Reklama

Dotąd opowiadałem filmy troszkę szybciej

Światowa premiera "Rysy" Michała Rosy odbyła się podczas festiwalu w Wenecji. Teraz najnowszy film twórcy "Ciszy" zainaugurował Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. O wpływie filmu "Ukryte" Michaela Haneke na rytm "Rysy", koncentracji na fizyczności bohaterki, granej przez Jadwigę Jankowską-Cieślak oraz... kondycji festiwalu w Gdyni - z Michałem Rosą rozmawiał Tomasz Bielenia.

Chciałem zacząć od niuansu, ale Pana film cały zbudowany jest na niuansach. Początkowo "Rysa" miała być "Skazą". Dlaczego zdecydował się Pan na zmianę tytułu?

Michał Rosa: Wytłumaczenie jest czysto praktyczne. Jak napisałem Skazę" nie znałem jeszcze filmu Louisa Malle'a... Potem tych "Skaz" się pojawiło sporo - wyszła książka [autorstwa Josephine Hart], powstał Teatr Telewizji [w reżyserii Marcina Wrony]. Uznaliśmy więc, że to nie może być pokazywane pod tym samym tytułem i poszukałem czegoś zbliżonego.

Scenariusz "Skazy"/"Rysy" powstał 11 lat temu. Jak się czuje reżyser, który tyle czasu czeka na realizację filmu?

Reklama

Michał Rosa: Na szczęście w tym okresie zrobiłem dwa inne filmy.
Z jednej strony oczywiście wolałbym, żeby to było robione - może nie zaraz - ale tak dwa, trzy lata po napisaniu scenariusza. Z drugiej strony - od tego czasu trochę się zmieniłem i wierzę, że teraz film jest lepszy.

Czy oglądał Pan film "Korowód" Jerzego Stuhra?

Michał Rosa: Nie.

Nie chciał Pan zobaczyć?

Michał Rosa: Nie. W czasie realizacji swoich projektów staram się nie oglądać filmów o podobnej tematyce.

Pana film zaczyna się dla mnie od momentu, w którym bohaterka, grana przez Jadwigę Jankowską-Cieślak, w wyniku zdarzeń, do których dochodzi na początku filmu, traci czucie, traci smak. Jej reakcja na skrywane wobec męża podejrzenia jest reakcją fizjologiczną - tak dalece wbrew jej woli, tak nieracjonalną. Ta fizyczność jest dla mnie odkryciem "Rysy".

Michał Rosa: To kluczowy moment dla tego filmu. Nasza bohaterka prawdopodobnie chciałaby zareagować inaczej, ale nie potrafi. Coś w samym rdzeniu jej "ja" sprawia, że... To nawet nie chodzi o wybaczenie. Ona jest w stanie wybaczyć, tylko nie jest w stanie być z tym człowiekiem. Fizycznie.
Film jest podzielony na dwie części. Pierwsza, trochę publicystyczna, która wprowadza w temat i zwodzi widza klasyczną konwencją. Kto podrzucił tę kasetę? Dlaczego tak się stało? Mam jednak wrażenie, że takie odbieranie tego problemu - dosyć przyznajmy dziś powszechne - oddala nas od istoty problemu.
Dwójce moich bohaterów nikt nie pomoże - ani partia polityczna, ani żadna grupa ludzi. Oni są straszliwie samotni w tym, z czym się muszą zmierzyć - i o tym opowiada druga, zasadnicza partia filmu.

Zaskoczyło mnie, że skupił Pan swoją uwagę na kobiecej postaci. Kaseta wideo, którą Joanna dostaje w prezencie, dotyczy przecież bardziej jej męża, granego przez Krzysztofa Stroińskiego.

Michał Rosa: Wydaje mi się, że opowiadam o nich równolegle - choć może "Focus" rzeczywiście ciut bardziej przechylony jest w stronę Jadwigi.

Powiedział Pan, że "Rysa" wyglądałaby inaczej, gdyby przed rozpoczęciem zdjęć nie zobaczył filmu "Ukryte" Michaela Haneke. Co się zmieniło w Pana podejściu?

Michał Rosa: Chodzi głównie o formę. Ja dotąd opowiadałem filmy trochę szybciej. Miałem skłonność do budowania dynamicznych ujęć, więcej w nich było akcji, bardziej drapieżnie zderzałem ze sobą sceny. Czułem, że ten temat wymaga innego rytmu i Haneke pomógł mi to zwerbalizować. Wpływ dotyczy więc wyłącznie formy - sposobu prowadzenia kamery, długości ujęć, wyboru kadrowania.

Pański film dzieje się trochę jakby poza światem. Jest wydestylowany z polityczno-społecznej rzeczywistości. Trochę jak z ten Kraków, w którym rozgrywa się akcja "Rysy" - niby jest, ale jakby go nie było.

Michał Rosa: Pierwsze działanie organizmu, który jest zagrożony, polega na uwolnieniu się od świata - zostać samemu ze sobą, ze swoim problemem - to jest nakaz chwili. Ludzie się wycofują i rzeczywistość przestaje mieć na nich jakikolwiek wpływ. Są ważniejsze rzeczy.

Jedną z piękniejszych scen w Pana filmie jest ta, w której Joanna "włamuje" się do zamkniętego na klucz pokoju w mieszkaniu, które wynajmuje na Nowej Hucie po wyprowadzce od męża. To jest jej próba oswojenia samotności?

Michał Rosa: Ona po prostu nie potrafi być już dłużej sama ze sobą. Zupełnie intuicyjnie szuka miejsca dla swojej cielesności, dla swojego wyglądu, dla swojej psyche. Wydawałoby się, że jak odejdzie od męża, to coś rozwiąże. Coś przetnie. Nic nie rozwiązało. Jeszcze bardziej pogrąża się w autodestrukcji.

Podobno ma Pan gotowy scenariusz, którego akcja rozgrywa się w Krakowie początku XX wieku w środowisku cyrkowym...

Michał Rosa: Tak, na motywach Nabokowa, akcja rozgrywa się w Krakowie przed I wojną światową. To film, który od wielu lat chciałem nakręcić, ale zrobienie w Polsce poważnego filmu kostiumowego to są naprawdę spore pieniądze. Póki co, nie jestem w stanie ich znaleźć.

"Rysa" otworzy tegoroczny festiwal w Gdyni. Obecna formuła festiwalu budzi pewne wątpliwości. Dyskusję na ten temat zainicjował Łukasz Barczyk, protestacyjnie nie zgłaszając swojego najnowszego filmu do konkursu.

Michał Rosa: Różnie bywa z tym festiwalem, ale myślę, że jest niezbędny. Choćby po to, żeby pokazać w jednym miejscu większość zrobionych w Polsce filmów. To jest podstawowa zaleta tej imprezy. Widzowie mają możliwość ich porównania, mogą zderzyć je ze sobą, stworzyć własne hierarchie wartości.

Zarzut Barczyka dotyczył głównie środowiskowego charakteru festiwalu i jego werdyktów.

Michał Rosa: Jeszcze bardziej towarzyskie są Orły! One przestaną być środowiskowe w momencie, w którym członkowie dostaną DVD z wszystkimi polskimi filmami sezonu i będą mogli je obejrzeć, zanim wydadzą jakikolwiek werdykt. Póki co, ja jestem w stanie obejrzeć 2-3 filmy, jak większość członków Akademii. Potem rzeczywiście to bywa środowiskowe, bo my tych filmów nie znamy.
A Gdynia? Oczywiście, że jest środowiskowa, ale jaka ma być? Ktoś kiedyś rzucił taką myśl, że dobrze by było, gdyby to był międzynarodowy festiwal. Ale równie dobrze wszyscy możemy na międzynarodowych festiwalach pokazywać nasze filmy. Niech one idą świat, niech tam robią furorę.

Co pokaże przykład "Rysy"...?

Michał Rosa: I hope so.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy