Reklama

Grzegorz Małecki: Aktorstwo to niepoważny zawód

Aktorstwo Grzegorz Małecki uważa za zajęcie dość niepoważne. Z dwojga złego woli jednak zabawiać ludzi, niż być pracownikiem typowej korporacji. W komedii obyczajowej "PolandJa" ma okazję wejść w buty "korpoludka" sfrustrowanego swoim życiem zawodowym.

Aktorstwo Grzegorz Małecki uważa za zajęcie dość niepoważne. Z dwojga złego woli jednak zabawiać ludzi, niż być pracownikiem typowej korporacji. W komedii obyczajowej "PolandJa" ma okazję wejść w buty "korpoludka" sfrustrowanego swoim życiem zawodowym.
Na zawód aktora narzekam od rana do wieczora - wyznaje Grzegorz Małecki /Jarosław Antoniak /MWMedia

Do oglądania "PolandJi" przystąpiłem z przekonaniem, że zobaczę zwykłą komedię. Tymczasem w tym filmie są też momenty gorzkie i dramatyczne.

Grzegorz Małecki: - Bardzo podoba się to, że ten film tak delikatnie balansuje między komedią a czymś poważniejszym. Z jednej strony, jest to obraz, który nie sili się na coś szalenie głębokiego. Ale z drugiej strony, też nie sili się na to, żeby być komedią. Wydaje mi się, że to jest takie dobre kino w czeskim stylu. To znaczy mamy opowieść o człowieku przedstawioną z lekkim przymrużeniem oka.

Reklama

Kim jest pana bohater - Sobkowiak? Hmm, nie znamy nawet jego imienia.

- Sobkowiak rzeczywiście jest postacią bez imienia. To taki korporacyjny everyman, emanacja umęczonego Polaka, pracującego w firmie, której nienawidzi. Jednocześnie, na tle ponurej rzeczywistości, zaznacza się jego urok osobisty, poczucie humoru, a momentami autoironia.

Jaki ma pan stosunek do swojego bohatera?

- Chyba mu współczuję. Bo jednak nie ma nic gorszego niż robić przez całe życie coś, czego się po prostu nienawidzi i do czego nie ma się przekonania. A jeszcze do tego wszystkiego, za co się nie ma godziwych pieniędzy. Sobkowiakowi rozleciało się też życie prywatnie - żona zostawiła go dla bogatego Greka, który ma hotel na Krecie. W związku z tym właściwie nic temu facetowi się nie udaje. Natomiast, niewątpliwie, widzimy w nim jakiś potencjał. Jest to na pewno człowiek błyskotliwy i inteligentny. Tylko że kompletnie pogubiony. Zresztą, jak większość bohaterów, a może i wszyscy w tym filmie.

Pana bohater co chwilę rzuca bon motami. Czy niektóre z jego złotych myśli to pana pomysły?

- Tak, dlatego, że Cyprian Olencki, nasz reżyser i scenarzysta, jest człowiekiem niezwykle otwartym. To rzadkość w dzisiejszych czasach spotkać tak otwartego reżysera, gotowego na ustępstwa. Zawarliśmy z nim twórczy kompromis. Dużo tekstów powstawało w ramach improwizacji - na planie, podczas zdjęć. Dużo dyskutowaliśmy. Czasami coś skracaliśmy, czasami dodawaliśmy. Ja w ogóle jestem takim aktorem, który lubi wychodzić z propozycjami.

 Jakie relacje łączą Sobkowiaka z Jolą, którą gra Iza Kuna?

- Łączy ich długoletnie koleżeństwo. Wydaje mi się, że niewykraczające poza pracę. Siedzą od kilkunastu lat w open space'ie, biurko w biurko. Mój bohater może by chciał, żeby między nimi coś więcej się wydarzyło, ale na to, niestety, w tym filmie nie ma szans. Jeżeli Cyprian zdecyduje się na kolejną część "PolandJi", to nie wykluczam, że między bohaterami zaiskrzy. Tym bardziej, że oboje są na zakręcie życiowym, także prywatnie.

Czy w prawdziwym życiu odnalazłby się pan jako pracownik korporacji?

- W pewnym sensie, jako aktor Teatru Narodowego, jestem pracownikiem korporacji. Oczywiście jest to innego rodzaju korporacja, niemniej to ogromna firma, spoczywają też na mnie obowiązki, które nie zawsze mi się podobają. Z drugiej strony, bardzo się cieszę, że jednak gram w teatrze, a nie pracuję w takiej prawdziwej korporacji. Myślę, że chyba bym się nie odnalazł w sytuacji, kiedy robiłbym coś tak bardzo anonimowo, robił coś, czego po prostu nie lubię. Ja się zresztą strasznie gubię w mailach, cyfrach, mam permanentnie niepopłacone rachunki. Tak więc nie nadawałbym się w ogóle do pracy biurowej, która wymaga dyscypliny.

Czy zdarza się panu narzekać na swój zawód?

- Narzekam od rana do wieczora (śmiech). Generalnie, uważam, że zawód aktora jest zajęciem dość niepoważnym. Mężczyźnie w wieku 41 lat po prostu nie przystoi się wygłupiać co wieczór o 19:00 w teatrze albo bawić się w kogoś innego przed kamerą. To jest dobre dla przedszkolaków albo narcyzów i egoistów. Taki jest ten nasz zawód. Mam duży dystans do tego, co robię.

To, że ma pan dystans do siebie, wiem z lektury wpisów na pana blogu. Założył pan niedawno internetowy pamiętnik, żeby pośmiać się z samego siebie. Co jeszcze panem kierowało, by zostać blogerem?

- Myślę, że jest to wynik aktorskiego kompleksu. Ponieważ od kilkunastu lat permanentnie mówię cudzym tekstem, kradnę słowa innym autorom, przywłaszczam je sobie w teatrze między godziną 19 a 21. Tak naprawdę, wreszcie chciałbym coś opisać własnymi słowami. Ale bez opowiadania ludziom, jak należy żyć. Jeżeli ktoś chce się pośmiać ze mnie, to zapraszam go bardzo do czytania wpisów na portalu anywhere i na moim facebookowym profilu. Cieszy mnie, że ten blog ma taki duży odzew. Nie spodziewałem się tego, mówię bez cienia kokieterii. Bardzo dużo osób zachęca mnie do pisania.

Czy ma pan pomysł na jakąś większą formę, np. scenariusz?

- Oczywiście, że mam. Natomiast nie mam związanych z tym gigantycznych ambicji. Jeżeli to wyjdzie, to wyjdzie. Jeśli nie, to nie.

No i ma pan jeszcze rozgrzebany inny projekt. Od prawie 20 lat nie napisał pan pracy magisterskiej.

- (śmiech) Po prostu nie umiem pisać na zadany temat. Łatwiej jest mi stworzyć po prostu coś z wyobraźni lub na podstawie tego, co mnie otacza. Najlepiej pisze mi się o sobie samym (śmiech).

Czy historie, które opisuje pan na blogu naprawdę się wydarzyły? Czy faktycznie zaliczył pan śmieszno-straszne spotkanie z dresiarzami, czy zamierzał pan walczyć o rolę życia, zagadując do uprawiającego nordic walking reżysera? Jeśli tak, pana życie jest niezwykle ciekawe.

- Wszystko te historie są prawdziwe. Myślę, że nie mam wcale ciekawszego życia niż inni, tylko staram się dostrzegać w różnych małych rzeczach jakąś wyjątkowość. Bez przerwy coś mnie dziwi, coś analizuję. Później myślę sobie, że może warto to jakoś ubrać w słowa.

Grzegorz Małecki (ur. 1975) - aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Syn aktorki Anny Seniuk. Studiował w Akademii Teatralnej w Warszawie. Związany z Teatrem Narodowym w Warszawie. Znany m.in. z ról w serialach "M jak miłość" i "Blondynka". "PolandJa" z udziałem aktora w kinach od 17 lutego.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Grzegorz Małecki | Polandja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy