Grażyna Błęcka-Kolska: Powrót do "Kogla-mogla"
Po przerwie wraca na ekrany kin. I to z rozmachem! Zobaczymy ją m.in. w kontynuacji „Kogla-mogla”. Szykuje się niezły „Miszmasz”.
Jak zaczęła się pani przygoda z "Koglem-moglem" (1988)?
Grażyna Błęcka-Kolska: - Po dyplomie pracowałam w Teatrze Drugie Studio Wrocławskie. Zajęcia i warsztaty trwały od rana do nocy. Tymczasem montażystą w "Koglu-Moglu" był Roman Kolski. Wiedział, że reżyser szuka aktorki do roli Kasi i tak zaproszono mnie na casting. "Zagrasz ją, bo nawiązujesz świetny kontakt z dziećmi" - powiedział mi już po nim Roman Załuski.
W "Miszmaszu, czyli Koglu-moglu 3" głównym rozrabiaką jest pies. Dogadujecie się?
- Nasza filmowa Shakira jest wyjątkowa, ale nie miałam z nią zdjęć. Pozostaje wierna swojej pani Barbarze Wolańskiej (Ewa Kasprzyk). Wiem jednak, że ze zwierzętami i dziećmi gra się najtrudniej. Tak już mają, że zawsze muszą być na pierwszym planie.
Co teraz czeka Kasię - już nie Solską, ale Zawadę?
- Świat się zmienił, widzowie zobaczą moją bohaterkę na innym, równie ciekawym etapie życia. Jest kobietą niezależną, chodzi na kursy samoobrony i spełnia się zawodowo jako dyrektorka szkoły. Mieszka we wsi Brzózki, gdzie opiekuje się mamą. Niespodzianką jest to, że ma dorosłego syna, który wyjechał do ojca i teraz wraca. Obok krząta się dawny wielbiciel. Aż tu nagle do jej spokojnego życia wkracza dużo osób i wynikają z tego rozmaite sytuacje, na które musi jakoś zareagować.
Co panią przekonało, żeby wrócić do tej historii?
- Mam sentyment do roli Kasi. Bardzo dobrze wspominam prace na planie poprzednich części, gdy dopiero zaczynałam przygodę z aktorstwem. Doskonale pamiętam świetną atmosferę, jaka panowała przed laty podczas zdjęć - teraz było podobnie. Uwiódł mnie scenariusz autorstwa pani Ilony Łepkowskiej, reżyser Kordian Piwowarski i zespół. Poza tym zawsze ciekawa jestem spotkań z ludźmi, a praca na planie stwarza taką możliwość.
W Gdyni dostała pani nagrodę za główną rolę kobiecą w przepięknym "Ułaskawieniu" (2018) Jana Jakuba Kolskiego.
- W filmie pada mało słów, jest za to dużo emocji i piękna przyroda. Dzieje bohaterów są wzorowane na losach dziadka reżysera, Jakuba Szewczyka, babci Hanny Szewczyk i ich syna Wacława...
Czyli wujka, który zginął w 1946 roku i o którego pochówek walczy pani bohaterka.
- Jan Jakub Kolski cudem wydostał z IPN przesłuchania Szewczyków. Zapisano w nich, jak wyglądała Hanna, jak mówiła, jak ją przesłuchiwano. Takie szczegóły zostają w pamięci, dzięki czemu łatwiej mi było utożsamić się z Hanną.
Ma pani dar grania osób, które chciałoby się wziąć za rękę i pójść z nimi w świat.
- Dziękuję! Miłość widzów zawsze do mnie wracała. Kobiety utożsamiają się z Kasią, znajdując w jej historii pociechę. Przeżywają jej problemy, a potem oddają mi swoje ciepło.
Ja tam od lat kocham Weronkę z "Jańcia Wodnika".
- Ja też! A broniłam się przed nią, bo byliśmy po "Pograbku" i nie chciałam powielać postaci. Pamiętam cudowną ekipę. Świeciło Słońce, było ciepło. Praca wyglądała inaczej niż teraz.
To pani ulubiony film Kolskiego?
- Jeden z wielu. "Afonia i pszczoły", "Jasminum", "Cudowne miejsce", "Ułaskawienie"... Wszystkie są fantastyczne.
Maciej Misiorny