Reklama

Emily Blunt: Zabójcza twardzielka

Monstrualny kostium, jaki Emily Blunt nosiła na planie filmu "Na skraju jutra", ważył około 40 kilogramów, jednak aktorkę mogliśmy zobaczyć także w produkcji Douga Limana bez ciężkich "egzoszkieletów". Z okazji premiery DVD i Blu-ray "Na skraju jutra" gwiazda opowiedziała m.in. o współpracy z Tomem Cruise'em oraz o wyzwaniu, jakim było wcielenie się w postać zabójczej twardzielki.

Co sprawiło, że zdecydowałaś się wziąć udział w filmie "Na skraju jutra"?

Emily Blunt: - Cóż, tak naprawdę o moim udziale w "Na skraju jutra" przesądziły dwie osoby: Tom Cruise i Doug Liman. Pomyślałam, że to naprawdę epickie zestawienie. Pracę Douga podziwiam od bardzo dawna, uważam, że na przestrzeni lat udało mu się osiągnąć mistrzostwo w gatunku, który pociąga wielu ludzi, w tym także mnie - science fiction. Jeśli chodzi o produkcje science fiction, to stworzył on zupełnie nową jakość. Natomiast jeśli chodzi o Toma ... nikt nie zagra tego lepiej niż Tom Cruise (śmiech). Udział w filmie akcji to dla mnie nowe doświadczenie, dlatego świadomość, że tak znakomity aktor jest obok, wspiera mnie, podpowiada, było dla mnie czymś fantastycznym.

Reklama

- Spodobała mi się także sama historia opowiedziana w "Na skraju jutra". Myślę, że to najbardziej niezwykła historia miłosna - jeśli tak w ogóle można to określić - jaką kiedykolwiek poznałam. Szczególnie przypadła mi do gustu postać Rity. To naprawdę wielka twardzielka, kobieta bardzo niebezpieczna i potrafiąca perfekcyjnie panować nad swoimi emocjami. Możliwość zagrania takiej postaci była pociągającą perspektywą i dużym aktorskim wyzwaniem. Nigdy wcześniej nie grałam kogoś takiego.

Opowiedz o Ricie. Co cię w niej zainteresowało? Które cechy tej postaci najbardziej ci się spodobały?

- Rita to śmiercionośna broń, można ją w ten sposób określić. To właśnie ona uczy postać Toma, Billa Cage'a, jak cofać się w czasie i walczyć z Mimikami, jest jego trenerką. Ona sama nie może stawić czoła obcym i uratować ludzkości, ale może nauczyć Cage'a wszystkiego, co sama potrafi. Rita ma za sobą lata doświadczeń, naprawdę więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ kiedyś sama znalazła się w pętli czasu. Powtarzając jeden dzień doskonaliła swoje umiejętności, a dziś możemy nazwać ją prawdziwą maszyną do zabijania. Myślę, że to, jaka jest dziś Rita, to wynik tego, że wcześniej przeżyła już wielokrotnie każdą walkę. Stała się naprawdę twarda i zahartowana właśnie dzięki temu. W tym samym czasie straciła wszystkich bliskich jej ludzi, i to także musiała przeżyć wielokrotnie. Coś takiego musiało być dla niej niezwykle ciężkie emocjonalnie. Stała się niedostępna, odpychała od siebie każdego, kto próbował się do niej zbliżyć albo zaprzyjaźnić. Będąc żołnierzem przez całe życie, Rita widziała rzeczy, o których wolałaby zapomnieć.

W czasie szkolenia, jak tropić i zwalczać obce siły, Cage nabywa umiejętność "resetowania dnia". Od czego zaczyna się relacja Rity i Cage'a i jak się dalej rozwija? Oboje stają ramię w ramię do walki kolejny i kolejny raz, każdego "zresetowanego dnia".

- To rzeczywiście dziwna sytuacja dla Rity - z jednej strony czuje, że zna Cage'a od bardzo dawna, a z drugiej każdego ranka spotyka go po raz pierwszy. To sytuacja, w której nikt nie chciałby się znaleźć - nie pamiętać tego, co stało się wczoraj, ale jednocześnie zauważać, że ta druga osoba z jakiegoś powodu zna cię lepiej niż ty ją.


- Kiedy Rita spotyka Cage'a po raz pierwszy, łączą ich tylko sprawy zawodowe. Ale kiedy relacja rozwija się, zaczyna dostrzegać, że w sposobie, w jaki Cage ją traktuje, jest coś więcej, coś świadczącego o wzajemnej zażyłości, czego w zupełności nie potrafi znaleźć u siebie. To bardzo ciekawa i niecodzienna relacja. Jednocześnie Rita zdaje sobie sprawę, że Cage to jedyna szansa dla ludzkości, by wygrać wojnę z Mimikami, więc robi wszystko, by przygotować go do walki najlepiej, jak tylko potrafi.

