej chwili ci niezrównoważeni koproducenci napieprzają się ze sobą w sprawie strategii marketingowej, czyli jak sprzedać film. Jaki tego będzie efekt - nie wiem, ale ja już w tym nie biorę udziału.
Dziękuję za rozmowę.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Lekcja kina według Filipa Bajona, czyli "nie ma podręczników do myślenia".
- Są podręczniki reżyserii, ale żaden z tych podręczników nie mówi jak reżyserować, nie ma podręczników myślenia.
- Gdybym tutaj stał przed wami, trzydzieści lat temu, to bym wam zupełnie co innego powiedział o filmie. Kilka razy zmieniałem poglądy na kino. Gdybyście mnie zapytali, czy wiem co to jest film, to prawdopodobnie odpowiedziałbym wam , że to jest rodzaj snu, a jeżeli jest snem, to sen ma pewien rodzaj kojarzenia. Sen jest asocjacyjny. Film też bywa asocjacyjny, ale bywa, bo w tej chwili film został zredukowany do opowiadania historii za pomocą kontrplanów, został straszliwie zbanalizowany, stał się przemysłem. Wolności twórcze, o które walczyliśmy, zostały w znaczny sposób ograniczone.
- Najmniej ważną rzeczą w reżyserii jest reżyserowanie. Pewnego sposobu zachowania na planie można się nauczyć, natomiast wybudowania pewnego świata wokół filmu - już nie. Mimo że zaczynałem od pisania książek, to jednak całe moje życie ośrodkowało się na filmie. To jest moje życie, radość i przekleństwo. To są [zarówno] fantastyczne, jak i bardzo smutne chwile. To są sukcesy i brak sukcesów, ale codziennie, każdego dnia, myślę o filmie.
- Wszyscy mówią, że film jest sztuką przyliteracką. Ponieważ uprawiam oba zawody, to mogę powiedzieć z pewnością, że film i literatura nie mają z sobą nic wspólnego. To są dwie kompletnie różne sfery, mimo że obie oparte na narracji. Ale aranżacja świata, sposób opisu świata i ilość narzędzi, które ma literatura do opisu świata, a które ma film do opisu świata - różnią się zdecydowanie, ponieważ film jest sztuką bardzo ograniczoną, a literatura - sztuką nieograniczoną.
- Doszedłem w pewnym momencie do wniosku dość paradoksalnego: żeby naprawdę coś powiedzieć, to trzeba nie mieć nic do powiedzenia. Tak jak mówię, że reżyseria nie polega na reżyserowaniu, tak przekazanie jakiegoś "message'u", przekazanie czegoś istotnego, musi się wziąć z tego, że mówisz sobie: " nie mam nic do powiedzenia". Jeśli uznajemy film, czy reżyserię za metodę poznawania świata, to poznawanie świata zaczyna się zawsze od tabula rasa. Nie wiem nic.