Dominika Figurska: Homofobka czy Matka Polka?
Dominika Figurska wystąpiła w spocie edukacyjnym "Mama, Tata i Dzieci", który wywołał burzę w sieci. "To dziwne, że wystarczy powiedzieć jedną z najprostszych rzeczy, czyli ze rodzicami dziecka powinna być mama i tata, żeby wzbudzić takie emocje" - mówi aktorka.
Co się takiego stało, że jesteś na ustach wszystkich, w dodatku odsądzana od czci i wiary?
Dominika Figurska: - Do udziału w spocie promocyjnym zaprosiła mnie inicjatywa obywatelska "Mama, Tata i Dzieci". Była to reakcja na zapowiedzi działań Komisji Europejskiej w kierunku uznania związku osób jednej płci za tożsame z małżeństwem. To dziwne, że wystarczy powiedzieć jedną z najprostszych rzeczy, czyli że rodzicami dziecka powinna być mama i tata, żeby wzbudzić takie emocje i wzburzenie wśród internautów. Skala zjawiska trochę mnie zaskoczyła, ale prawdopodobnie jest to świadome działanie głośnej mniejszości.
Wystąpiłaś w spocie, gdzie głośno mówisz, że dzieci powinny mieć mamę i tatę. Czy uważasz, że związki homoseksualne nie mogą stworzyć dobrego domu dla dziecka?
- Najlepszym sposobem na wychowanie jest pełny dom, a pod tym pojęciem rozumiem kobietę i mężczyznę. Dziecko musi wzrastać, wspierane przez dwa skrzydła - kobiece i męskie. Te dwa wzory dają dziecku pełnię i chyba jest to najzupełniej zrozumiałe. W spocie, ani też poza nim, nie powiedziałam nic przeciwko homoseksualistom. Dlatego dziwi mnie ten silny atak na mnie i zarzucanie mi homofobii. W kraju, w którym wszyscy zdają się walczyć o wolność słowa, nie potrafi się uszanować poglądu drugiej osoby. W tonie komentarzy widać nienawiść, chęć zdyskredytowania mnie. Pokazuje to prawdziwe oblicze ludzi, którzy piszą lub dyktują te słowa. Przypomnę - powiedziałam, że dziecko powinno mieć mamę i tatę - to wszystko.
Twój autorytet żony i matki także stawiany jest pod znakiem zapytania...
- Rodzina, która przechodzi różne trudności, ale trzyma się razem, nie jest "modna". Za to modne są inne zachowania. Zresztą jest to zastanawiające, że kiedy osoby publiczne rozbijają rodziny, wdają się w romanse, porzucają dzieci i śmiało opowiadają o tym w kolorowych czasopismach - nikogo to nie bulwersuje. Wystarczy, że się powie kilka banalnych słów o miłości, a opinia publiczna wszystko usprawiedliwi. Ale kiedy zgodnie ze swoim sumieniem i najgłębszym przekonaniem promuję to, w co wierzę, czyli pełną rodzinę, spadają na mnie gromy. Czy naprawdę jako społeczeństwo tego chcemy?
Macie pięcioro dzieci. To duży wysiłek dla rodziców - finansowy i organizacyjny. Ale może przynajmniej czujesz się doceniana za to, że podjęłaś taki trud.
- Nie robimy tego, by zyskać poklask, chociaż kiedyś duże rodziny były otoczone szacunkiem. Teraz nie docenia się ciężkiej pracy rodziców w dużych rodzinach. Przecież taka rodzina to mikroprzedsiębiorstwo... Mówi się, że dziecko to Mercedes na raty. I to prawda, całe życie moje i męża jest podporządkowane dzieciom. Pracujemy dla nich, żeby dobrze je wychować i wykształcić. Zadaliśmy sobie z Michałem (Chorosińskim - przyp. red.) pytanie, czy budujemy dom czy przeznaczamy pieniądze na edukację? Wybraliśmy to drugie. Jesteśmy dla dzieci zaopatrzeniowcami, korepetytorami, angażujemy się w ich życie. Jest to duże wyrzeczenie - wielokrotnie zastanawiałam się, jak to kobieta, czy mogę sobie na coś ekstra pozwolić, np. kosmetyk czy sukienkę i zawsze ten mój kaprys przegrywa z ich potrzebami. Dlatego nie występuję w rankingach najlepiej ubranych kobiet i nie mam torebki za 15 tys. złotych. Nie bywam na rautach, bo w tym czasie wożę dzieci pomiędzy zajęciami pozaszkolnymi albo odrabiam z nimi lekcje.
Czy nie sądzisz, że w twoim zawodzie to jednak przesada?
- Wierzę, że to ma głęboki sens, jest to krąg życia. Teraz my dajemy dużo dzieciom, a potem one nam to oddadzą. Miłość jest obecna w naszym życiu w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nauczyli nas tego rodzice, tak wiele od nich dostaliśmy, teraz my możemy przekazać te wartości dalej.
Czy naprawdę uważasz, że jak nie jesteś w ciąży, to marnujesz czas?
- Powiedziałam to kiedyś półżartem, ale naprawdę jest coś cudownego w byciu w błogosławionym stanie. Zresztą język polski tak pięknie oddaje istotę bycia w ciąży. Każde kolejne dziecko w naszej rodzinie to wielka radość i skarb.
Czy jako młoda dziewczyna planowałaś tak dużą rodzinę?
- Nigdy nie zakładałam, że będę miała tyle dzieci. Apetyt wzrastał w miarę jedzenia, tak mogę powiedzieć. Kiedy pojawiła się pierwsza, a potem druga córka, to zrozumiałam, że to jest właściwie największy sens naszego życia - dawać życie i wychowywać. Wydaje mi się, że dzięki temu mam poczucie spełnienia.
To odważna teza w czasach, które każą kobiecie szukać spełnienia w rozwoju zawodowym...
- Ale ja mam swoje zawodowe życie! Kilka dni temu miałam premierę w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie zagrałam w "Chorym z urojenia" Moliera. Poza tym gram w Teatrze Buffo w sztuce "Boeing, Boeing", prowadzę program w TVP ABC "Moda na rodzinę".
Jak godzisz to z wychowaniem pięciorga dzieci?
- Obowiązkami dzielimy się z mężem, staramy się robić to tak, by jedno z nas było w domu, więc starsze dzieci pomagają nam z młodszymi. W dużej rodzinie, to właśnie jest piękne, każdy ma swoje zadania i jakoś płynnie godzimy obowiązki, a jednocześnie mamy poczucie, że jesteśmy razem i to jest nasza wielka siła. Nigdzie człowiek tak dobrze się nie ukształtuje jak w rodzinie. Tutaj uczy się zasad społecznego życia, odpowiedzialności, wyrabia sobie cechy charakteru. Nabiera siły i pokory jednocześnie.
Rozmawiała Anna Popek (PAP Life).