Reklama

Dorota Kolak: Ekstremalne przełamanie

"Przenajświętsza Anna się zmieni" - Dorota Kolak, gwiazda "Barw szczęścia", opowiada, dlaczego poprosiła scenarzystów o rewolucję w życiu swojej bohaterki.

"Przenajświętsza Anna się zmieni" - Dorota Kolak, gwiazda "Barw szczęścia", opowiada, dlaczego poprosiła scenarzystów o rewolucję w życiu swojej bohaterki.
Dorota Kolak na planie filmu "Narzeczony na niby" /AKPA

Gra pani w spektaklu "Seks dla opornych" o perypetiach małżeństwa z 30-letnim stażem. Anna z "Barw szczęścia" i jej mąż Jerzy powinni to obejrzeć?

Dorota Kolak: - Taka sesja terapeutyczna mogłaby pomóc ich związkowi. Te dwa tematy jakoś się splotły, także za sprawą Mirka Baki, z którym gram zarówno w serialu, jak i spektaklu. Namawiałam na ten wątek scenarzystów "Barw szczęścia". Moja bohaterka ciągle zajmuje się życiem innych ludzi. Najpierw jednej córki, potem drugiej, męża, który był starostą, znowu córki, dziećmi w liceum. Przejadło mi się to troszkę i jednocześnie pomyślałam, że potrzebuję ekstremalnego przełamania. Czegoś, co odmieni moją przenajświętszą Annę, jak ją nazywam. Dostałam zgodę producentów oraz scenarzystów i taki wątek wymyślili. Nagle moja bohaterka z rozważnej stała się romantyczna, z rozsądnej kompletnie nierozsądna, z obliczalnej do bólu - nieobliczalna. Czy to jest wiarygodne? Mam nadzieję, że tak.

W każdym człowieku może coś pęknąć, odmienić go...

Jeżeli udało nam się z Mirkiem Baką [serialowy Jakub - przyp. red.] wiarygodnie zagrać, to może być ciekawy wątek dla każdej kobiety. To opowieść o tym, że życie jest nieprzewidywalne, że wszystko może się zdarzyć, że na uniesienia nigdy nie jest za późno. W zamierzeniu chcieliśmy pokazać, jak rozkładają się akcenty między miłością a obowiązkiem, co to jest przywiązanie, odpowiedzialność, czym jest namiętność. Mam nadzieję, że te wszystkie elementy zostaną na tyle dostrzeżone przez widzów, iż wywołają w nich rodzaj refleksji. Pozwoliłam sobie na dosyć mocne granie. To mój ostatni tak bardzo intensywny wątek w "Barwach szczęścia". Nie mam nic do ukrycia czy stracenia.

To będzie miłość z happy endem?

Reklama

- Tego nie wolno mi powiedzieć. Gromadzimy widzów przed telewizorami, bo pewne wątki chcą wyśledzić do końca. Mam nadzieję, że związek Anny i Jakuba będzie ciekawy. Potencjał jest, zobaczymy, jak montażyści go wykorzystają. Efekt końcowy jest uzależniony od tego, jak opowiedzą historię, jaką nadadzą jej dynamikę. Ja jestem tylko podwykonawcą. Nie zawsze mam czas, ale staram się oglądać "Barwy...", bo sama jestem ciekawa. Absolutnie zaskakujący jest dla mnie Mirek Baka, który najczęściej gra mocnych, mrocznych facetów z pistoletami, a tym razem pokazuje inne oblicze.

Na początku roku zobaczymy panią w kilku nowych filmach.

- Rzeczywiście, wiele się ostatnio wydarzyło. Nie wszystkie z tych ról są duże, ale dla mnie bardzo satysfakcjonujące, ciekawe. W komedii romantycznej "Narzeczony na niby", której premiera odbędzie się 12 stycznia, zagrałam toksyczną matkę, ale inną niż zazwyczaj mam okazję grać. Specyfika tego gatunku sprawia, że inaczej rozkładają się akcenty, na co innego jest położony nacisk. W styczniu do kin trafi także "Exterminator". W lutym odbędzie się premiera "Planu B", później zaplanowano "Zabawa, zabawa".

Uczy pani aktorstwa w Akademii Muzycznej w Gdańsku. Jakim jest pani pedagogiem?

- Kiedyś studenci bali się mnie bardziej, dzisiaj mniej. Doszłam do wniosku, że nie chcę ich uczyć sztuki w stresie. Zdarzało mi się uprawiać zawód w strachu przed reżyserem i to się kompletnie nie sprawdza. Pedagog od sztuki musi być na drugim planie. Długo spełniamy swoje ambicje poprzez tych młodych ludzi, to oni są najważniejsi.

Skąd pani ma na to wszystko siłę?

- Jakkolwiek pesymistycznie to zabrzmi, jestem bardzo dojrzałą aktorką i mam poczucie, że zostało mi niewiele czasu. Nie mówię o definitywnym końcu pracy, ale o ludzkich możliwościach. Ten zawód wymaga siły fizycznej i odporności psychicznej. Ciężko, mądrze i efektywnie będę mogła grać jeszcze kilka lat. To napędza moją radość, entuzjazm. Często powtarzam, że mam budowę akumulatora. Im więcej pracuję, tym bardziej jestem naładowana. Jeśli odetnie mi się źródła zasilania w postaci kolejnych ról, spada mi energia. Bez pracy potrafię całkowicie się wyładować.

Kuba Zajkowski

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Dorota Kolak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy