Reklama

Danuta Stenka: Lubię wyprawy w przeszłość

Potrafi zagrać każdą rolę, a jej znakiem rozpoznawczym jest piękny uśmiech. Kocha rodzinne Kaszuby, męża i córki. W kinach oglądamy ją właśnie w komedii "Planeta Singli 2", a w telewizji - w finale serialu "Diagnoza".

Potrafi zagrać każdą rolę, a jej znakiem rozpoznawczym jest piękny uśmiech. Kocha rodzinne Kaszuby, męża i córki. W kinach oglądamy ją właśnie w komedii "Planeta Singli 2", a w telewizji - w finale serialu "Diagnoza".
- Uważam, że to ogromne szczęście móc robić to, co się kocha - mówi Danuta Stenka /AKPA

Jakiś czas temu w serialu "Lekarze" grała pani dyrektor toruńskiego szpitala. W "Diagnozie" została pani ordynator chirurgii w Rybniku. Gratuluję awansu!

- Dziękuję! (śmiech)

Bogna Mróz jest tajemnicza, wyrachowana, błyskotliwa i atrakcyjna. Taki zestaw cech to chyba raj dla aktorki?

- Tak, zwłaszcza że tej aktorce rzadko proponuje się role czarnych charakterów. Bogna Mróz jest nim, jednak w odcieniach jej czerni dopatruję się także pewnej klasy. Ona nie rozprawia się ze swoimi przeciwnikami za pomocą młotka. Jej metody są bardziej wyrafinowane. To inni mają z nią problem, bo jest bezkompromisowa. Bezwzględnie, spokojnie i z klasą podąża w kierunku, który ją interesuje.

Reklama

Jaką diagnozę postawiłaby pani swojej bohaterce?

- Niedawno przeczytałam książkę "Mądrość psychopatów". Autor dowodzi, że są nimi nie tylko seryjni mordercy czy gwałciciele. Cechy psychopaty może posiadać też genialny neurochirurg albo strażak. Takie osoby nie czują lęku i nie myślą o konsekwencjach. Interesuje je tylko cel, do którego zmierzają.Tak jak strażak, który rzuca się w płomienie i ratuje ludziom życie w WTC. Psychopaci zatem nie muszą być przestępcami. Przeciwnie, mają bardzo wiele zalet. Jeśli skupią się na swojej jasnej stronie, to w sytuacjach kryzysowych mogą być jedynymi ludźmi, którzy będę dla otoczenia wybawieniem. Wracając do Bogny Mróz, zdiagnozowałam ją jako typową psychopatkę. Owszem, kręci swoje ciemne interesy, ale jest też profesorem chirurgii i nawet ci, którzy jej nie znoszą, przyznają, że to doskonały fachowiec.

Można powiedzieć, że nazwisko Mróz jest adekwatne do charakteru postaci.

- Zgadza się - chłodna, precyzyjna, nastawiona na karierę. Choć nie wiem, jaka jest tego przyczyna, to jej para idzie w ten właśnie gwizdek. Kariera i wygodne życie. A żeby tak funkcjonować, potrzebne są pieniądze. Stąd różne nielegalne interesy pani Mróz.

Dzieci często wybierają ten sam zawód, co rodzice. Jednak pani starsza córka Paulina została psychologiem klinicznym.

- Tak, i jestem z niej bardzo dumna. Już jako gimnazjalistka wiedziała, że wybierze taki kierunek studiów. To było jej wielkie marzenie, choć nie była pewna, czy sprawdzi się w tym zawodzie. Nie zapomnę sytuacji z początku jej studiów. Kiedy zabrałam ją z miasta po zajęciach, z entuzjazmem zaczęła mi opowiadać o wykładach, ćwiczeniach, książkach... W pewnym momencie sama do siebie powiedziała: - Jak ja to lubię! To był miód na moje serce. Uważam, że to ogromne szczęście móc robić to, co się kocha. I nieważne, czy to jest sprzątanie mieszkań, prowadzenie tramwaju czy leczenie ludzi. Oczywiście, w każdym zawodzie zdarzają się trudne momenty. W moim też były takie, które chętnie wyrzuciłabym do kosza. Wiem jednak, że są potrzebne, bo często właśnie one mają wpływ na rozwój. Gdy uwiera mnie jakiś kamyk w bucie, muszę coś z tym fantem zrobić. W każdym razie bardzo się cieszę, że moje dziecię też odnalazło swoje miejsce w życiu.

Czy młodsza córka, Wiktoria, również już je znalazła? Podobno to ona nauczyła panią obsługi komputera.

- Tak, zaczęła jako trzylatka! Później, tuż przed maturą, wpadła do domu z wiadomością, że jest szkoła, w której otworzyli kierunek food design. Opowiada, a ja widzę, jak jej skrzydła rosną. - To jest to! - myślę sobie. Gotowanie zawsze było jednym z jej koników i tak jest do tej pory. Talent kulinarny odziedziczyła po babci, czyli mojej teściowej. W dzieciństwie kupowaliśmy jej pisemko "Scooby Doo", w którym były przepisy, a ona eksperymentowała i powstawały jakieś fioletowe napoje z bąblami itp. Przy okazji padały różne urządzenia, a patelnie i garnki kończyły w koszu.

Dziś to kucharz doskonały?

- Teraz widzi się raczej w roli menedżera niż kucharza, więc studiuje psychologię biznesu i pracuje w restauracji. Niemniej wszystko na razie kręci się wokół "food".

Widzę, że psychologia jest w waszej rodzinie ważna. W aktorstwie też jest niezbędna?

- To dla mnie fundament. Dziś myślę sobie, że gdybym nie była aktorką, to w jakikolwiek inny sposób musiałabym o nią zahaczyć. Kto wie, może nawet zostać psychologiem, choć nie miałam tego w pierwotnych planach. Dzięki aktorstwu jestem blisko psychologii. Praca nad rolą to rozkładanie czyjejś osobowości na czynniki pierwsze czy też składanie jej w całość, budowanie jej, ze strzępów informacji. Zdarzało mi się rozmawiać ze starszą córką na temat moich ról. Rozwiązywała ze mną problemy charakterologiczne postaci, nad którymi pracowałam i podsuwała pomysły.

Niektóre role zapewniają pani nie tylko podróż w głąb siebie, ale i podróż w czasie. Ostatnio dość często miała pani okazję przenosić się do lat wojny, na przykład w filmie "Zgoda" czy serialu "Wojenne dziewczyny".

- Bardzo lubię takie przygody, wyprawy w przeszłość czy w przyszłość i role kostiumowe. Aktorstwo daje mi możliwość podróżowania wehikułem czasu. Choć okoliczności się zmieniają - opakowania, kostiumy, dekoracje - to człowiek z jego marzeniami, bólem, tęsknotami, niespełnieniem, lękiem, emocjami, pozostaje taki sam. W "Wojennych dziewczynach" gram matkę dwójki bohaterów. I choć wiem, że nie są moimi dziećmi, i że ta wojna też nie jest prawdziwa, to jednak wyobraźnia podsuwa mi emocje, które mogły towarzyszyć matce konspirujących ludzi.

Skoro już cofamy się w czasie, to w przyszłym roku obchodzi pani 30-lecie małżeństwa. Jakie przemyślenia pojawiają się po trzech wspólnie spędzonych dekadach?

- Przyznam, że większą refleksję na temat naszego wspólnego życia wywołała nie cyfra na naszym małżeńskim liczniku, a zbieg faktów życiowych, które spowodowały, że w dość krótkim czasie zmieniła nam się codzienność. Najpierw młodsza córka postanowiła doświadczyć samostanowienia i wyfrunęła w świat. Potem starsza zaczęła pojawiać się w nim coraz rzadziej. A gdy w zeszłym roku w listopadzie zmarła moja teściowa, z którą mieszkaliśmy, nasz dom zupełnie opustoszał. I tak zostaliśmy z mężem w zasadzie tylko we dwoje. Na początku było dość dziwnie, ale równocześnie zdaliśmy sobie sprawę, że jest nam ze sobą naprawdę dobrze, że my i nasze dwie małe suczki, które udają jamniki, całkowicie wypełniamy ten dom. Oczywiście kiedy wpadają córki, jest cudownie. Jednak sam na sam też jest nam absolutnie dobrze. To jest moment, w którym człowiek tak naprawdę orientuje się, z kim żył przez całe lata.

Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz

Danuta Stenka urodziła się 10 października 1961 roku w Sierakowicach. Dzieciństwo spędziła w Gowidlinie na Kaszubach. Po maturze pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej. Skończyła Studium Aktorskie w Gdańsku (1984). Od lat propaguje kulturę kaszubską, m.in. czyta kaszubskie tłumaczenia Biblii w wejherowskiej kolegiacie. Ma tytuł Honorowej Obywatelki Gminy Sierakowice. Znamy ją z ról w serialach "Boża podszewka" i "Lekarze" oraz filmach "Quo vadis", "Nigdy w życiu", "Katyń". Jej mężem jest były aktor Janusz Grzelak. Mają dwie córki: Paulinę i Wiktorię.

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Danuta Stenka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy