Himera: Nie zamierzam iść na łatwiznę
"Usłyszcie nas!" to program telewizyjny, w którym pojawiają się niezwykłe osoby prezentujące swoje zdolności. Bohaterom towarzyszą mentorzy: wokalistka Monika Kuszyńska, stand-up'er Łukasz "Lotek" Lodkowski, uczestnik "Down the road. Zespół w trasie" Krzysztof Hirsztritt oraz dziennikarz i podróżnik Przemysław Kossakowski. Show prowadzi drag queen Himera. "Swoją obecnością w telewizji mogę pokazać, że inni ludzie też są dobrzy, mimo że robią coś niekonwencjonalnego" - mówi prowadzący.
Bycie drag queen w Polsce niesie ze sobą wiele wyzwań, ale także daje równie dużo przyjemności osobom, które się tym zajmują. Dla drag queen Himery, czyli kolorowego i niezwykle pozytywnego prowadzącego program "Usłyszcie nas!", sztuka dragu jest nie tyle dodatkową pracą, co przyjemnością i sposobem na wyrażenie siebie.
Jesteś prowadzącym w programie TTV "Usłyszcie nas!", w którym oprócz wyjątkowych prowadzących pojawiają się równie wyjątkowi uczestnicy. Czego nauczył cię udział w tym show?
Himera: - Prywatnie jestem raczej osobą, która lubi dużo mówić, dlatego "Usłyszcie nas" pokazało mi jak ważna jest umiejętność słuchania. Ten program skłonił mnie do tego, by się wyciszyć, na chwilkę zatrzymać i posłuchać tego, co mają do powiedzenia inni. Niezmiernie doceniam doświadczenie, zdobyte w tym programie, ponieważ dzięki temu mogłem zmienić także coś w sobie - nauczyłem się być spokojniejszym człowiekiem.
W programie występujesz jako drag queen Himera. Skąd wziął się pomysł na imię i jaka stoi za tym historia?
- Wszystko jest przemyślane. Ogromnie zafascynowałem się mitologią grecką i egipską, więc to mnie ukierunkowało. Chimera jest potworem z mitologii greckiej - ma ciało lwa, głowę kozy, ogon żmii - jest mieszanką wielu zwierząt. Myśląc o Chimerze doszedłem do wniosku, że będąc w dragu jestem mieszanką różnych twarzy, bo robiąc swoje show nie lubię się powtarzać. Na dodatek Chimera ma w korzeniu swojego słowa "him" czyli z angielskiego "on", co jest taką grą słów, niby kobieta, niby chimera, ale nadal on.
Nieodłączną częścią twojego wizerunku jest odpowiedni make-up. Jak nauczyłeś się sztuki robienia makijażu?
- Ciągle się uczę, to jest nieustanna praca. Jestem perfekcjonistą w każdej dziedzinie, dlatego nigdy to, co zrobię nie będzie dla mnie wystarczająco dobre, cały czas się rozwijam i pogłębiam swoją wiedzę. Z makijażem bardzo pomogło mi moje zaplecze artystyczne, ponieważ od dziecka chodziłem do szkoły sztuk pięknych, rysowałem, malowałem. To stanowiło dobrą bazę wyjściową i dało mi jakieś pojęcie o kształtach, cieniach, formach, kolorach. Zainteresowałem się makijażem w Halloween, kiedy postanowiłem przenieść namalowany przeze mnie na kartce portret kobiety na twarz. Na początku mój make-up wyglądał bardzo źle, ale YouTube jest skarbnicą wiedzy i dzięki najróżniejszym filmikom można się wszystkiego nauczyć.
A gdzie znajdujesz te piękne ubrania, które nosisz?
- Z garderobą bywa różnie. Przez to, że nie ma mnie dużo i mogę się we wszystko zmieścić, swobodnie chodzę po zwykłych sklepach i szukam damskich ubrań w rozmiarach S, M. Ale w takich sklepach nie zawsze można znaleźć coś dragowego. Stroje do dragu powinny być wyjątkowe, kolorowe, ciekawe, niecodzienne. Często szukam rzeczy on-line lub współpracuję z projektantami, dla których taka możliwość pracy jest niezwykle ciekawa, bo mogą puścić wodze fantazji. Robię burleskę, dlatego muszę mieć świadomość swoich ubrań i wiedzieć, jak odpiąć wybraną część i w którym momencie powinno się to wydarzyć. Takich rzeczy nie da się kupić gotowych, wszystko należy zrobić ręcznie. To zmotywowało mnie do tego, by nauczyć się podstawowych technik szycia. Drag mnie rozwija w różnych dziedzinach, jestem shopoholikiem, kocham ubrania i możliwość posiadania damskiej szafy, która jest o wiele ciekawsza, kolorowa i nadzwyczajna niż męska bardzo mnie podnieca. Kiedyś kupowałem ciuchy dla mamy, a teraz mogę kupować ubrania dla Himery.
Mówi się, że Warszawa jest jednym z bardziej różnorodnych i dość tolerancyjnych miast w Polsce, ale jeśli porównamy ją chociażby z Berlinem czy Londynem, to nadal wiele jej brakuje. Nigdy nie chciałeś wyprowadzić się z Polski i zamieszkać gdzie indziej?
- Wszystko zależy od skali. W skali Lublin - Warszawa to Warszawa jest tolerancyjna. W skali Warszawa - Hamburg, Londyn, Nowy Jork, to są dwa różne światy. Moją skalą była Ukraina - Polska. Tu ta różnica też jest dość widoczna. W Polsce mieszka mi się dużo lepiej, szczególnie w Warszawie, która jest takim państwem w państwie. Troszeczkę inaczej się tu żyje i odczuwa. Zastanawiałem się nad wyjazdem na Zachód, myślałem nad przeprowadzką do Wiednia lub Berlina, bo zakochałem się w tych miastach. Mogę uciec, pojechać dalej, żyć łatwiej i lepiej, ale mogę też wykorzystać to miejsce i podłoże jako dobry start do tworzenia czegoś nowego, co nie jest tak popularne, widoczne i akceptowalne - w moim przypadku to sztuka dragu. Postanowiłem zostać w Polsce, żeby dołożyć się do budowania tej społeczności. Nie zamierzam iść na łatwiznę. Chciałbym tu wydeptać swoją ścieżkę.
Często spotykasz się z przejawami nietolerancji wobec siebie?
- Jestem człowiekiem, który nietolerancji nie odczuwa dopóki ktoś nie podejdzie do mnie i nie powie mi prosto w twarz, co o mnie myśli. Nie reaguję na żadne komentarze za plecami, krzyki. Mam dystans do siebie, śmieję się z tego, bo tak po prostu jest łatwiej żyć. Warszawa jest dobrym miejscem, które pozwala ludziom być różnym.
Jaka wygląda społeczność drag queen w Warszawie? Bo o ile widziałam drag queens spacerujące po ulicy w Hamburgu, to w Warszawie jeszcze mi się nie zdarzyło.
- Bycie drag queen na ulicy w Warszawie nie jest najbardziej bezpieczne i rozsądne (śmiech - przyp. red.). Społeczność drag queen w stolicy jest bardzo przyjemna, ponieważ nie jesteśmy dużą grupą ludzi, wszyscy się znamy, wiemy kto co robi, jak to robi, wspieramy się, bo każdy z nas wie przez co przechodzi druga osoba. Większość z nas ma bardzo podobną ścieżkę coming outu, życia i drogę, która doprowadziła do zajęcia się sztuką drag. Bardzo często stoi za tym konkretny powód, a nie jedynie chęć bycia na scenie. Dla wielu osób jest to sztuka terapeutyczna. Drag queen w Warszawie można spotkać w wybranych klubach i miejscach.
Domyślam się, że poza występami posiadasz też zwykłą pracę, która zapewnia ci możliwość utrzymania się?
- Finansowo z dragu można przeżyć, ale nie jest to łatwe i wymagałoby gigantycznego poświęcenia. Oprócz dragu mam stabilną pracę, dzięki której mogę wybierać, na jakich wydarzeniach chcę się pojawić i które inicjatywy chcę wesprzeć. Gdybym utrzymywał się tylko z występów, istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że szybko straciłbym radość jaką one mi dają. Pragnąłem uniknąć takiej sytuacji, ponieważ wolę by drag pozostał dla mnie pasją, sztuką i rozrywką, dlatego rozdzieliłem te dwa światy i mam komfort finansowy i psychiczny w obu tych kwestiach.
Z telewizją od kulis stykasz się po raz pierwszy, czy może miałeś już okazję gdzieś wystąpić?
- Wcześniej nie było mi dane w sposób świadomy występować w telewizji i moje doświadczenie w tej dziedzinie na początku było niewielkie. Niemniej jednak, gdy jeszcze mieszkałem na Ukrainie, zawsze byłem aktywnym dzieckiem, garnącym się do zorganizowania wszystkiego fajnego - tańców, występów, prowadzenia uroczystości w szkole. Oswoiłem się z publicznością. Oczywiście to nie to samo, co występ w programie telewizyjnym, ale w pewien sposób pomogło mi to być bardziej pewnym siebie w tej nowej roli.
Chciałbyś w przyszłości połączyć ściślej swoje życie z tą branżą?
- Jak najbardziej! Myślę, że mam do przekazania wiele ciekawych rzeczy, które na pewno są potrzebne w klimacie teraźniejszej Polski. Widzimy to, co się dzieje, jeśli chodzi o brak akceptacji i nietolerancję. Kierunek w jakim to zmierza nie jest dobry, trzeba z tym walczyć. Wykorzystując telewizję chciałbym złamać tę barierę ludzi podzielonych na grupy dobrych i złych. Swoją obecnością w telewizji mogę pokazać, że inni ludzie też są dobrzy, mimo że robią coś niekonwencjonalnego. To powód, dla którego podjąłem się tego projektu. Jeżeli człowiek żyje tylko w swoim małym świecie niczym w bańce i nie otwiera się na żadne inne, nowe doświadczenia, to takimi ludźmi później bardzo łatwo jest sterować, powołując się tylko na te rzeczy, które oni dotychczas widzieli. Poszerzając horyzonty i otwierając ludziom oczy możemy ich doedukować. Telewizja jest dobrym do tego miejscem, ponieważ daje zasięg, który jest potrzebny, żeby ta zmiana edukacyjna się odbyła.
Gdyby zaproponowano ci udział w "Usłyszcie nas!" nie jako prowadzącemu, ale uczestnikowi, wziąłbyś udział?
- Będąc w telewizji jako uczestnik i robiąc swój występ byłbym w stanie przełamać jakieś stereotypowe myślenie o męskości lub kobiecości. Na tym polega zabawa z dragiem - na naginaniu tych standardów.
Rozmawiała Barbara Skrodzka/AKPA