- Zadanie, jakie stoi przed nią, to prawdziwe wyzwanie. Ale Rita jest zdeterminowana i nastawiona na działanie, podczas gdy Cage oprócz świadomości, że ma do wykonania misję, czuje, że zależy mu także na niej. Cage wyraźnie czuje, że wytwarza się między nimi więź, ich relacja pogłębia się coraz bardziej. Podczas gdy Rita zdaje się być całkowicie nieświadoma tej relacji.

Jak to jest pracować z taką gwiazdą jak Tom Cruise? Co twoim zdaniem wniósł do "Na skraju jutra"?

- Tom Cruise jest jedną z najcudowniejszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałam. Jest wyjątkowo życzliwy, spokojny i piekielnie zabawny, nawet w trudnych sytuacjach. Praca na planie nie należała do łatwych. Musieliśmy nauczyć się mocno zaciskać zęby, żeby wytrzymać noszenie tych nieprawdopodobnie ciężkich egzoszkieletów, co było ogromnym wyzwaniem. To, co pozwoliło nam wytrwać, to poczucie, że wszyscy tak samo ciężko pracujemy i jesteśmy częścią naprawdę wyjątkowego projektu. Dziś możemy spojrzeć na efekt naszej pracy i powiedzieć z dumą, że wszyscy mieliśmy okazję przyczynić się do tego w jakimś stopniu.

- Tom był dla mnie naprawdę wspaniałym partnerem. To człowiek, którego nigdy nie opuszcza entuzjazm. Naprawdę nie wiem, jak on to robi, ale udało mu się utrzymać zapał przez cały czas, co jest dużym wyczynem, kiedy się kręci w listopadzie, na zewnątrz, w strugach deszczu i do tego ma się na sobie monstrualny kostium, ważący jakieś 40 kilogramów. A on cały czas zarażał wszystkich swoim optymizmem. Nie wiem, jak znajdował na to siłę.

- Znakomicie nam się razem pracowało. Tom był wręcz wymarzonym partnerem na planie. Poza tym podczas wspólnej pracy otaczał mnie wielką opieką, czułam się przy nim niezwykle komfortowo. Ma sprawdzoną ekipę specjalistów, którzy zawsze towarzyszą mu podczas zdjęć. Na planie obecny był świetny kręgarz oraz lekarz. Poza tym Tom ma tak ogromne doświadczenie w pracy przy tego typu produkcjach, że nawet przez chwilę nie dał nam odczuć, że cokolwiek mogłoby pójść źle. Pełen profesjonalizm.

- Granie wspólnych scen z Tomem Cruisem było na niezwykle ekscytującym doświadczeniem. Od zawsze jestem fanką Toma - a rola w "Na skraju jutra" jest dla mnie zdecydowanie najlepszą z najlepszych. Uwielbiam, kiedy gra kogoś, kto sprawia wrażenie totalnie zagubionego w sytuacji, nie ogarniającego tego, co się dzieje. Jest wtedy przezabawny. W "Na skraju jutra" nie gra jakiegoś tam faceta o przeciętnych umiejętnościach, tylko człowieka, który normalnie mdleje na widok krwi, a nagle dostaje zadanie uratowania ludzkości. To fantastyczna rola, wymarzona dla Toma i on jest naprawdę genialny w tym, co robi.

Wydźwięk filmu, jest raczej poważny, ale wyobrażam sobie, że będąc na planie, nie da się być poważnym przez cały czas. Ty masz na koncie komediowe doświadczenia, Tom także ma duże poczucie humoru, czy zdarzały się wam na planie jakieś zabawne momenty?

- Oczywiście, że tak. Było ich bardzo dużo. Wprawdzie wydźwięk filmu jest poważny i pierwszy trailer, jaki powstał także jest zrobiony w takiej konwencji, ale oglądając cały film ma się zupełnie inne odczucie. I to właśnie najlepszy dowód na to, że to, co robi Doug jest naprawdę niesamowite. W filmie jest tak dużo luzu, ponieważ poprzeczka została nam zwieszona bardzo wysoko. Elementy humoru, które pojawiły się w scenach, rzeczywiście były dla nas zabawne. Domyślam się, że pytając o to, nawiązujesz zwłaszcza do Cage'a z początku filmu - żółtodzioba, któremu nic nie wychodzi, który gdyby musiał walczyć o własne życie, nie miałaby żadnych szans. Na początku on rzeczywiście nie ma żadnej kontroli nad tym, co dzieje się wokół. Ale potem na oczach widzów przemienia się w wojownika. Nie jesteś w stanie go nie lubić i to jest niezwykle urocze i zabawne jednocześnie. Paradoksalnie uśmiechasz się, pomimo, że widzisz całe to piekło, które on musi przejść (śmiech). Naprawdę, śmiejesz się patrząc na to, jak on cierpi i to jest zabawne.

Jak układała się współpraca z reżyserem Dougiem Limanem?

- Jestem jego największą fanką. Uwielbiam Douga prywatnie jako człowieka, ale także to, co robi. Uważam, że jest dla aktorów jednym z najbardziej nieszablonowych, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, reżyserów. A wszystko dzięki niezwykłej spontaniczności. Doug ma niebywałą intuicję, jeśli chodzi o ludzkie emocje, zawsze wie, czego aktor w danym momencie potrzebuje. Jego uwagi są zawsze idealnie trafione, a każdą scenę potrafi zrobić tak, jak jeszcze nikt nie zrobił żadnym innym filmie. Czasem wydaje mi się, że reżyserzy widzieli już za dużo filmów. A Doug w żadnym wypadku taki nie jest. Ma niezwykłą umiejętność odnajdowania czegoś wyjątkowego i niepowtarzalnego w najmniejszej scenie. Tak, więc praca z nim nad produkcją, która de facto jest ogromnym przedsięwzięciem, była tak wielką przyjemnością. Zrobiłabym wszystko, żeby pracować z Dougiem przy kolejnych projektach, bo taka spontaniczność to rzadka cecha. To właśnie jest w nim wyjątkowe.

Jakich wskazówek udzielił ci Doug w czasie kręcenia ujęć z udziałem Mimików? W rzeczywistości nie mogłaś ich widzieć, bo zostali dodani komputerowo.

- To, jak sobie poradziłam, to przede wszystkim zasługa Douga. Doug nie ma ego wielkiego reżysera. I to cenie w nim niezwykle. Bardzo często to właśnie on był tym obcym, na którego patrzyłam. Musiałam bardzo mocno się starać, żeby zachować powagę, bo to, jak wczuwał się w udawanie kosmity było niezwykle zabawne. Ale tak, to właśnie Doug był moim kosmitą, biegł obok mnie, krzycząc i wczuwając się nieprawdopodobnie...


Jestem ciekaw, jak ty, patrząc z perspektywy osoby zaangażowanej w produkcję, określiłabyś temat filmu "Na skraju jutra"?

- Wydaje mi się, że głównym tematem jest przetrwanie. Zwłaszcza, że główny bohater walczy nie tylko z wrogiem, ale przede wszystkim z samym sobą. Film mówi o tym, że, kiedy znajdujesz się w sytuacji bez wyjścia, często odnajdujesz w sobie siłę, o którą nawet się nie podejrzewałeś. Myślę, że postać grana przez Toma jest tego najlepszym przykładem - przykładem człowieka, która zostaje poddany próbie - musi walczyć o przetrwanie i pokonuje wszystkie przeciwności, jakie los przed nim stawia. Uważam, że to świetny przykład niezwykłej determinacji i samozaparcia, które może zainspirować każdego w jego prywatnym życiu.

Czy poza bezpośrednimi doświadczeniami z planu, coś szczególnie utkwiło w twojej pamięci?

- Udział w tej produkcji to najlepsze doświadczenie zawodowe, jakie mogło mnie spotkać. "Na skraju jutra" to największa produkcja, w jakiej brałam udział do tej pory. Przyznam, że ta świadomość była momentami przytłaczająca - ten rozmach, ta ilość planów, jakie mieliśmy każdego dnia. Bardzo cennym doświadczeniem było dla mnie także to, że mogłam włączyć się w pracę nad filmem na bardzo wczesnym etapie, dyskutować z Dougiem i Tomem, ale także z producentami i scenarzystami, wyrażać swoje zdanie jeszcze zanim ruszyły zdjęcia. Jestem im za to niezwykle wdzięczna. To była dla mnie bardzo cenna lekcja, dzięki której bardzo wiele się nauczyłam. Cały czas miałam poczucie, że moje zdanie jest ważne. Myślę, że bycie jedyną dziewczyną w towarzystwie składającym się z samych facetów, co ma miejsce dość często w tego typu produkcjach, może być sporym wyzwaniem. Ale oni wszyscy byli dla mnie tak życzliwy i otwarci na moje pomysły i uwagi. Mogłam podzielić się z nimi wszystkim. To cudowne być częścią tak wspaniałego projektu realizowanego z tak rewelacyjną ekipą.

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Emily Blunt | Na skraju jutra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy