Reklama

Ciuchy są wspaniałe, ale najważniejsza jest historia

- Ciuchy są wspaniałe, dają dużo radości i są ekscytujące, ale przecież nie miałyby sensu, gdyby nie historia opowiedziana przez Michaela [Patricka Kinga] - uważa Sarah Jessica Parker, odtwórczyni roli Carrie Bradshaw w filmie "Seks w wielkim mieście 2". Z okazji premiery filmu na DVD i Blu-ray aktorka wyjaśnia dlaczego zdecydowała się na realizację sequelu, wspomina pobyt z ekipą w Maroku oraz zdradza, jak czuła się jako jedna z producentek filmu.

Dlaczego postanowiłaś zagrać w kolejnym filmie?

Sarah Jessica Parker: - Myślę, że to bardzo dobre pytanie - po co robić następny film. Nie trzeba było robić kolejnego, nikt tego nie wymagał. Ale ponieważ nie musieliśmy nic robić na siłę, mieliśmy wybór, pracowaliśmy w sposób o wiele bardziej przemyślany i na poważnie szczególnie dlatego, że tak dużo oczekujemy od każdego, kto z nami pracuje.

- A pracujemy w sposób dość niekonwencjonalny. Wymagamy dużo od naszej ekipy. Chodzi o to, że nasza ekipa i my sami spędzamy bardzo wiele czasu z dala od rodzin, co różni ten film od innych, więc powrót do pracy był po prostu świadomym wyborem nas wszystkich. Zrobiliśmy ten film właśnie z tego powodu. To było herkulesowe zadanie. A wraz z nim przyszły wspaniałe wyzwania i bardzo nam się to podobało, ale było przy tym tak dużo pracy i naprawdę trudno jest to opisać komuś, kto w tym nie uczestniczył. Ale wzięliśmy w tym udział właśnie dlatego, że chcieliśmy to zrobić.

Reklama

Czy możesz opisać dlaczego ten film był taki trudny pod każdym względem?

- Kręcenie serialu było dla nas bardzo dużym wysiłkiem, myślę, że większym, niż ludzie są w stanie sobie wyobrazić, a to dlatego, że był kręcony niemal całkowicie w Nowym Jorku, było sporo scen plenerowych, a scenariusze były rozpisane na 32 minuty. Te sceny były naprawdę rozbudowane i myślę, że na dobre, czy też na złe, wyznaczyły pewien standard naszej pracy. A w przypadku pierwszego filmu, to tak naprawdę kręciliśmy właściwie więcej poza Nowym Jorkiem i koncentrował się on bardziej na wewnętrznej narracji. Dotyczył tak naprawdę tego, co znaczy być dorosłym i jak sobie radzimy z rozczarowaniem, przyjaźnią, miłością i mówił o przemyśleniach, jakie mają dojrzali ludzie. A ten film jest tak naprawdę lekki, to zabawa. Jest taką zwariowaną komedią i mieliśmy przy nim sporo roboty. W filmie jest od groma podróżowania, a historia jest bardzo filmowa, jest sporo scen plenerowych, kostiumów i setek, setek statystów w tle i mnóstwo wszelkiego rodzaju tła, mówiąc dosłownie.

- Scenografia też jest olbrzymia i oczywiście, jak zwykle, projekty ubrań są bardzo wyszukane i przemyślane. To było zupełnie inne podejście do kręcenia, no i byliśmy poza domem przez osiem tygodni. Ten ogrom czuć było na przykład, kiedy kręciliśmy w Maroku.

A jak się czułaś grając znowu z Kim, Cynthią i Kristin?

- Cóż, to było dla mnie ciekawe doświadczenie, choć nie mogę wypowiadać się za pozostałe dziewczyny, ale chyba mogę powiedzieć, że wszystkie miałyśmy podobne odczucia, że ciekawie było po raz pierwszy wspólnie i mieszkać i pracować. Byliśmy wszyscy z dala od naszych bliskich - przyjaciół, rodziny, dzieci, mężów, chłopaków, dziewczyn, żon, rodzin, ale mieszkaliśmy razem.

- Kiedy przybyliśmy do Maroka, polecieliśmy do Erfoud, które jest największym miastem, o jakim coś wiedzieliśmy, a które było oddalone od Marrakeszu o osiem godzin. Wszyscy zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu. Mieszkaliśmy razem i to było niesamowite. To był najfajniejszy czas, ponieważ byliśmy ze sobą blisko. To nie było tak, że kręciliśmy, a potem wracaliśmy do ludzi, o których mówiłam wcześniej. Po pracy, wracaliśmy do kolegów z planu i bardzo nam się to podobało. I nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek czuli się tak blisko i mieli poczucie, że możemy na sobie polegać. Postanowiliśmy, że będziemy razem przez cały czas, że będziemy razem jeść, przebywać i mieszkać w tym samym hotelu. To było wspaniałe. To był chyba najfajniejszy okres w moim życiu.

A jak odbierałaś to, że tak wielu ludzi chciało być w pobliżu miejsca, gdzie kręciliście i interesowało się waszą pracą?

- To jest tak, że dzięki zaangażowaniu w postaci i w film nie odczuwa się po prostu żadnych negatywnych emocji. Także w tej kwestii mogę tylko mówić o samych pozytywach. To chyba była jedna z tych wyjątkowych sytuacji, których doświadcza się podczas pracy i która jakoś wymyka się wszelkim opisom.

- Chodzi mi o to, że posiadanie tak wiernej i entuzjastycznej widowni przez tak wiele lat to ogromny przywilej, to bardzo wzruszające. Staram się nie przywiązywać do tego zbytniej wagi, ale to naprawdę bardzo uskrzydlające uczucie, być częścią czegoś, z czym inni się identyfikują i w stosunku do czego czują pewnego rodzaju emocjonalną więź. Fakt, że ludzie odnoszą się ciepło i z takim entuzjazmem do przygód Mirandy, Charlotte, Samanthy lub Carrie jest naprawdę niezwykły. Naprawdę. Cóż, wciąż zdaję sobie z tego sprawę, że to już się w moim życiu nie powtórzy.

Na jakim etapie życia Carrie jest w drugiej części filmu?

- Wszystko dzieje się dwa lata po zakończeniu pierwszego filmu, i jak wiemy, Carrie poślubiła miłość swego życia, mężczyznę, którego poszukiwała przez większość swojego dorosłego życia, i chyba wszystkie kobiety w tym momencie znajdują pewien rodzaj zadowolenia i spełnienia, którego wydawało im się, że zawsze pragnęły. A to, co mnie interesowało w tej opowieści, to ten jak zwykle pomysłowy i ciekawy sposób, w jaki Michael Patrick [King] tworzy postacie, tak jakby malował nie portrety, tylko krajobrazy. Tworzy krajobraz miły dla oka, a potem dodaje do niego te wszystkie detale. To, co się odkrywa w przypadku Charlotte, to jej wewnętrzny konflikt pomiędzy byciem dobrą matką i matką siedzącą w domu oraz jej odczucia na temat własnej seksualności, a także na temat tego, jak widzi ją jej mąż oraz tego, co to znaczy być żoną i matką. I, oczywiście, Miranda zastanawia się, na jakim jest etapie jeśli idzie o swoje życie zawodowe i nad tym co jest dla niej najważniejsze w kontekście bycia matką oraz szanowaną panią adwokat. A Samantha musi sobie radzić z procesem starzenia i tym, co to dla niej oznacza. Carrie, natomiast, napisała książkę na temat małżeństwa.

- Przez całą swoją karierę pisała o byciu singlem i po raz pierwszy pisze na zupełnie inny temat. A prawda jest taka, że nie wie zbyt wiele na temat małżeństwa, bo jest w związku bardzo krótko i nie za bardzo potrafi się wczuć do takiego stopnia, jaki jej by odpowiadał. Jest w stanie teoretyzować na ten temat, ale jeśli chodzi o emocje, to nie wydaje mi się, aby miejsce, w którym się obecnie znalazła jeśli chodzi o jej związek, naprawdę jej odpowiadało. Dla Carrie to taka historia na temat "no tak, jestem po ślubie, ale czy rzeczywiście wyszłam za mąż?" i wydaje mi się, że pod koniec filmu odpowiada sobie na to pytanie. Bo jest różnica pomiędzy wzięciem ślubu i byciem mężatką.

Czy możesz opowiedzieć o tym, gdzie znajdują się bohaterki na początku filmu i co wiedzie je do Abu Dhabi?

- Samantha jest w domu w Nowym Jorku. Tam teraz mieszka. Znowu prowadzi dobrze prosperującą firmę PR-ową. Charlotte opiekuje się w domu dzieckiem. Miranda pracuje w kancelarii jako partner, czego pragnęła od tak dawna i na co tak ciężko pracowała. A Carrie ma właśnie opublikować swoją czwartą książkę. Nazywa się "I Do, Do I"? (Ślubuję, prawda?) i dotyczy jej doświadczeń związanych z pierwszymi latami małżeństwa.

- A powinniśmy pamiętać o tym, że Carrie bardzo przejmuje się recenzjami i nie jest do końca pewna, czy poradziła sobie z tym tematem z taką samą pewnością, jak w przypadku swoich poprzednich książek. Bardzo się denerwuje odbiorem swojej książki. Samantha jest zaproszona przez Smitha na premierę jego nowego filmu. Okazuje się, że został wziętym aktorem. Nakręcił film na pustyni w Arabii i wraca z nim do Nowego Jorku na premierę. Film był sfinansowany przez szejka z Abu Dhabi, więc przenosimy się na premierę do Nowego Jorku. Wszytko odbywa się u Ziegfelda i jest bardzo ekscytujące, a podczas premiery ten szejk mówi "zapraszam cię do mojego hotelu, przyjedź do Abu Dhabi. Byłbym bardzo wdzięczny, jeśli rozważyłabyś przygotowanie kampanii PR dla mojego hotelu". To naprawdę bardzo dobry hotel. Ma siedem gwiazdek; nigdy nie słyszałam o siedmiogwiazdkowym hotelu. "Możesz zabrać ze sobą twoich przyjaciół i spędzić tydzień na mój koszt, a my pokażemy wam Abu Dhabi - to będzie dla was niesamowite przeżycie". Więc ona zaprasza nas, a Charlotta martwi się, bo musi zostawić męża, a Miranda mówi od razu, "Decyduję się. Rezerwuj. Jadę z wami". Carrie cieszy się z wyjazdu ponieważ chce być poza miastem, kiedy pojawią się recenzje jej książki, więc wszyscy wsiadają do samolotu i lecą do Abu Dhabi.

Jak ci się pracowało w Maroku i jak ci się jeździło na wielbłądach podczas kręcenia?

- Cały pobyt w Maroku był niesamowity. Tak naprawdę, to nawet mnie to zdziwiło, bo przecież bardzo ciężko i długo pracowaliśmy. Ale samo przebywanie tam i zwiedzanie tego wszystkiego, a szczególnie Arefu, kręcenie na wydmach Sahary, i oglądanie tych miejsc, o zobaczeniu których marzyłam będąc małą dziewczynką, i oglądanie wydm, które wydawały się niemal nietknięte przez czas, było dla mnie zdumiewającym doświadczeniem. To było naprawdę szalone.

Przeczytaj recenzję filmu "Seks w wielkim mieście 2" na stronach INTERIA.PL!

- Ale to, co nie zostało uchwycone na filmie to droga, którą przemierzaliśmy codziennie wieczorem po skończeniu zdjęć. Ściemniało się około 4.30, czasami piątej. Więc wyglądało to tak, że się przebieraliśmy, wskakiwaliśmy do aut i jechaliśmy z powrotem do hotelu, a był to spory kawał drogi. Tak naprawdę to tam nie było drogi. Po prostu jechaliśmy, zapadał zmierzch, początek magicznej godziny i jechaliśmy tak, aż się prawie zupełnie ściemniało....Ta droga poprzez wydmy do hotelu, cóż nawet trudno jest mi ją opisać, czułam się tak z dala od domu.

Jak duże było pomieszczenie na wasze stroje na potrzeby tego filmu? Musiało być chyba olbrzymie, prawda?

- Należy wyjaśnić, że na początku to pomieszczenie wcale tak nie wyglądało. Ono zmieniało się przez ostatnie 12, 13 lat w rodzaj jakiegoś alternatywnego wszechświata. Kiedy zaczynaliśmy kręcić, mieliśmy budżet, wydaje mi się, że powiem bez przesady, że to było coś w granicach 10 tys. dolarów na odcinek, przeznaczone dla wszystkich aktorów. Mam na myśli wszystko od a do z dla wszystkich, dla mężczyzn, kobiet, statystów grających za dnia i wieczorem, dla wszystkich aktorek. To był budżet na majtki, staniki, skarpety, pasy do pończoch, na wszystko. No i ważne jest też, przy okazji tej kwoty, że nikt nie chciał nam nic wypożyczać. Nie byliśmy w stanie wypożyczyć nawet pary skarpet na 24 godziny!

- I to było właśnie tak niesamowite w Pat [Patricia Field]. Ona jest taka pracowita, bystra i kreatywna. Chciałam, aby projektowała ubrania do serialu, ponieważ wiedziałem, że widzi Nowy Jork w odpowiedni sposób. Jej awangardowe podejście do mody miało duży wpływ na to, jak ubierała się Carrie, co w pewien sposób również definiowało ją samą na wiele sposobów. To po prostu była konieczność, ale również pewien wybór stylu, który doprowadził do tego miejsca, w którym teraz jesteśmy lub gdzie byliśmy sześć albo siedem miesięcy temu, kiedy zaczynaliśmy przygotowania do filmu. A więc, rzeczywiście to jest pomieszczenie, raczej magazyn wielkości jakiś trzech, czterech tysięcy metrów kwadratowych, z dosłownie setkami wieszaków na ubrania autorstwa każdego ważnego i obiecującego projektanta na świecie. Oprócz tego jest jeszcze olbrzymie pomieszczenie wyłącznie na buty, pokój, w którym przechowuje się biżuterię i dodatkowe osobne miejsce tylko na torebki. To rzeczywiście dosyć dziwne.

A co możesz powiedzieć o aktorach, którzy ci partnerowali - Chris Noth, który grał Biga oraz John Corbett, który wcielił się w Aidana?

- Do Chrisa dość trudno dotrzeć. To dla mnie wyróżnienie stwierdzić, ale w pewien sposób otworzył się przede mną. On może liczyć na mnie, a ja na niego i wydaje mi się, że on mi ufa, bo ja ufam mu całkowicie. Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny mógł zagrać tę rolę. Naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby tę rolę zagrał ktoś inny niż Chris Noth, a to dla niego pewnie czasami jest ciężarem. Mam na myśli to, że musiał przez ten cały czas chodzić ulicami i słuchać jak ludzie wołają do niego "Hej tam, panie Big!", co może było w pewien sposób pochlebiające, ale dla niego raczej trudne, więc jestem mu za to bardzo wdzięczna.

- A jeśli chodzi o Johna Corbetta, to słowa nie mogą oddać, jakim wspaniałym i utalentowanym jest człowiekiem. Po prostu myślę, że on jest jednym z tych wielkich aktorów. W jego grze jest tyle lekkości i może niektórym się wydawać, że granie przychodzi mu łatwo, ale on pracuje tak ciężko jak wszyscy inni. I wkłada w to bardzo dużo serca. W tym przypadku musiał być bardzo zaangażowany, nie grając w Seksie w wielkim mieście przez ile lat? Osiem, dziewięć? I ta cała presja powrotu, tylko dwóch dni pracy i dawania z siebie wszystkiego w każdej scenie.

- Tak więc, John to jedyna osoba, która mógłaby sobie z czymś takim poradzić. On jest naprawdę świetnym aktorem i bardzo się cieszę, że chciał z nami pracować, i że to dla niego tak dużo znaczyło. Muszę również dodać, że Michael napisał naprawdę doskonały scenariusz.

Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat pracy z Michaelem Patrickiem Kingiem?

- Michael jest dla mnie jak brat. Jest niesamowity. W odróżnieniu do innych ludzi, których poznałam w swoim życiu jest utalentowany w wielu dziedzinach i podchodzi do nich wszystkich z taką samą atencją. To, co jest piękne w stosunku Michaela do "Seksu w wielkim mieście" to fakt, że to on uważa go za swoje dzieło; że czuje się w pewien sposób wdzięczny, oddany, zaangażowany i rozumie tę historię w sposób, w jaki inni nie potrafią. To dla niego takie jajo Faberge, którego strzeże i które sprawia, że jest niesamowicie wyczulony na każdy detal.

- Nadal współtworzę z nim scenariusz i wydaje mi się, że bardzo dobrze nam się pracuje i nie mogę sobie wyobrazić pracy nad tym filmem bez niego. Bez jego pomysłów na tę historię, które sprawiły, że oderwałam się od moich dzieci, męża i rodziny, i które sprawiły, że ludzie wychodzą z domu i płacą za bilet do kina. To wszystko zasługa Michaela Patricka i tego, w jaki sposób tworzy scenariusze.

- Ciuchy są wspaniałe, dają dużo radości i są ekscytujące, ale przecież nie miałyby sensu, gdyby nie historia opowiedziana przez Michaela. Michael jest niesamowity.

Jak to jest być również producentem filmu?

- To trochę trudne do opisania, ale to taki rodzaj inwestycji podobnej do franczyzy. Tak naprawdę, to nie myślę o tym w takich kategoriach. Powiem tyle - jestem producentem tego filmu. Byłam producentem wykonawczym serialu. I podchodziłam do tych ról na poważnie. Byłam zaangażowana we wszystko, bo tak właśnie pracuję. Ten film wyprodukowałam razem z Michaelem oraz Melfi. To jest tak, że w niektórych aspektach lepiej sobie radzę ja, a w innych lepszy jest Melfi, no i są obszary, z którymi lepiej radzi sobie Michael. Ale nie jestem jakąś eteryczną, głodną władzy producentką. Będę się tym zajmować niezależnie od tego, gdzie będziemy się znajdować i aż do wyczerpania pomysłów, po prostu taka jestem. Lubię czuć się odpowiedzialna w stosunku do siebie i ludzi, z którymi pracuję, ale czasami to niełatwe. Jest sporo decyzji do podjęcia i staram się robić to dobrze, z szacunkiem do innych ludzi, którzy mam nadzieję mają do mnie zaufanie, a w obecnym momencie wydaje mi się, że pracujemy właśnie z ludźmi, którzy nam ufają. Taką mam przynajmniej nadzieję.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sarah Jessica Parker
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy