Reklama

Hanna Śleszyńska: Uśmiech losu

Jest czarująca, zabawna i dowcipna. Ale także otwarta, serdeczna, bez gwiazdorskich kaprysów. Kobieta, która lubi wyzwania i ryzyko.

Dla niej życie najwyraźniej zaczęło się po pięćdziesiątce. Hanna Śleszyńska (54 l.) realizuje się zawodowo i korzysta z uroków życia. Cieszy się z każdego nowego dnia i nie ogląda za siebie. Uważa, że nie warto...

To będzie szczera rozmowa. Jest pani na to gotowa?

Hanna Śleszyńska: - Na szczerość? Zawsze!

Uwielbiam takich rozmówców. To o czym najchętniej lubi pani rozmawiać?

- O życiu...

I na wszystkie moje pytania będzie pani odpowiadać z tym rozbrajającym uśmiechem?

- Ten typ tak ma. Rzeczywiście ludzie widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą optymistkę. Ale z tego co zdążyłam zauważyć... pani ma podobnie.

Reklama

Swój swojego zawsze zrozumie i dogada się!

- Co prawda, to prawda. Zaznaczę jednak od razu, że nie witam każdego dnia z uśmiechem. Miewam swoje gorsze dni. I może ciężko w to uwierzyć, ale jestem mistrzynią zamartwiania się.

W takim razie co spędza pani sen z powiek?

- Ten rok będzie dla mnie szalenie trudny. Starszy syn broni pracę magisterską w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, a młodszy będzie zdawał maturę.

I jakby tych stresów jeszcze było mało, to zaraz po maturze będzie zdawał do szkoły teatralnej?

- Sama pani rozumie... To będzie prawdziwa męczarnia. Nie wiem, jak ja to przeżyję! Ale jeżeli mi się uda, to będę... najszczęśliwszą matką!

Na początku musi pani jednak stawić czoła tym wszystkim stresującym sytuacjom.

- Zgadza się! Nie mogę się przecież poddać. Dojrzewanie dzieci, ich pełnoletność, a później opuszczanie domu...

Syndrom pustego gniazda?

- To jest po prostu coś strasznego. Któregoś dnia przekona się pani o tym na własnej skórze. Najgorsze jest jednak to, że dobrze zdajemy sobie sprawę z faktu, że ten moment kiedyś nastąpi. Wiemy, że nasze dzieci pewnego dnia wyprowadzą się z rodzinnego domu i zaczną samodzielne życie. Kiedy jednak nadchodzi już ten dzień, jesteśmy totalnie zaskoczone. I wie pani co? Nagle zdajemy sobie sprawę, że jedyne co nam pozostało to...

...oczekiwanie na wnuki?

- Dokładnie! I tak sobie myślę, że to musi być naprawdę piękna sprawa. Rola babci będzie dla mnie kolejnym wyzwaniem!

A pani przecież należy do tych kobiet, które uwielbiają wyzwania, czyż nie?

- Oczywiście! Zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Wypracowałam sobie mój indywidualny sposób na życie.

Podzieli się nim pani ze mną?

- W każdym dziesięcioleciu wynajduję sobie nowy pomysł na siebie. I, jak na razie, ta metoda okazuje się skuteczna.

Wolność wyboru jest dla pani bezcenna?

- Ona jest luksusem. Zawsze byłam osobą niezależną. I dlatego tak bardzo cenię sobie wolność i swobodę!

Czyli nie robi pani niczego na siłę?

- Nie robię. A najlepiej uwidacznia się to w moim zawodzie. Nie przyjmuję każdej proponowanej mi roli. Uwielbiam mieć komfort wyboru.

Dotyczy to również pani związków?

- Nie jestem kobietą "bluszczem". Jeżeli już wchodzę w jakąś relację, to jest to związek partnerski. I na szczęście trafiłam na mężczyznę, który myśli podobnie jak ja. Jacek jest bardzo wyrozumiałym facetem.

Wyrozumiałym, ale także niezwykle inspirującym! To chyba właśnie pan Jacek namówił panią do zrobienia prawa jazdy na motocykl?

- Chciałam udowodnić i sobie, i jemu, że bez problemu zdam ten egzamin. I na szczęście dopięłam swego! Co prawda zdałam go dopiero za drugim podejściem, ale najważniejszy jest przecież efekt końcowy.

A gdyby któryś z pani synów zechciał zakosztować pasji swojej mamy?

- Pewnie odradzałabym im ten pomysł. Motocykl nie wybacza błędów i trzeba o tym pamiętać. A ludzie o tym zapominają.

Pani Haniu, jest pani znana ze swoich motocyklowych przygód. W tym roku już jakąś pani przeżyła?

- Niestety, jeszcze mi się to nie udało. Przez trzy sezony jeździliśmy z Jackiem na motocyklach, ale w tym roku odczułam potrzebę zmian. Pomyślałam, że najwyższy czas dopieścić moją rodzinkę. I właśnie dlatego zdecydowałam się na rodzinne wakacje.

Gdzie zatem zabrała pani najbliższych?

- Wyjechaliśmy wspólnie na Kretę, a później nad polskie morze. Moja mama we wrześniu będzie kończyć 80 lat, tak więc mieliśmy powód do świętowania. I spędziliśmy naprawdę niezapomniane chwile.

A pani partner? Nie miał pretensji?

- On to doskonale rozumie. Sam poświęca dużo czasu swojemu synowi, który marzy o karierze piłkarskiej. Wakacje były więc dla niego czasem treningów i rozgrywek. W takich rzeczach absolutnie się wspieramy.

To czego w takim razie mogę pani życzyć?

- Wytrwałości, optymizmu, no a przede wszystkim - siły. Chciałabym mieć jej naprawdę wiele, aby móc dzielić się nią z innymi.

Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Hanna Śleszyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy