Reklama

Ed Skrein: W życiu chodzi o to, aby znać siebie

W ostatnich latach widzieliśmy go m.in. w "Grze o tron", "Deadpoolu" czy "Transporterze". Przy okazji polskiej premiery filmu "Modelka" Ed Skrein gościł na festiwalu Netia Off Camera w Krakowie.

W ostatnich latach widzieliśmy go m.in. w "Grze o tron", "Deadpoolu" czy "Transporterze". Przy okazji polskiej premiery filmu "Modelka" Ed Skrein gościł na festiwalu Netia Off Camera w Krakowie.
Ed Skrein - Nowy Jork, luty 2016 /AFP

Jego droga życiowa była wyboista. W młodości był "niesfornym chłopcem", który zadawał się z gangami. Ta przygoda skończyła się dla niego fatalnie - w wieku 17 lat został dźgnięty nożem. Później miał epizod z rapem, zdecydował jednak, że postawi na aktorstwo. Okazało się to świetnym wyborem.

Ostatnio widziałem wywiad, którego udzieliłeś podczas lipcowego festiwalu Comic Con w Stanach Zjednoczonych. Mówiłeś wtedy, że chodziłeś po terenie festiwalu przez 40 minut i przez ten czas zrobiłeś tylko dwa zdjęcia z fanami. Pozostajesz anonimowy i twierdzisz, że ta sytuacja bardzo ci odpowiada, możesz bowiem skupić się na swojej pracy i zachować prywatność. Czy twoje życie w ostatnim czasie mocno się zmieniło? Jesteś po premierze takich filmów, jak "Deadpool", "Transporter" czy "Modelka".

Ed Skrein: - Pod wieloma względami nic się nie zmieniło. Generalnie ludzie są bardzo taktowni. Byłem dziś rano na lotnisku i kiedy kupowałem kawę, facet powiedział do mnie: "O, to ty grałeś w 'Grze o tron'". Innym razem byłem w restauracji i ktoś powiedział, że bardzo podobała mu się moja rola w "Deadpoolu". Ludzie rozpoznają mnie, ale mało kto podchodzi i zaczepia. Zatem ciągle wszystko jest dobrze. Może tak jest, ponieważ zawsze grałem "czarne charaktery". Jedyna różnica, jaką odczuwam jest taka, że teraz mogę pracować z bardziej znaczącymi reżyserami, takimi jak Tim Miller [reżyser "Deadpool" - red.] czy Mads Matthiesen, autor "Modelki". Moje życie wciąż jest bardzo normalne - pracuję, odwożę swojego syna na basen. Cieszę się, że przewidywania o nagłym wzroście mojej popularności, się nie sprawdziły.

Reklama

Rola w filmie "Modelka" musiała być dla ciebie dużą zmianą. Jeszcze w 2015 roku grałeś w dwóch superprodukcjach. Teraz zmieniłeś swoje filmowe otoczenie i wziąłeś udział w europejskiej, małej produkcji...

- Tak, ale pomiędzy pracowałem też dużo przy filmach niezależnych. Grałem przecież w "I Kill Your Friends", wcześniej w "Tiger House". Kino europejskie jest bardzo bliskie mojemu sercu. Kiedy przeglądam Netflix'a, pierwsze na co patrzę, to zakładka "kino niezależne". To przecież właśnie od kina niezależnego zaczęła się moja przygoda z aktorstwem. Zatem fakt, ze grałem w takich filmach jak "Deadpool" nie sprawia, że stałem się od razu gwiazdorem kinowych ekranów. Z moim agentem często żartujemy: "Trzy dla mnie, jeden dla ciebie". Oznacza to, że gram w trzech europejskich, niezależnych produkcjach i w jednym kasowym hicie. Dla mnie występowanie w takich filmach, jak "Deadpool" to okazja na zdobycie finansowej niezależności. Dzięki temu mogę być bardziej wybredny i nie przyjmować każdej oferty, jaka zostanie mi przedstawiona.

Czy lubisz grać z debiutantami? Przecież Maria Palm, która gra główną rolę w "Modelce", jest z zawodu właśnie modelką i był to jej pierwszy film. Czy prosiła cię o jakąś pomoc na planie?

- Maria bez wątpienia spisała się świetnie. To był bardzo trudny film. Nie jest łatwo debiutować taką rolą. Ale ja zawsze traktuję plan filmowy jako miejsce wzajemnej współpracy. Dzięki temu uczę się od swoich kolegów na planie. Najważniejsze jest stworzenie odpowiedniego środowiska, w którym możemy wzajemnie sobie pomagać i współpracować. Dlatego też Maria nie musiała nigdy o nic prosić. Zawsze służyłem jej jakimiś poradami. Co ciekawe, również ona kilka razy powiedziała mi coś, co później bardzo mi pomogło. Dlatego też debiutanci inspirują mnie tak samo jak filmowi "weterani". Nie boję się powiedzieć, że mimo tego, że Maria debiutowała, ona również bardzo mi pomogła.

Czyli stworzyliście pewnego rodzaju drużynę na planie?

- Absolutnie. Ja, Maria i Mads byliśmy jak Trójca Święta.

A co było dla ciebie najtrudniejszym etapem pracy nad tym filmem? W "Modelce" musiałeś wcielić się przecież w rolę fotografa. W poprzednich filmach byłeś bardzo dobrze przygotowany pod względem fizycznym. Tutaj sytuacja wyglądała chyba trochę inaczej, prawda? To była o wiele trudniejsza kreacja pod względem emocjonalnym. Było trochę trudniej?

- "Trudno" to zdecydowanie złe słowo. Robotnicy, którzy pracują przy budowie autostrad - oni mają trudną pracę. To było wyzwanie! Zdecydowanie masz rację mówiąc, że moje ostatnie role były wyzwaniem dla mojego ciała. Ale ja cholernie kocham wyzwania. Masz rację mówiąc, że ta rola była bardziej emocjonalna od wielu poprzednich. W "Modelce" nie było żadnych scen walki. Był tylko jeden cios. Było jeszcze trudno z jednego powodu. Kiedy skończyłem pracę nad "Transporterem", miałem tylko 10 dni wolnego i od razu zacząłem pracę nad tym filmem. I faktycznie do było trudne przejście. Dla mnie jednak każda rola jest wyzwaniem. Chyba po prostu sam podświadomie wolę, kiedy jest trudno. Z kolei fakt, że grałem fotografa nie był tutaj aż tak istotny. Od zawsze interesowałem się sztuką. Nie robiłem nigdy zdjęć, ale kocham fotografię. Czasem nawet kupuję jakieś albumy. Jest to bliskie mojemu sercu. Dużo trudniej było "wejść do głowy" mojej postaci. Shane White - postać, którą gram - bardzo się ode mnie różni. Wyglądamy tak samo, ale zapewniam cię, że nic nas nie łączy.

Akcja filmu osadzona jest w Paryżu, ale część zdjęć nakręcona została w Polsce. Członkowie ekipy również częściowo pochodzili z Polski. Jak ci się pracowało w naszym kraju? To był chyba twój pierwszy raz w Polsce.

- Tak, nigdy wcześniej nie pracowałem w Polsce. Było fanatycznie. Ekipa była świetna. Atmosfera była kapitalna. Kocham pracować z ludźmi z innych państw. Tak jak mówiłeś, spędziliśmy kilka tygodni w Warszawie. Fantastyczne miejsce. Imprezowaliśmy jak szaleni. Powiem szczerze, wy Polacy, wiecie jak się bawić. To było fantastyczne doświadczenie. Praca filmowca polega właśnie na tym. Podróżujesz i poznajesz miejsca, w których jesteś. Było cudownie.

Reżyser w jednym z wywiadów powiedział, że ten film jest o dorastaniu. A o czym według ciebie opowiada ta historia?

- Dla mnie ten film był o kierowaniu się zasadami moralnymi. Jako ojciec chcę wychować swojego syna tak, aby przestrzegał zasad. Chciałbym, żeby po "opuszczeniu gniazda" mój syn umiał dokonywać właściwych wyborów. Widziałem na własne oczy, że złe decyzje potrafią mieć katastrofalne skutki. Teraz, kiedy jestem starszy, widzę, że moi rodzice zrobili fantastyczną robotę. Dali mi zasady, których się trzymam. W mojej opinii bohaterka tego filmu nie była emocjonalnie gotowa na taką podróż. Wszystko może być koszmarem, jeśli nie jesteś na to gotowany emocjonalnie. Jeśli jesteś szefem kuchni i źle radzisz sobie w stresujących sytuacja to znaczy, że źle wybrałeś swój zawód. W życiu chyba chodzi o to, aby znać siebie. Znać swoje silne i słabe strony. Podejmować decyzje racjonalnie i w oparciu o jakieś zasady.

Rozmawiał Konrad Pytka

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ed Skrein | Modelka (2016)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy