Reklama

Chaos w hołdzie swojej młodości

Czas realizacji tego filmu przeszedł już do legendy, a plotki o perypetiach na planie "Chaosu" - debiutu fabularnego Xawerego Żuławskiego - od kilku lat krążyły w środowisku polskich filmowców. Wreszcie udało się - pierwszy duży film syna znanego reżysera Andrzeja Żuławskiego i popularnej w latach 70. aktorki Małgorzaty Braunek, zadebiutował na festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu, a 15 września 2006 roku wszedł na ekrany polskich kin.

O tym, dlaczego "Chaos" pojawia się w kinach dopiero pięć lat od czasu rozpoczęcia zdjęć, dlaczego punk jest ważną subkulturą oraz co to znaczy mieć za ojca słynnego reżysera, w rozmowie z Tomaszem Bielenia opowiada Xawery Żuławski.

Reklama

Czy czujesz się spadkobiercą tradycji jednej z najważniejszych polskich rodzin inteligenckich, Żuławskich?

Xawery Żuławski: Pochodzę z tej rodziny, wychowałem się w niej, noszę nazwisko Żuławski, więc siłą rzeczy jestem jej spadkobiercą. Zawsze używam w tej sytuacji takiego porównania: nie ma nic dziwnego w tym, że szewc ma zakład i ten zakład przejmuje jego syn. Jeśli jednak rzecz dotyczy sztuki, sprawa staje się bardziej... śliska, ludzie zaczynają mieć jakieś wątpliwości i więcej do powiedzenia.

Ja myślę, że to jest naturalna kolej rzeczy, że nie bardzo mogłem pójść w innym kierunku. Po prostu.

Zadałem to pytanie, bo odnoszę wrażenie, że instytucja rodziny jest ważnym tematem filmu „Chaos”.

Xawery Żuławski: Rodzina jest punktem wyjścia w tym filmie. Rodzina, która pogrążona jest w chaosie, powoduje dalszy ciąg chaosu. Właściwie brak tej rodziny, jej rozbicie.

Ja to obserwuję ze wszystkich stron, że rodziny nie wytrzymują, że ludzie nie potrafią być razem i stąd dalsze kłopoty ich dzieci.

Czy kryzys rodziny to jedyna przyczyna tego, o czym traktuje tytuł twojego filmu?

Xawery Żuławski: Wydaje mi się, że tytuł mojego filmu, hasło „chaos”, oznacza brak logiki. I ten brak logiki jest zarówno w emocjach, jak i w strukturze filmu. I założenie filmu było takie, żeby się to hasło na wielu poziomach, w wielu płaszczyznach objawiło.

A skąd pomysł na historię o trzech braciach, z których jeden jest dresiarzem, drugi – punkiem, a trzeci - adwokatem. Początkowo chciałeś zrealizować krótki film o trzech skinheadach.

Xawery Żuławski: Ja mam trzech przyrodnich braci i de facto jesteśmy z kompletnie różnych światów, ale nie jesteśmy – tak jak w filmie – przedstawicielami trzech różnych subkultur. Nie pochodzimy z innych warstw społecznych, tylko mieszkamy w innych krajach i jesteśmy w różnym wieku. I stąd wziął się cały pomysł.

A że nie do końca interesowało mnie to, żeby robić kino autobiograficzne, to na przestrzeni czasu i życia ten scenariusz ewoluował. Na początku był to pomysł o trzech skinheadach i jednej dziewczynie, ale z czasem – kiedy pisałem dalej ten scenariusz, rozwijałem go – to okazało się, że ma to być historia o takich środowiskowych różnicach i trzech przyrodnich braciach.

Twój film ma jednak pewien autobiograficzny stempel. Kiedy po kilkunastu minutach na ekranie pojawia się tytuł „Chaos”, złożony jest on z wielu malutkich zdjęć, na których można rozpoznać także twoje fotografie. Z drugiej strony asekurujesz się, podając na początku informację, że podobieństwo bohaterów do prawdziwych osób jest niezamierzone i przypadkowe.

Xawery Żuławski: Myślę, że te rzeczywistości mieszają się i przenikają. Jeszcze raz powtórzę, że nie chciałem robić autobiograficznego filmu. Ja lubię fikcję, lubię komiks, w związku z czym bardziej interesowało mnie opowiedzenie historii, bądź historyjki, niż opowiadanie o sobie. A wiadomo, że nie ma szans uciec od siebie i nie ma szans nie mówić o sobie, jeśli chce się coś prawdziwego opowiedzieć.

W tym filmie jest coś takiego, co zobaczyłem dopiero, jak go już "złożyłem". Człowiek stara się zrobić coś, czego sam nigdy nie widział, coś co będzie nietuzinkowe, stara się nie powielać wzorców, które mamy, ale tego nie da się uniknąć. I ja to sam dopiero zobaczyłem montując sceny, które nakręciliśmy - że przenika jednak cały czas ta nasza kultura i to, co się czyta czy ogląda, cały czas nami „powoduje” i jednak gdzieś tam wracamy do rzeczy, które widzieliśmy i które słyszeliśmy.

Jakie więc nieświadome inspiracje najbardziej zaskoczyły cię przy oglądaniu swego filmu?

Xawery Żuławski: Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że scena na wieżowcu jest pastiszem jakiegoś amerykańskiego kina – tak mi się wydaje. Ciężko mi coś sobie teraz konkretnego więcej przypomnieć, ale wiem, że podczas projekcji najbardziej rzuciły mi się w oczy błędy, które popełniliśmy. Ja tego filmu za bardzo nie mogę już oglądać, bo zbytnio się denerwuję widząc te pomyłki.

Nie zapominam jednak, że jest to mój pierwszy film i powstawał w szalenie trudnych warunkach – więc pomimo wszystko zdecydowałem się, żeby te błędy zostawić, żeby nie wycinać scen, które są gorsze, i nie poświęcać kolejnych pięciu lat na pracę nad tym filmem.

Oprócz rodziny, drugim ważnym tematem tego filmu wydaje mi się bunt, rewolucja. Z historii trzech braci, które przedstawiasz w filmie, wybierasz, aby ją dokończyć, opowieść o punku – najbardziej zaangażowanym w zmianę, powiedzmy - „systemu”. Czy to dlatego, że z nim się najbardziej utożsamiasz i jaki jest twój stosunek do działań alterglobalistycznych, anarchistycznych, który wyrazicielem w filmie jest właśnie ta postać?

Xawery Żuławski: Powiem tak - ja punkiem nie jestem i nie byłem. Pociągały mnie troszkę inne subkulturowe historie, ale zawsze żyłem w głębokim szacunku dla punk rocka. Myślę, że dlatego ten bohater jest punkiem, gdyż wydaje mi się, że w tym momencie jest to subkultura młodzieżowa o najbardziej wyrazistych poglądach. Wydaje mi się, że to ważne w naszych czasach, żeby mieć własne zdanie.

Oczywiście, wiele rzeczy mnie bawi - walka z systemem, to wiadomo, że jest to walka z wiatrakami i wiadomo, że samo bycie punkiem jest już wchodzeniem w system. Dążenie do wolności jest więzieniem – uważanie, że jest się absolutnie wolnym to tak, jakby się było w absolutnym więzieniu. Ale wydaje mi się, że w tym momencie zalewa nas system – politycy, media zalewają nas kupą szajsu i rezygnacja z tego to jest bardzo ważna rzecz. Żeby młodzi ludzie mogli zrezygnować z tego, co im się podsuwa jako „ich”.

Undergroundowa grupa skate’owa to jest najbardziej popowa i zjedzona przez system grupa młodzieżowa i to jest smutne. Dlatego uważam, że punki, które mają tę swoją inicjatywę „do it yourself” to jest coś najfajniejszego. Że młodzi ludzie tworzą coś od podstaw, robią to sami i tworzą swój świat, który jest w zupełnej opozycji do świata, który się uważa za taki codzienny i normalny.

Odebrałem twój film jako kino anarchistyczne. Nie dlatego, żeby promował działania anarchistyczne, ale w jakiś sposób ideę anarchizmu w strukturę filmu przemyca. Czy zgodziłbyś się z tym?

Xawery Żuławski: Ciężko jest mi zdefiniować ten film. Nie lubię, gdy się mówi, że była to próba zrobienia kina kultowego, czy filmu, który jest protestem przeciw czemuś. Wydaje mi się po prostu, że to jest film, który zrobiłem w hołdzie swojej młodości. I w ogóle młodości.

Ja już nie jestem młodym człowiekiem i cieszę się, że coś takiego zrobiłem, że zaznaczyłem w jakiś sposób, że byłem kiedyś młodym człowiekiem, że miałem takie pomysły na życie. To jest tak naprawdę taki freakowy film. Po prostu scenariusz powstawał, kiedy byłem między 25. a 30. rokiem życia. Dla mnie „Chaos” jest filmem młodym duchem.

Ważną rolę w „Chaosie” odgrywa także muzyka. Oprócz hiphopowej i punkowej, pojawia się też - i w to w kluczowym momencie - reggae. Czy to wyraz twych osobistych muzycznych sympatii?

Xawery Żuławski: Ja bardzo lubię muzykę, szczególnie muzykę alternatywną i do każdej z tych postaci jest muzyka, która pasuje do tych ludzi. Siłą rzeczy więc zawarłem w tym filmie rzeczy, które lubię i które słyszę. Na tej zasadzie to działało.

Jak udało cię się namówić doświadczonego operatora Mariana Prokopa, by zrobił zdjęcia do filmu debiutanta?

Xawery Żuławski: Ja z Marianem Prokopem nakręciłem wszystkie etiudy w szkole filmowej, razem studiowaliśmy (Marian Prokop był dwa lata wyżej). Zrobiliśmy też razem wszystkie moje krótkie filmy, jesteśmy przyjaciółmi, więc nie trzeba go było długo namawiać.

A decyzja o zaangażowaniu Borysa Szyca, Pawła Wilczaka i przede wszystkim Magdaleny Cieleckiej, którzy grają małe, ale ważne postaci w „Chaosie”?

Xawery Żuławski: Wilczak to też mój kolega ze studiów, Borysa też znam prywatnie, jedynie Magdy Cieleckiej nie znałem. Chodziło tutaj o taką dziewczynę, która będzie taka... - no właśnie - Magda ma to w sobie, że potrafi być taką zimną, wyrachowaną kobietą. I myślałem, żeby to była bardziej znana aktorsko osoba.

Z kilku dziewczyn, które przesłuchałem, szybko okazało się, że Magda nadaje się do tego najlepiej.

Ile ten film kosztował?

Xawery Żuławski: Około 1,6 milionów złotych. Choć tak naprawdę powinien kosztować o milion więcej. To jest tak naprawdę film zrobiony siłą woli - młotkiem i gwoździem. Film został już ukończony dwa lata temu, potem były problemy natury technologicznej.

W ostatnich latach trzeba wyjątkowo długo czekać na premiery ukończonych już polskich filmów...

Xawery Żuławski: Ja w ogóle tego nie rozumiem i nie wiem, o co tutaj chodzi. Nie rozumiem producentów, którzy działają na naszym rynku. Myślę, że to wielki błąd, że pieniądze nie są przydzielane młodym filmowcom. I o ile ostatnio trochę to ruszyło, ważne wydaje mi się także to, aby na rynek weszli także młodzi producenci. Żeby to młodzi producenci, którzy są w związkach emocjonalnych z młodymi twórcami, mogli de facto ich filmy produkować i dystrybuować.

Bo jest totalny rozdźwięk między doświadczonym producentem, który bierze sobie młodego reżysera i mu ten film finansuje. Po prostu brakuje wspólnego języka, jest kompletna deprecjacja wysiłku młodych ludzi i to zaczyna się rozciągać jak guma do żucia. Tak mi to wygląda, także jak patrzę na swój film z boku.

"Chaos" zacząłeś robić praktycznie bez pieniędzy.

Xawery Żuławski: Jeśli chodzi o „Chaos”, to pierwszą część zdjęć w 2001 roku zrobiliśmy sami, za własne pieniądze. Ekipa pracowała za darmo, my tylko finansowaliśmy nocleg, wyżywienie i benzynę. I od tego lata w 2001 roku, kiedy zrobiliśmy casting i pierwsze zdjęcia, zaczęliśmy szukać źródeł dofinansowania.

Ja "przeszedłem" wszystkich głównych producentów w Polsce. Byłem u każdego, zapukałem do wszystkich drzwi, straciłem na to 1,5 roku i ciągle byłem zwodzony. Nikt z tych ludzi nie powiedział mi prosto w oczy: „Stary, ja tego nie zrobię, idź stąd!”, tylko każdy mówił, że oczywiście on to zrobi, lada chwila będziemy robić film, właściwie już go robimy.

I tak traciłem miesiąc po miesiącu, póki się nie orientowałem, że chyba z tego nic nie będzie, że chyba tego filmu z nimi nie zrobimy, bo nagle nikt nie dzwoni. I wtedy zabierałem te wszystkie papierki i przechodziłem do kolejnego producenta…

I w zasadzie, kiedy stwierdziliśmy z Marianem [Prokopem], że albo-albo - możemy ten film zrobić do końca sami, ale nie stać nas już było na taśmę, więc wymyśliliśmy, że będziemy go robić w weekendy na taśmie DV. Raz w miesiącu trzy dni zdjęciowe, tak to chyba było… Poczyniliśmy jeden taki weekend i jak zrobiliśmy taki ruch, to wydaje mi się, że coś jednak drgnęło, poszła jakaś plotka, że chłopaki są zdesperowani i zaczęli weekendami robić film. I wtedy Telewizja Polska – redakcja „Naszym głosem” - odezwała się.

Pierwsze pieniądze, został nam przedstawiony pan Piotr Reisch jako producent, który jest tym filmem zainteresowany (SPI) i pozostała nam walka z APF-em [Agencja Produkcji Filmowych TVP - przyp. red.], a nie było to łatwe. Udało nam się wreszcie nakłonić pana ministra i wiceministra – pana Jacka Fuksiewicza, któremu bardzo dziękuję od razu za ten ruch - no i dostaliśmy takie pieniądze, które pozwoliły myśleć o tym, że chyba mogłoby się jakoś udać ten film zrobić.

To była i tak połowa za mało, więc trzeba było myśleć w ten sposób, jak tu zrobić film z połową planowanego budżetu.

Jaki masz stosunek do twórczości filmowej ojca, Andrzeja Żuławskiego?

Xawery Żuławski: Ja jego filmy znam od dziecka. Oglądałem je wtedy, kiedy w zasadzie nie powinienem ich jeszcze oglądać, bo byłem na to za mały. Ale zawsze były w domu kasety wideo w tymi filmami, więc ja mam do tych filmów dość osobisty stosunek. Nigdy nie byłem na planie żadnego filmu mojego ojca, ale znam je naprawdę bardzo dobrze.

To jest jednak zupełnie inny czas, zupełnie inne kino. Mój ojciec tworzył filmy, kiedy kino było zupełnie innym, o wiele bardziej ważnym ośrodkiem medialnym i ludzie przychodzili do kin, żeby się dowiedzieć czegoś o świecie. Teraz kino traci swoją pozycję, zaczyna być albo rozrywką albo zajęciem dla miłośników kina. Więc to jest zupełnie inny czas...

Nie mogę się więc w żaden sposób porównywać do tego, co mój ojciec robił. To, co najbardziej w nim jednak cenię, to absolutna bezkompromisowość i szczerość. Zawsze robił filmy tak, jak chciał je zrobić i tak, jak je widział.

A co Andrzej Żuławski powiedział po projekcji filmu „Chaos”?

Xawery Żuławski: Powiedział: „Stary, ja nic z tego nie zrozumiałem… Ale to chyba dobrze, nie?”

Nie myślałeś nigdy, żeby zrobić coś razem z ojcem? Andrzej Żuławski swoje pierwsze szkolne filmy pisał przecież razem z twoim dziadkiem...

Xawery Żuławski: To była inna relacja. Mój ojciec jest zupełnie innym człowiekiem niż mój dziadek. I rozumiem, że to było prostsze - praca z moim dziadkiem niż moja ewentualna praca z moim ojcem. Mój ojciec ma tak silny światopogląd, że właściwie ja bym realizował film własnego ojca. Nie byłby to mój film, tylko to, co on by chciał, żebym ja zrobił. To by było kompletnie bez sensu.

Dlatego - to jest taka niepisana umowa - nigdy o tym nie rozmawiamy, ale jesli chodzi o wspólny film, to obaj wiemy, że byłby bez sensu. Ostatnio, gdy mnie spytał, jaki mam pomysł na następny film i ja zdążyłem powiedzieć może ze trzy zdania o tym projekcie, to mi powiedział, że on by tak tego w ogóle nie zrobił...

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy