Reklama

Emmanuelle Seigner i "Prawdziwa historia": Jestem raczej osobna

"To film o tworzeniu, mówi też o samotności, o winie, paranoi, schizofrenii - tych wszystkich rzeczach, które Roman tak dobrze czuje" - opisuje najnowszy film Romana Polańskiego "Prawdziwa historia" Emmanuelle Seigner, prywatnie żona reżysera. Tytuł, który miał premierę na festiwalu Netia Off Camera w Krakowie, trafi na ekrany polskich kin 11 maja 2018 roku.

"To film o tworzeniu, mówi też o samotności, o winie, paranoi, schizofrenii - tych wszystkich rzeczach, które Roman tak dobrze czuje" - opisuje najnowszy film Romana Polańskiego "Prawdziwa historia" Emmanuelle Seigner, prywatnie żona reżysera. Tytuł, który miał premierę na festiwalu Netia Off Camera w Krakowie, trafi na ekrany polskich kin 11 maja 2018 roku.
Emmanuelle Seigner na festiwalu w Cannes (2013) /AFP

"Prawdziwa historia" to ekranizacja książki Delphine de Vigan pod tym samym tytułem. Scenariusz filmu napisali wspólnie Roman Polański i znany francuski reżyser i scenarzysta Olivier Assayas ("Sils Maria").

Delphine (Emmanuelle Seigner) to poczytna paryska pisarka, która od jakiegoś czasu cierpi na brak weny. Gdy pewnego dnia w trakcie podpisywania książek poznaje tajemniczą Elle (Eva Green), jej życie zaczyna stopniowo zbaczać z wcześniej wytyczonego toru. Między kobietami rodzi się relacja, która z czasem z przyjaźni zmienia się w toksyczne uzależnienie. Delphine zaczyna tracić kontrolę nad swoim życiem, a wszystko co uważała dotychczas za pewnik, zmienia swe pierwotne znaczenie.

Reklama

Powieść "Prawdziwa historia" miała premierę we Francji w 2015 roku. Jesienią 2016 roku książka Delphine de Vigan ukazała się w polskim przekładzie.

Obraz trafi na ekrany polskich kin 11 maja 2018 roku. O pracy nad filmem opowiada Emmanuelle Seigner.

Proszę opowiedzieć, jak pani odkryła "Prawdziwą historię" i podsunęła tę książkę Romanowi Polańskiemu?

Emmanuelle Seigner: - To się stało trochę przypadkiem. Koleżanka powiedziała mi o książce, przeczytałam ją, Roman pracował wtedy nad innym filmem, to się jednak przedłużało i odwlekało, więc dałam mu książkę i bardzo mu się spodobała. Zrobiliśmy to wszystko bardzo szybko - w rok, od pomysłu do gotowego filmu. To się tak właśnie zdarzyło, jak mały cud.

To bardzo interesujący temat, ukazujący trudny dla twórcy moment między kolejnymi dziełami. Czy to był dla pani fascynujący punkt wyjścia?

- Tak, bo to film o tworzeniu, jednak dla mnie to jest głębsza sprawa, "Prawdziwa historia" mówi też o samotności, o winie, paranoi, schizofrenii - tych wszystkich rzeczach, które Roman tak dobrze czuje, a poza tym jest tam suspens i dwie wspaniałe postaci kobiece. Była to bardzo interesująca praca.

Film bardzo interesująco eksploruje temat twórczości i bycia autorem-kobietą.

- To było wyzwanie, to był też pierwszy film, w którym jestem od początku do końca, właściwie w każdym ujęciu, nawet w "Wenus w futrze" było trochę inaczej, bo to przecież rodzaj sztuki teatralnej. Tym razem czułam się inaczej. Odbierałam to jako wielką odpowiedzialność, ale była bardzo interesująca i ekscytująca praca. Jestem szczęściarą.

Czy trudno jest nawiązywać współpracę twórczą ze swoim partnerem za każdym razem w innej atmosferze, przy innym filmie, grając inną postać?

- To łatwe, bo on jest bardzo dobrym reżyserem. Łatwo jest pracować z ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą. Czasem pracuję z ludźmi, którzy niekoniecznie wiedzą co robią i wtedy różnica jest ogromna. No więc tak, to są różne postaci i historie, ale mamy wielką przyjemność ze wspólnej pracy.

Czy jakiś pisarz był dla pani szczególną inspiracją?

- Jest wiele osób, które znam, nie zdradzę nazwisk, ale... znam ludzi trochę podobnych do Delphine. Ją samą poznałam podczas kręcenia filmu i okazało się, że od razu złapałyśmy kontakt, mamy dzieci w tym samym wieku, również chłopca i dziewczynkę, wiele nas łączy.

Czy czuje pani pomimo, że jest to przecież fikcja, swój osobisty wkład w tę rolę?

- Oczywiście. Każdej roli staram się dać jak najwięcej z siebie. Ale kiedy gram, nie myślę wiele, uprawiam ten zawód jak sport. Po prostu to robię. Nie przygotowuję się za bardzo, po prostu pozwalam sobie, żeby być. W pewnym sensie to jest mój sposób pracy. Kiedy byłam młodsza, zawsze starałam się dobrze spisać i rozumiałam, że lepiej jest pozwolić sobie po prostu być... nie umiem tego wytłumaczyć dobrze. Nie starać się za bardzo.

Bo wtedy to jest bardziej organiczne?

- Tak, dokładnie. Nie starać się zbyt mocno. Czasami aktorzy grają "zbyt mocno", ja staram się tego nie robić, bo kiedy idzie się w tym kierunku, bardzo łatwo stać się karykaturą samego siebie. Staram się tego uniknąć.

Teraz o pracy z Evą Green - wszyscy mówili, że dogadywałyście się wspaniale i stworzyłyście wspaniałą dynamikę na planie.

- Tak, to robiło ogromną różnicę, uważam że ona jest absolutnie niesamowita w tym filmie. Ona jest świetną aktorką i jestem szczęśliwa i dumna, że zgodziła się pracować z nami. Od początku połączyło nas bardzo intensywne porozumienie. Kiedy tylko ją spotkałam, od razu ją bardzo polubiłam, w bardzo szczery i prawdziwy sposób. Uważam że to wspaniała kobieta. Było dla mnie przyjemnością pracować z nią i wydaje mi się, że to się przeniosło na ekran.

Tak jak te dwie postaci, które od samego początku czują, jakby się znały od dawna... a Vincent Perez?

- Znam Vincenta od dawna, jesteśmy przyjaciółmi. Kiedy przeczytałam scenariusz, miałam poczucie, że byłby doskonały w tej roli. Mieliśmy szczęście, że tak wspaniali aktorzy pracowali z nami nad tym projektem.

Ze wszystkich filmów, które nakręciła pani z Romanem, który jest pani ulubionym, a który był największym wyzwaniem?

- Lubię je wszystkie. Ale dwa ostatnie, "Prawdziwa historia" i "Wenus w futrze" były szczególne, ponieważ role były bardzo interesujące.  Z "Wenus w futrze" było również wiele zabawy, na rozmaitych płaszczyznach.

A czego nauczyła się pani o kobietach i o autorach przy okazji tego projektu?

- Nie jestem twórcą, niczego nie tworzę, po prostu gram, ale widzę, że to musi być bardzo trudne, szukanie inspiracji... Bardzo podziwiam tych ludzi, autorów, bo to taka ciężka praca. Ja sama czuję, że nie byłabym do niej zdolna. Trzeba być kimś wyjątkowym, by być zdolnym do takiej pracy.

Czy potwierdza pani to, co dzieje się w filmie, że ludzie przychodzą do Delphine i mówią, pisze pani tak, jakby pisała prosto do mnie?

- O tak. Delphine mówiła mi, że to się ciągle zdarza... Bycie pisarzem, którego ludzie kochają, to prawie jak bycie gwiazdą rocka.

A czy pamięta pani książki, które miały na panią taki osobisty wpływ?

- Ja chyba nie jestem tego typu osobą. Są książki, które są dla mnie ważne, ale nie mam jednej takiej, która by... tak samo jest z filmami. Jestem raczej osobna. Taką mam osobowość.

A co czyni, pani zdaniem, z Romana Polańskiego, tak wyjątkowego reżysera?

- Nie wiem, on jest bardzo utalentowany. I to, co na mnie jeszcze robi wielkie wrażenie, to to, że on robi ciągle młode świeże filmy. To nie są filmy starszego człowieka. Czasem te filmy mają taka energię, jakby były jego pierwszym lub drugim filmem i to jest tak charakterystyczne dla niego.

Ten entuzjazm?

- Tak i awangarda. On w tym filmie nawiązuje do swoich starych filmów, na przykład do "Wstrętu", do "Lokatora" i nawet może do "Dziecka Rosemary" i robi to w bardzo nowoczesny sposób. To jest dla mnie zawsze fascynujące.

(materiały dystrybucyjne Monolith Films)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Emmanuelle Seigner | Prawdziwa historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy