Reklama

Dominik Moll o filmie "Noc 12 października": Nie dowiemy się, kto zabił

Na kinowe ekrany trafił nagrodzony sześcioma Cezarami film "Noc 12 października" w reżyserii Dominika Molla. Thriller jest przebojem francuskich kin. Czy spodoba się naszym widzom? "To historia morderstwa młodej kobiety, które nigdy nie zostało rozwikłane. Naprawdę podobało mi się to, że nie dowiedzieliśmy się, kto to zrobił, ponieważ jest to perspektywa, którą rzadko widzimy w kinie" - Dominik Moll mówi w rozmowie z Mariolą Wiktor.

Na kinowe ekrany trafił nagrodzony sześcioma Cezarami film "Noc 12 października" w reżyserii Dominika Molla. Thriller jest przebojem francuskich kin. Czy spodoba się naszym widzom? "To historia morderstwa młodej kobiety, które nigdy nie zostało rozwikłane. Naprawdę podobało mi się to, że nie dowiedzieliśmy się, kto to zrobił, ponieważ jest to perspektywa, którą rzadko widzimy w kinie" - Dominik Moll mówi w rozmowie z Mariolą Wiktor.
Dominik Moll na festiwalu w Cannes (2022) / Pascal Le Segretain /Getty Images

Prędzej czy później każdy policyjny śledczy trafia na sprawę, której nie potrafi rozwikłać i staje się ona dla niego rodzajem niezdrowej obsesji. Dla Yohana, świeżo upieczonego szefa wydziału kryminalnego w Grenoble, może nią okazać się tajemnicze morderstwo młodej dziewczyny imieniem Clara, do jakiego właśnie doszło na terenie będącym pod jego jurysdykcją. Ślady na miejscu zbrodni niewiele mówią zarówno o potencjalnym napastniku, jak i jego motywie. Rozpoczynają się rutynowe policyjne czynności, będące wstępem do dalszego, skomplikowanego śledztwa. Wraz z nowymi podejrzanymi, których przesłuchuje Yohan, obraz sprawy jedynie się zaciemnia, budząc w policjancie kolejne wątpliwości. Zwłaszcza że mężczyzna ma coraz większy problem z zachowaniem odpowiedniego dystansu do podjętego śledztwa. Bezradność miesza się z frustracją, gdy pomimo wytężonej pracy wciąż jedyną pewną informacją pozostaje fakt, że do tragicznego zdarzenia doszło w nocy 12 października.

Reklama

O pracy nad filmem "Noc 12 października" w rozmowie z Mariolą Wiktor opowiada reżyser Dominik Moll.

Dlaczego chciałeś zrobić film o policji i policjantach? Postać policjanta została już "przerobiona"  przez filmy i seriale telewizyjne na wszystkie możliwe sposoby. Czy twoim sposobem na tę postać jest to, że urasta ona w filmie "Nocą 12 października" niemal do rangi symbolu, przekaźnika emocji, cierpienia? Trochę jak u Arnauda Desplechina w "Miłosiernym"?

Dominik Moll: - Zanim trafiłam na książkę Pauline Gueny, która stała się inspiracją dla scenariusza, zawsze powtarzałem sobie, że robienie filmu o policyjnym śledztwie jako takim mnie nie interesuje. Robiłem filmy, w których są zbrodnie, ale w których stajemy albo po stronie tych, którzy są ich ofiarami, albo tych, którzy je popełniają. Tak jest na przykład w "Tylko zwierzęta nie błądzą". Nawet jeśli pojawia się tam postać policjanta, to jest on bardzo wycofany. W "Harrym, twoim prawdziwym przyjacielu" nie ma w ogóle gliniarzy. Z reguły kryminały, które mnie pasjonują, są bardziej w stylu powieści Patricii Highsmith, w których też nigdy nie ma policji.

W 2020 roku pojawiła się książka Pauline Guény pod dość tajemniczym tytułem" 18.3. Rok w PJ". Co w tej powieści tak mocno cię zafrapowało?

- To zdanie, myśl, która pojawia się także w filmie. A brzmi ono tak: "W wydziale kryminalnym mówimy, że każdy śledczy ma przestępstwo, które go prześladuje". Wzbudziło to moją ciekawość. To historia morderstwa młodej kobiety, które nigdy nie zostało rozwikłane. Naprawdę podobało mi się to, że nie dowiedzieliśmy się, kto to zrobił, ponieważ jest to perspektywa, którą rzadko widzimy w kinie, może do pewnego stopnia z wyjątkiem "Zodiaku" Davida Finchera. Zwykle gdy trwa dochodzenie policyjne, winny zostaje w końcu znaleziony, w każdym razie tego oczekuje publiczność. Ale nie w tym przypadku i zachęca nas to do przeniesienia uwagi gdzie indziej. Z Gillesem Marchandem, moim współscenarzystą, skoncentrowaliśmy się na pracy śledczych i na przemocy, z jaką spotykają się oni na co dzień.

Co cię najbardziej uderzyło w ich pracy?

Przede wszystkim ogrom procedur i poświęcony im czas. Każdy błąd może osłabić śledztwo. Z tego powodu policja pracuje pod ogromną presją. Mundurowi spędzają dużo czasu przed klawiaturą, ponieważ wszystko musi być bardzo rygorystycznie udokumentowane, nagrane, opisane. Ciągle konfrontują się z ohydnymi zbrodniami i żeby zachować jakaś równowagę psychiczną, próbują równoważyć te emocje specyficznym rodzajem czarnego humoru. Starają się dobrze wykonywać swoją prace, ale potykają się o braki środków, personelu, procedury. Bernard Tavernier w filmie "L.627" był jednym z pierwszych, którzy skierowali kamerę na tak pokazane środowisko.

Jednak wątkiem przewodnim filmu nie jest śledztwo w sprawie o morderstwo, ani nawet sama praca policjantów, tylko relacje damsko-męskie, czyli wyjście poza rejony przypisywane tradycyjnie temu gatunkowi.

Tak. Gilles bardzo szybko zdał sobie sprawę, że relacje damsko-męskie i to co jest w nich nie tak, łącząc się z męską przemocą wobec kobiet, to watek dominujący. Jednak zdecydowanie nie chcieliśmy, żeby było to wymuszone i ludzie mówili: "O, patrzcie, kilku 60-letnich mężczyzn próbuje dołączyć do ruchu MeToo i udawać, że są nowocześni". To musiało być bardziej subtelne.  Podróż głównego bohatera musiała doprowadzić go do miejsca, w którym zaczyna kwestionować swój własny stosunek mężczyzny do kobiet, jak wtedy, gdy przyjaciel ofiary rzuca mu wyzwanie: "Jakie to ma znaczenie, czy spała z taką czy inną osobą? Z pewnością sugeruje to, że o to prosiła". W tym miejscu prowadzący śledztwo Yohan czuje, że może wpaść w pułapkę niewłaściwego rodzaju myślenia. Zdaje sobie sprawę, że aby zmienić męski świat policyjnych śledztw, trzeba najpierw uczynić go mniej męskim, czyli przyjąć pomoc kobiet, które mogą wnieść nowe wartości.

Twój film kwestionuje współczesną męskość. Przedstawiasz całą typologię mężczyzn poprzez ich relacje z kobietami...

W ramach tej historii męskie postacie konfrontowane są z przemocą innych mężczyzn wobec kobiet. Pojawia się rodzaj męskiego niepokoju. Zbrodnie popełniają mężczyźni i, jak mówi młody śledczy pod koniec filmu, to trochę dziwne, że to mężczyźni popełniają przestępstwa i że oni też mają je rozwiązywać. Gdzie w tym wszystkim jest kobieta? Zaletą filmu gatunkowego lub śledztwa policyjnego jest to, że oferuje znane widzom ramy z kodami, a jednocześnie pozwala nam wślizgnąć się w inne tematy, które wykraczają poza pytanie, czy znajdziemy winowajcę, czy nie.  Najbardziej interesowało nas pokazanie, poprzez przesłuchania tych różnych podejrzanych, różnych postaw mężczyzn wobec zamordowanej kobiety. Czujemy, że są tacy, którzy traktują to lekko, jakby fakt, że ona nie żyje, w ogóle nie miał żadnego znaczenia. Obecność tych podejrzanych umożliwiła więc zgłębienie pewnych typów dyskursu i postaw wobec kobiet. To zabójstwo kobiet jest przypomnieniem, jak niepewna pozostaje sytuacja kobiet, pomimo całego postępu dokonanego w zakresie parytetów.

Czy twój film jest feministyczny?

- Jeśli są feministki, które uważają, że to film feministyczny, to mówię "OK", ale ja sam tego nie twierdzę. Wydawałoby mi się to aroganckie. Powiedziałbym raczej, że jest to film napisany przez dwóch facetów, którzy słuchają feminizmu i film, który kwestionuje męskość, a nie film aktywistów. Ale w książce taka perspektywa jest bardziej obecna, bo to przecież to jest spojrzenie kobiety, autorki na świat mężczyzn.

Film jest thrillerem - gatunkiem, który zawsze lubiłeś, ale jest także odzwierciedleniem społeczeństwa.

To idealna sytuacja, gdy uda się połączyć te dwa elementy, choć thrillery, które nie odzwierciedlają społeczeństwa, też mogą się w kinie doskonale sprawdzać.  Na moje zainteresowanie filmem wpłynął Hitchcock i pewne aspekty jego wpływu pozostały w "Nocą 12 października" - zabawa uczuciami i suspensem.

Nie przypadkiem zdjęcia do filmu powstawały w bardzo malowniczych krajobrazach górskich Grenoble.

Połowa filmu została nakręcona w Sabaudii, w dolinie Maurienne, a druga połowa w Grenoble, gdzie ostatecznie nakręciliśmy tylko kilka plenerów komisariatu policji. Gabinety policjantów zostały bardzo wiernie zrekonstruowane w opuszczonym budynku w rejonie Paryża. Użyliśmy ujęć zrobionych na miejscu, aby dopracować wystrój w najdrobniejszych szczegółach. Naprawdę lubię rzeczy, które są trochę górzyste, te krajobrazy, które są zarówno bardzo piękne, jak i przytłaczające. Poza tym zawsze zdarzają się tam kaprysy pogody, na które nie mamy wpływu. Kręciliśmy w październiku i przez cały czas była ładna pogoda; to raczej jasne i słoneczne otoczenie stanowiło przeciwwagę dla obrzydliwego aspektu morderstwa. A poza tym, generalnie, geograficzna izolacja ułatwia skupienie się na postaciach. Nie wybrałabym ładnego, urokliwego górskiego miasteczka. A góra ma w sobie coś majestatycznego, ale może też mieć stronę groźną, która zamyka, zasłania horyzont. Dla mnie to dobrze korespondowało z sytuacją śledczych. To trochę jak welodrom: rowerzysta kręci się w kółko, nie może uciec. A jednocześnie góra jest także obietnicą miejsca, z którego możemy uciec, jeśli udamy się na szczyty.

Tempo i rytm filmu są tu bardzo ważne...

To dlatego, że w głowach bohaterów szaleje burza. Pomyślałem, że nie trzeba dodawać do tego gorączkowej inscenizacji. Byłoby to sprzeczne z tym, co chciałem powiedzieć. W montażu realizowaliśmy ten pomysł. Rytm musiały wyznaczać sceny, a nie montaż. Chciałem też, żebyśmy naprawdę poczuli postacie w planach, bo to one mają wpływ na akcję. Niektóre pojawiają się na ekranie tylko raz, ale na dłużej. Chciałem więc, żeby ta inscenizacja pozwoliła im zaistnieć i żeby się zaznaczyły.

Postać Bastiena Bouillona, który gra Yohana, mówi w pewnym momencie, że wszyscy  podejrzani mogli popełnić przestępstwo. To tak, jakby wszyscy to zrobili, ale jednocześnie nikt... Zabójca jest wielokrotny i nieuchwytny, jest jednocześnie wszystkimi i nikim.

Tak. I nawet on sam się w to włącza. Ważne było dla nas również opowiedzenie trajektorii postaci Yohana. I to nie dlatego, że dochodzenie nie prowadzi do finału. Naprawdę chcieliśmy, aby jego ewolucja była czymś w rodzaju ucieczki i aby zaczął kwestionować pewne rzeczy. W szczególności to myślenie, które inicjuje najlepsza przyjaciółka Klary, wymieniając potencjalnych podejrzanych, z których prawie wszyscy mieli związek z ofiarą, zaczynając sugerować, że Klara nie jest bez winy. Lubiła "przygody" i "złych chłopców". Szybko dochodzimy do wniosku, że gdyby miała bardziej uporządkowane życie, prawdopodobnie nic by jej się nie stało. Co jest całkowicie szalone, ponieważ nigdy nie byłoby tak samo, gdyby to był mężczyzna. A postać Yohana zdaje sobie sprawę, że on sam tak zaczyna myśleć...To morderstwo dokonane przez kogoś z zakrytą twarzą jest w rzeczywistości morderstwem o stu twarzach: morderstwem bez twarzy, a więc  posiada wszystkie cechy męskości. Reżyser maluje kalejdoskopowy portret różnych podejrzanych, to znaczy w szczególności albo seryjnego skurwiela, postać marginalną; albo seryjnego zabójcę, brutalnego mężczyznę; albo seryjnego zboczeńca, schizofrenika, wariata.

Prawie zawsze w twoich filmach pojawia się też niepasujący do otoczenia przedmiot lub element. W "Harrym, twoim prawdziwym przyjacielu" jest to jajko, w "Lemingu" - tytułowe ptaki, a w "Nocą 12 października" to kwiat, którego zdjęcie Marceau (Bouli Lanners) wysyła do Yohana.

To ciekawe, ponieważ tak naprawdę był to szczegół w książce. W przypadku filmu postać Marceau jest zupełnie inna. Wycofuje się ze śledztwa, przytłoczony rodzinnym dramatem i swoimi przekonaniami. Wysyła koledze zdjęcie kwiatu długo po tym, jak nie przekazał mu żadnej wiadomości. W książce to nie goryczka, ale krokus. Ale nie ma prawdziwego wyjaśnienia, pozostaje to bardzo tajemnicze. Podobała mi się ta tajemnica i chciałem, żeby pozostała nienaruszona i niewyjaśniona. Ale ostatnio ktoś mi powiedział, że wybór goryczki jako kwiatu nie był przypadkowy, bo to kwiat, który rośnie w górach. Byłoby to więc jak przesłanie skierowane do Yohana, aby wyrwał się z welodromu, na którym nieustannie jeździ w kółko, aby pokonywał górskie przełęcze na rowerze. Ale myślę, że ważne jest, aby w filmach były rzeczy, które nam umykają, ponieważ jeśli wszystko ma wyjaśnienie lub zbyt silne znaczenie, zabija to magię.

Nawet jeśli "Nocą 12 października" jest filmem, który wyraźnie należy do realistycznego gatunku thrillera i śledztwa, są też momenty, w których panuje niemal fantastyczna atmosfera lub elementy, w szczególności ten kwiat, o którym mówiliśmy, lub te sceny w welodromu, które są naprawdę sfilmowane tak, jakby to był film fantasy lub science fiction. A do tego fakt, że zabójca jest wielokrotny i nieuchwytny.

Tak, bo nawet jeśli jest to film zakotwiczony w jakiejś rzeczywistości, wręcz aktualnej, to lubię też tworzyć uniwersum, świat, który jest nie tylko naturalistyczny. Są oczywiście filmy, które są ściśle naturalistyczne i które bardzo cenię, ale osobiście, z gustu i pragnienia, wolę raczej tworzyć wszechświat, który zmierza w stronę snu lub koszmaru, który wyznacza granicę między rzeczywistością a snem. Jest taka scena, w której Yohan leży w swoim łóżku, a wszystkie twarze podejrzanych nakładają się na jego twarz. Tam jesteśmy naprawdę daleko od jakiegokolwiek naturalizmu i dużo bliżej marzenia. Ale cieszę się, że podkreślasz również sceny z welodromu, ponieważ kiedy odkryłem to miejsce na południe od Grenoble, od razu powiedziałem sobie, że ta lokalizacja pozwoli mi wyjść poza naturalizm i uzyskać dostęp do innego wymiaru, w szczególności wizualnego.

Rower to jakiś trop, wskazówka, symbol?

Yohan zdaje sobie sprawę z tego, że nie może blokować go ta sprawa, której nie udało mu się rozwiązać. Przestaje wiec rozmyślać o niej, żeby nie pedałować w próżni i dostrzegać rzeczy wyraźniej. Tak, jest w tym coś prawie nierealnego i dlatego też zdecydowaliśmy, żeby uprawiał swój sport  w nocy, samotnie. W kolarstwie torowym ciekawe jest to, że rowery nie mają hamulców, trzeba szybko, ostro pedałować. Jedyna rzecz, o której myślisz, kiedy pedałujesz, to po prostu utrzymać się w pozycji pionowej i nie spaść!

We wszystkich twoich filmach pojawia się również zwierzę: małpa w "Harrym, twoim prawdziwym przyjacielu" , wrona w "Mnichu", pies w "U pana Marsa bez zmian"  A w "Nocą 12 października" mamy koty.

Tak, koty pojawiają się tutaj często. W szczególności pomysł czarnego kota w policji,  który przyniesie pecha podczas tego śledztwa, które okazuje się zbyt skomplikowane. Mam obsesję na punkcie zwierzęcości. Myślę, że moim pierwszym pragnieniem jako filmowca, było kino przyrodnicze. W pewnym momencie to pragnienie rozgałęziło się na ludzi, nie wiem dlaczego, ale coś z tego musiało we mnie zostać. Od zawsze interesuję się ornitologią, często chodzę na piesze wycieczki, aby obserwować ptaki.

Jest też kwestia zła, które przewija się przez twoje filmy.

Właściwie to mnie to interesuje, bo to jest coś, co jest obecne wszędzie i zawsze było. Ale to, co na mnie działa, to nie zło jako coś z zewnątrz, które na nas spada, ale raczej udział zła, który każdy ma w sobie i sposób, w jaki sobie z nim radzi. Pamiętam, że kiedy zobaczyłem "Blue Velvet" Davida Lyncha, to pytanie o zło bardzo mnie niepokoiło. Wcześniej prawdopodobnie myślałem o nim o wiele bardziej binarnie, bardziej schematycznie, z wyraźnym podziałem na dobrych i złych facetów. Ale w tym filmie, kiedy postać Kyle'a MacLachlana zaczyna bić bohaterkę grana przez Isabellę Rossellini na jej prośbę i sprawia mu to przyjemność, choć równocześnie go przeraża, zaniepokoiło mnie to i skłoniło do myślenia. Jest trochę tego niepokoju w "Harrym, twoim najlepszym przyjacielu". Wszyscy mamy impulsy, które same w sobie nie są zbyt szlachetne i wszystko zależy od tego, jak uda nam się nimi zarządzać, jak je poskromić.

Yohana wiele rzeczy prześladuje, dręczy, niepokoi.  A jakie są twoje lęki?

Biorąc pod uwagę obecny stan świata, wiele rzeczy mnie niepokoi, czy to pod względem ekologicznym, czy społecznym... Ale myślę, że tak naprawdę przeraża mnie Trump i wszyscy ci ludzie, dla których rozsądek nie jest wartością. Jestem z pokolenia, które dorastało w przekonaniu, że wszystko zawsze idzie w jak najlepszym kierunku, ale zdaję sobie sprawę, że przechodzimy bardzo silny regres. Bardzo chciałbym znaleźć sposób, żeby opowiedzieć o tym w filmie, ale jeszcze nie wiem jak. Potrzebna jest prawdziwa komedia, coś dość zjadliwego na ten temat.

Mariola Wiktor

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Noc 12 października
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy